sobota, 2 maja 2020

Rozdział 19



-  Że co...? On naprawdę...?- Oszołomiona patrzyłam na Willa.

- Niestety tak - powiedział z kamienną twarzą.


Słowa wypowiedziane przez niego w pełni dotarły do mnie. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Musiałam usiąść na trawie. 
Ja chyba śnie... Zakryłam dłonią usta nie mogąc w to wszystko uwierzyć.

- Wiesz to nie jedyna rzecz na długiej liście jego występków – odparł  marszcząc brwi.

Spojrzał na mnie w stylu „ To jeszcze nie koniec”.

- To jest tego jeszcze więcej!?


Nie wiedziałam sama czy chce znać dalsze opowieści na temat tego anioła. Spojrzałam na przyjaciela.  Spoglądał na mnie smutno. Chyba zaczął żałować, że mi to powiedział. Nie chciałam tego.

-  Dziękuję, że byłeś ze mną szczery - rzekłam zgodnie z prawdą.

Will nerwowo przejechał otwartą dłonią po karku i szyi, po czym westchnął wymownie.

- Też nie czuję się z tym dobrze opowiadając Ci takie rzeczy. Mojemu bratu o wiele łatwiej to przychodzi.

- Nie dziwię się. Kto by lubił? - ciężko westchnęłam. - Skąd w ogóle wiecie, że ta roślina, która mogłaby wyleczyć Audrey znajduje się na jego terenach? - spytałam z ciekawości.

Will usiadł obok mnie. Zerwał chaber i  znów zaczął okręcać jego łodygę.


- Jeden z aniołów o imieniu Olivier dobrowolnie udał się na drugą stronę. Zrobił to w rozpaczy, ponieważ jego żona... jak ona miała na imię?

Widziałam, że Will próbuje sobie przypomnieć.

- Już wiem – odparł po chwili. - Dziewczyna miała na imię Clarissa. Została dźgnięta kuszą z nasączoną trucizną.  Wielu aniołów próbowało wyleczyć kobietę swoimi uzdrawiającymi zdolnościami, ale to nic nie dawało. Nieskuteczne były tak samo maści  jak i inne środki lecznicze. W końcu Olivier nie wytrzymał i wyruszył na drugą stronę. Chciał ją pomścić. Było mu wszystko jedno czy zginie czy nie. Wrócił do nas ledwo stojąc na nogach i trzymając w rękach jakąś roślinę. Nie było mnie przy tym, ale wiem, że na tej roślinie wykonano sporo testów i jak się później okazało ona była wyszukiwanym przez wszystkich antidotum na tą truciznę. Zrobiono z niej miksturę i podano tej anielicy, a ta niedługo potem wyzdrowiała. Lekarze nazwali tą roślinę "Ratale", ponieważ ratuje anielskie życie, stąd taka nazwa - wyjaśnił.

- Faktycznie ta roślina kojarzy się z ratowaniem życia.


- Niestety - Will pokręcił bezradnie głową. - Rośliny, której przyniósł ten anioł był zaledwie skrawek i nie mogliśmy jej zasiać. Inne odważne anioły wyruszały na drugą stronę po tę roślinę, ale nie wracały. Po powrocie Oliviera nikt kto tam się udał, nie wrócił z stamtąd żywy. Myślę, że specjalnie Aaron go oszczędził, abyśmy wiedzieli, że istnieje dla nas nieosiągalne antidotum. Lecznicze rośliny mają służyć za przynętę, aby po kolei nas eliminować. Wiadomo gdzie - wymownie przewrócił oczami. - Jestem przekonany, że pomagały mu czarownice, aby jego plan wszedł w życie. Znają się dobrze na alchemii i zapewne z ich pomocą stworzył nieznaną dla wszystkich truciznę i opracował na nią  antidotum. 

Obiema rękoma zakryłam swoją twarz nie mogąc już tego dłużej słuchać.  

- Kim trzeba być, żeby zrobić coś takiego!?– powiedziałam cicho, chodź sama krzyczałam w duchu. Łzy napłynęły mi do oczu.

- Niestety istnieją takie osoby - rzekł Will smutno.

- Nawet tutaj!? Nawet w takim pięknym miejscu!? To się w głowie nie mieści. To nie do pojęcia!  Wystarczy, że na Ziemi dzieje się tak wiele zła...

- Ariadne możesz to jeszcze wszystko naprawić – Will wskazał palcem na mój naszyjnik.

- Skoro już o tym mowa, to co by się stało jakby Aaron wsz
edł w posiadanie naszyjnika? - spytałam, choć w głębi duszy bałam się odpowiedzi.

-  Na pewno nic dobrego - W jego głosie czaiła się zgroza.

1 komentarz:

  1. 😭😭😭😭😭😭. Jakie to smutne i okrutne. Will bohater!! <3 świetny rozdział. Czekam na następne!

    OdpowiedzUsuń