poniedziałek, 7 września 2020

Rozdział 41

Dryfowałam w ciemnościach. Upływający czas zdawał się nie mieć końca. Czy zostanę w tym miejscu już na zawsze jako zapomniana i opuszczona dusza? 

- Ariadne, Ariadne!

Ten znajomy głos. To była Audrey.  Płakała.

Tak bardzo chciałam otworzyć oczy i zobaczyć jej twarz. Nie mogłam...

******

Czas mijał. Zaczęłam się powoli godzić ze swoim losem, aż w pewnym momencie usłyszałam głos:

- Jesteś wybranką!

Ton głosu był przyjemny i kojący dla ucha. Nie wiedziałam, do kogo należy.  Trudno mi było określić czy osoba mówiąca to kobieta, czy też mężczyzna.

- Jesteś wybranką! – Głos się powtórzył.

Co ta osoba miała przez to na myśli!? Kim ona jest!? Poza tym, co ja mogę teraz zrobić. Nie żyje. Umarłam.

Nagle ta ciemność, która mnie otaczała zaczęła nabierać barw i kształtów. Czy ja...? Niemożliwe. Otworzyłam oczy.  Natychmiast oślepiła mnie jasność. Rozejrzałam się wokół.  Pomieszczenie wyglądało jak sala szpitalna. 

To ja żyję!?

- Ariadne! Ariadne się obudziła! – Aurelia zaczęła krzyczeć na wszystkie strony.

Po sekundzie usłyszałam głośny tupot stóp. Nataniel wpadł do pokoju, jak huragan. Gdy mnie zobaczył chwycił się za serce, po czym odetchnął z ulgą.

- To ja pójdę po pozostałych – oznajmiła Aurelia i wyszła.

Zostałam z Natanielem sam na sam. Chłopak zrobił kilka kroków w przód, wbijając we mnie swoje przenikliwe spojrzenie.

- Potrafisz doprowadzić człowieka na skraj szaleństwa – powiedział do mnie z wyrzutem. -  Wiesz, jak mnie tam przestraszyłaś! Nawet sobie nie wyobrażasz.

Na jego twarzy malowała się rozpacz.

- Ja...ja przepraszam – wymamrotałam.

Podszedł do mnie bliżej i pochylił głowę tuż nad moją. Zmieszało mnie to.

- Nigdy więcej tak nie rób – powiedział wolnym, stanowczym tonem.

- Tego nie mogę obiecać.

 Na jego twarzy było widać wyraźne zaskoczenie. Chyba nie takiej odpowiedzi ode mnie oczekiwał.

Do pokoju weszła kolejno Lilly, Alice, Esterka, Alex, Eli i James. Gdy Nataniel ich zobaczył odruchowo się ode mnie oddalił.

- Dobrze Cię znów widzieć wśród żywych – odparł Alex z szerokim uśmiechem na ustach.

- Ja też się cieszę – powiedział jeden z bliźniaków.

- I ja – dodał drugi.

Nie potrafiłam ich rozróżnić, więc tylko pokiwałam z uśmiechem głową.

Próbowałam się podnieść z łóżka, co było trudniejsze niż myślałam.

- Co się dzieje? Ile ja spałam? – pytałam ich zdezorientowana.

- Dwa dni tu leżysz – odpowiedziała mi Lilly.

Gdy to powiedziała, do pokoju weszła młoda kobieta o brązowych oczach i włosach spiętych w kok w kolorze ciemnego blondu. Z ubioru przypominała mi pielęgniarkę. Trzymała ceramiczny, kremowy kubek, z którego wydobywała się gorąca para. Podeszła do mnie.

- Wypij – powiedziała prosząc, jednocześnie żądając.  

Wzięłam od niej kubek i przyjrzałam się jego zawartości. Był to aromatyczny żółty  płyn o zapachu cytryny. Od tych cytryn zrobił się nawet mętny.

- Co to za płyn? – spytałam.

- Ten płyn przyspieszy Twoją regenerację – wyjaśniła spokojnym głosem.

Wzięłam pierwszy łyk i oczy mi niemal wyszły z orbit.

Co za moc!!!

Od razu poczułam, że żyję. Chyba dali do niego z 10 cytryn, jak nie więcej! Ze skrzywieniem na twarzy wypiłam wszystko do cna. Alex zachichotał widząc moją „wdzięczną” minę, kiedy podawałam pielęgniarce z powrotem kubek.

