poniedziałek, 18 maja 2020

Rozdział 21


Pierścienie...Fascynująca sprawa – pomyślałam.

- Lilianna wspominała, że  dostrzegła u Twoich rodziców pierścionki na palcu, choć mogły to być obrączki.

- A te pierścienie są u Was często noszone? – Zapytałam zaciekawiona.

- Nie, nie są.  Wykuto tylko sześć takich pierścieni. Niestety wszystkie zniknęły i to jeszcze przed buntem. Krążą pogłoski, że podobno Jordan wziął dwa z nich. Do czegoś mu były potrzebne. Do czego? Nie wiadomo. Trzeci i czwarty dała Lilly ojcu Audrey i jej, żeby Twoi rodzice nie rozpoznali, że są aniołami. A piąty i szósty nie mam pojęcia - chłopak wzruszył ramionami. -  Słyszałem, że te pierścienie mogą być na palcu niewidzialne. Dlatego nawet tu w naszej bezpiecznej strefie nie możemy nikomu ufać. Kto wie, może ktoś tu z nas nosi ten pierścień i w rzeczywistości jest szpiegiem, a my nawet o tym nie wiemy? 

- Ktoś może go tutaj nosić? - spytałam ze strachem.

-  Niestety tak...- oznajmił pochmurnie mój towarzysz.

Cała się spięłam.


Will spojrzał na mnie z troską.

-
Ariadne nie dopuszczę, żeby stała Ci się krzywda - rzekł głośno, jakby chciał  przypieczętować swoją obietnicę.

Spojrzałam na przyjaciela z wdzięcznością, ale jednocześnie nie chciałam tego. 


 - Will, ja nie chce żebyś  ryzykował dla mnie życie - powiedziałam mu wprost.

- Złożyłem przysięgę przed Radą, że będę Cię chronić.

Zamurowało mnie.

- To w takim razie zwalniam Cię z tej przysięgi -  bąknęłam.

Chłopak uśmiechnął się pod nosem, po czym znów zerwał chaber i zaczął się nim bawić.


-  Jak powiedziałem Ci wcześniej, żeby nie mieć konkurencji Aaron powięził wszystkich swoich krewnych. Jeżeli żyje to musiał być w szoku, kiedy dowiedział się o Tobie. Myślał, że pochwycił wszystkich, którzy mogliby mu zagrozić, a jednak...

- Ja jestem - dokończyłam.

- Ariadne, a więc  rozumiesz, że nie możesz udać się ze mną na drugą  stronę. Jesteś zbyt ważna, dlatego sam muszę tam iść – powiedział, jakby to był oczywisty i zamknięty temat.

Może tylko dla niego...

- Will ja nie mogę...- pokręciłam bezradnie głową.

Miałam świadomość, że nie takiej odpowiedzi ode mnie oczekiwał i źle było mi z tym. Nigdy nie lubiłam sprawiać ludziom zawodu, ale nie mogłam się  z tym wszystkim pogodzić.

Już tylko mogłam czekać na reakcję z jego strony. 

- Ale uparciuch z Ciebie – powiedział uśmiechając się grymaśnie.

- Wiem. Często mi to mówią - przyznałam.

- Ariadne, naprawdę po tym wszystkim, co Ci powiedziałem nie zmieniłaś zdania? - Will patrzył na mnie z  niedowierzaniem. - Złamałem wcześniejsze ustalenia postanowione podczas narady, ponieważ mieliśmy razem Cię we wszystko wtajemniczyć, jednak ze względu na zaistniałą sytuację postanowiłem sam Ci o niektórych rzeczach opowiedzieć.  Nie pamiętam kiedy ostatnio złamałem zasady. Sądziłem, że zrozumiesz...

- Will, to nie tak... Po prostu nie dam rady żyć z tą świadomością, że poszedłeś tam sam. Nie dam rady...

Przyjaciel spojrzał na mnie desperacko.

- Ariadne, jak tam ze mną pójdziesz, to znajdziesz się na linii wroga - tłumaczył dosłownie. - Poza tym nie będę mógł Cię tam chronić, tak, jakbym sobie tego życzył. I  kto wie? Może to jest częścią jego planu, żeby Cię tam właśnie zwabić?

Jego  przypuszczenia  brzmiały całkiem sensownie, ale starałam się nie podzielać jego domysłów.  Tak łatwiej mi było brnąć przy swoim.

Spojrzałam na Willa pewnym wzrokiem.

