Harry uklęknął przed Charlesem.
- Wstań, wstań - mówił Charles zachęcając, by się podniósł.
- Niecodziennie do mojego domu przychodzą królewicze.
Harry był wyraźnie onieśmielony jego obecnością.
- Możesz zapomnieć teraz, że nim jestem. Mów mi Charles.
- Dobrze kró... Charles.
Podali sobie dłoń.
- Dobra, musimy się dowiedzieć, co to ten cały ,,Orion"- wtrącił Evan, aby już przejść do rzeczy.
Usiedli przy stole, aby przeanalizować zebrane wskazówki. Siostra Harrego doniosła ciepłe napoje i również się dosiadła. Książka nie zawierała tylko i wyłącznie tej jednej zagadki, ale wiele innych. Na jednej stronie dużymi literami zapisane były liczby: 53 stopnie N, 12 stopni W.
- Co to za liczby? Wskazują do czegoś kierunek? Do tego ,,Niebieskiego Oriona"? - zastanawiał się Charles.
- To też moja realna wizja. Siedząc sobie i jedząc śniadanie zobaczyłem przed sobą te liczby. Nie wiedziałam, do czego mają służyć.
- He he, już sobie wyobrażam jak to wyglądało - zaśmiał się Evan.
- No, a żebyś wiedział. Jadłem sobie śniadanie jak gdyby nigdy nic, a tu takie coś. Na początku myślałem, że Liza mi dosypuje jakieś zioła.
- No wiesz ty co! - siostra pacnęła go w ramię.
- Przecież wiesz, że żartuję - zaśmiał się Harry.
- Widać, że rodzinka - powiedział żartobliwie Evan. - Liza, ładne imię.
- Dzięki, miło mi...
Wymienili miłe spojrzenia.
- Musimy chyba popłynąć, gdzie wskazuje kurs - wtrącił szeptem Charles pogrążony we własnych analizach.
Znowu powrócono do bieżącego tematu. Wszyscy się zgodzili, że należy tam płynąć. Evan zadeklarował, że załatwi łódź⛵. Każdy w głębi duszy chciał przeżyć przygodę, która być może da odpowiedź na wiele nurtujących pytań. Ustalili, że wypłynąć w rejs mają pojutrze o zmierzchu.
Zaczęło się ściemniać, więc Charles i Evan postanowili się pożegnać. Harry uznał, że po co mają wracać po ciemku i zaproponował im nocleg.
- Nie chcemy się napraszać - powiedział Evan.
- Tak, napewno chcą wrócić do siebie- wtrąciła Liza.
- Tak, dokładnie masz rację. Nie chcemy się napraszać - powtórzył.
Oboje wymienili między sobą zakłopotane spojrzenia, które wyłapał Charles. Zrozumiał, o co chodzi. Postanowił pomóc przyjacielowi.
- Harry na nas już czas. Jutro się spotkamy.
Harry westchnął.
- No dobrze, słowo króla jest nie do podważenia - odparł z uśmiechem.
Charlesowi zaświeciły się oczy.
- Wszystko dobrze król... Charlesie?
- Tak, tak. Zamyśliłem się przez chwilę.
Na twarzy królewicza wstąpił uśmiech, że ktoś liczy się szczerze z jego słowem i traktuje poważnie. Potrzebował tego.
W drodze do domu Charles od czasu do czasu spoglądał na Evana. Wyglądał dziwnie, jakby trafiła go strzała amora. Ci dorośli... - pomyślał tylko.