- Dziękuję – wymamrotałam, wciąż z tym samym skrzywieniem na twarzy.

- Warto było trochę pocierpieć – odparła widząc moją kwaśną minę. - Zobaczysz, że zaraz poczujesz się lepiej, a tak na przyszłość mów mi Meg – przedstawiła się.

- Miło mi pa..to znaczy Meg Cię poznać. Jestem Ariadne.

- Dobrze to ja zmykam. Muszę wracać do innych pacjentów – oznajmiła.

Kobieta jeszcze się ukłoniła zanim wyszła.

Dziwne. Robi tak przed wszystkimi swoimi pacjentami? Jeśli tak, to mają tu luksusową obsługę.

Przyjaciele zaraz po jej wyjściu zaczęli zasypywać mnie różnymi pytaniami: Jak się czuję? Czy wszystko w porządku? Czy głowa mnie nie boli...? Próbowałam im odpowiedzieć na te pytania, ale jakoś nie mogłam się w pełni wysłowić. W głowie mi szumiało, jakbym dopiero, co wybudziła się z długiego, głębokiego snu.  Ale tak właśnie przecież jest. 

- Ja... ja sama nie wiem – przyznałam.

- Coś Cię boli? Głowa? – spytała Lilly, przykładając mi dłoń do czoła. 

- Nie, nic mnie nie boli – odpowiedziałam natychmiast. - Po prostu nadal nie mogę uwierzyć, że żyję.  Boję się, że to tylko sen i zaraz się z niego obudzę. 

Wzdrygnęłam się na samą myśl. Nie chcę tam wracać do tych ciemności.

Po chwili poczułam ból na prawym ramieniu.

- Auć! – pisnęłam.

Odwróciłam głowę w bok. Zobaczyłam jak Nataniel odsuwa pospiesznie rękę od mojego ramienia. Uszczypnął mnie!

- Nataniel, to bolało. Czemu? – burknęłam, patrząc na niego z żalem.

- Chciałaś wiedzieć czy nie śpisz. Teraz już wiesz – odparł beznamiętnym tonem. - Powinnaś mi raczej za to podziękować, a nie się tak pultać – powiedział posyłając mi łobuzerski uśmiech.

- Wielkie dzięki – fuknęłam.

Lilly posłała mu wymowne spojrzenie, a on chcąc uciec od jej wzroku zrobił kilka kroków w tył.

Wciąż jednak tego nie rozumiałam, że tu jestem, wśród nich.

- Ja nadal nie rozumiem – wyrwało się z moich ust.

- Czego nie rozumiesz? – spytała Lilly.

- Ja...ja przecież nie mam prawa żyć. Umarłam! – powiedziałam głośno, jednocześnie wyrzucając to z siebie. 

Słowo „umarłam” głośno odbiło się echem w mojej głowie. Śmierć. Przecież jeszcze niedawno ją czułam. A teraz? Czuję się jakaś silniejsza, żywsza... Nie to, żebym się z tego faktu nie cieszyła, ale to wszystko nie ma sensu! Zmartwychwstałam? Tylko to przychodziło mi na myśl. Może moi towarzysze będą w stanie mi wyjaśnić, co się dzieje?  

- Dlaczego czuję się tak, jakbym mogła góry przenosić? – zapytałam ich.

Widziałam, że nikt nie chce zabrać pierwszy głosu. Nie podobało mi się to.

- To może ja - oznajmiła Lilly.

Usiadła po prawej stronie łóżka tuż obok mnie. Anielica delikatnie chwyciła moją prawą dłoń. Czułam, że całe napięcie ze mnie spada.  Chyba używała na mnie tej słynnej anielskiej terapii.

- Ariadne chcę Ci wszystko na spokojnie wytłumaczyć – zaczęła wolno –Dlatego tak się czujesz, ponieważ...

 Lilly wstrzymała na chwilę wypowiedź. Dla mnie trwała nieskończoność. 

- Ponieważ umarłaś – dokończyła jednym tchem.

Nic już z tego nie rozumiałam.

 

1 komentarz:

  1. Uffff. Ariadne żyje. Znaczy jest dalej w książce. Ale... rzeczywiście jak to możliwe? (Nie to bym się nie cieszyła)

    OdpowiedzUsuń