– Audrey jest mi jak siostra. Pozwól mi samej podjąć wybór w tej sprawie -  prosiłam go o to, co podpowiadało mi  w tej chwili serce.

Ona zrobiłaby dla mnie to samo. Wiem to. 

- Ariadne...

- Proszę Will – delikatnie przerwałam mu.

Czułam, że zaczynam się załamywać.

 - Za dużo ode mnie oczekujesz - powiedziałam
przez zaciśnięte gardło. - Mam udawać, że Twoje pójście na drugą stronę mi zupełnie zwisa, a jeżeli umrzesz, jeśli Audrey jakimś cudem wyjdzie z tego... nie wybaczy mi, że Ci na to pozwoliłam. Ja po prostu tego nie chcę. A jeśli ona tego nie przeżyje i umrze... Po prostu nie chcę stracić już nikogo więcej, rozumiesz?! Jeżeli Audrey zginie... I Ty tam pójdziesz, to stracę was oboje. Nie wyobrażam sobie tego - patrzyłam na niego z pretensją, że prosi mnie o coś takiego.

Wylałam z siebie moje wszystkie wątpliwości i żal w związku z tym.

I wcale nie poczułam się lepiej. 

Will ciężko westchnął.

- Wiem, że to dla Ciebie trudne, ale postaw się na moim miejscu- ostatnie słowa podkreślił dobitnie. - Staram się jak tylko mo, abyś była tu bezpieczna - powiedział z ręką na sercu.  Poza tym, jeżeli kierujesz się tymi samymi ideami i wartościami co Audrey to powinnaś odpuścić. Ona z pewnością nie chciałaby Twojej śmierci.

- A Twojej za to już chce? – powiedziałam sarkastycznym tonem.

W rzeczywistości chciałam ukryć swoją desperację.

Will uśmiechnął się do mnie smutno.

- Ariadne, moja śmierć nic nie zmieni, a Twoja za to już tak.  Postaram się ocalić Audrey za nas obojga.

Mówienie tych słów bardzo łatwo mu przychodziło.

Musiałam wstać, bo nie mogłam już dłużej usiedzieć w miejscu od tych kotłujących się we mnie emocji. 
Will również wstał robiąc kilka kroków w moją stronę. Nie mogąc na niego patrzeć odwróciłam się do niego plecami. Po jego deklaracji z poświęceniem nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Już sama nie wiedziałam, co mam robić.
 
Jednym słowem zgłupiałam.

Rozsądek podpowiadał mi żebym została i się nie narażała, jeżeli jestem "taka ważna", poza tym to może być zastawiona na mnie pułapka. Will ma co do swoich przypuszczeń rację i musiałam cicho to przyznać. Serce wskazywało mi zaś zupełnie inną drogę, że powinnam ratować przyjaciółkę pomimo wszystko. Czułam, że mogę kiedyś tego żałować, że nie wyruszyłam jej z pomocą.

- Jeżeli Cię to pocieszy to mam również inny powód, żeby tam iść - wyznał chłopak. - Moi rodzice prawdopodobnie zostali porwani, bo zniknęli pewnego dnia i już nie wrócili.

Ciężko przychodziło mu mówienie o tym. Natychmiast się do niego odwróciłam.

- Co... jak to...?

 - Wciąż tli się we mnie nadzieja, że żyją  - Will gwałtownie zacisnął prawą pięść.

- O matko Will...- patrzyłam na swojego przyjaciela ze współczuciem.

- Jeżeli to sprawka Aarona to nie chciałbym być teraz w jego skórze - powiedział jeszcze bardziej zaciskając dłoń w pięść.


Ujrzałam na jego twarzy chęć zemsty. On mówiąc to wcale nie żartował.


Will chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale się zatrzymał. Rozejrzał się dookoła. Po chwili do niego dołączyłam.  Poczułam dziwny niepokój, jakbyśmy nie byli tu sami. Will chyba też to wyczuł. Usłyszałam szelest za jednym z drzew. Odruchowo się tam odwróciliśmy. Za konarami stała jakaś postać w szarym kapturze. Przyglądała mi się. Nawet z tak daleka czułam ciężar tego spojrzenia. Chłopak zasłonił mnie swoim ciałem przyjmując pozycję bojową. Ja stałam cała spięta, nie mogąc się ruszyć. Strach mnie całkiem sparaliżował. 
 
 

A więc to Ty jesteś Ariadne

Taka niepozorna...

Jakim cudem ma pokonać Aarona?

Ale cóż pozory mylą.

 

1 komentarz: