poniedziałek, 29 czerwca 2020

Rozdział 27



Przez całą drogę do mojego pokoju milczeliśmy. Ciągle rozmyślałam o aniołach, które się poświęciły, żeby inne anioły mogły żyć, a także nad słowami Willa jaka jestem ważna. Może powinnam jednak zostać? – myślałam. Jeśli na to patrzeć z innej perspektywy to moja postawa jest egoistyczna. Pozbawię te anioły ostatniej deski ratunku, którą jestem o dziwo ja. Ale czy dane mi będzie żyć ze świadomością, że zostawiłam tak Audrey? Łzy napłynęły mi do oczu na samą myśl.
Will odprowadził mnie pod same drzwi mojej sypialni.

- Dzięki za odprowadzenie – powiedziałam z wdzięcznością.

- Nie ma sprawy. Jak będziesz czegoś potrzebować to jestem u siebie.

Kiwnęłam głową.

- I Ariadne... Nie chwal się, że zaprowadziłem Cię tam.

- W porządku – powiedziałam cicho.

Patrzyłam jak się oddala. Jeszcze mi pomachał zanim zamknął od siebie drzwi.
Po wejściu do pokoju od razu usiadłam na łóżku. Byłam wyczerpana.
******
Znalazłam się na Ziemi.
Czy ja śnię?
Stałam tuż przed domem, w którym mieszkałam zanim trafiłam tutaj. Bezwiednie weszłam do środka, pomimo, że cały płonął.
W całym domu panowała grobowa cisza. Zaczęłam przechadzać się z drżącym sercem po pokojach w poszukiwaniu moich rodziców. Kiedy zbliżałam się do ich sypialni moje ciało przeszył niepokój. Otworzyłam niepewnie drzwi i powolnym krokiem weszłam do środka. Rodziców tam nie było, za to w całym pomieszczeniu czułam śmierć.
Wtedy się obudziłam pod miękką tkaniną. Czułam na sobie zimny pot, który ociekał po czole.
Ja...musiałam zasnąć.
Otarłam ręką pot z czoła.
Ten sen był taki realny! Za realny!
Czy moim rodzicom nic nie jest?! Zaczęłam się naprawdę martwić.
Może Nataniel i Lilly już wrócili!
Nie myśląc długo wybiegłam z pokoju. Cały czas miałam w głowie obraz tego sennego koszmaru. I wtedy na kogoś wpadłam. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na osobę, z którą miałam bliskie czołowe spotkanie. Zderzyłam się z Natanielem, Czyli już wrócili! Objęłam go.

- Nataniel to ty! – ucieszyłam się na jego widok, jeszcze mocniej go obejmując.

Chłopak zmarszczył brwi.

- Tak to ja... – powiedział wyraźnie zdezorientowany moją reakcją. 

Obok niego stała Lilly.

- Tak się cieszę, że nic Wam nie jest! – rzekłam uradowana.

Nie było z nimi moich rodziców, ani taty Audrey. Poczułam niepokój. Oderwałam się od Nataniela.

- Gdzie są moi rodzice? Gdzie tata Audrey? - spytałam ich.

- Za dużo demonów pilnowało Waszych domów. Nie mogliśmy ich odbić – wyznała Lilly ze smutkiem.

- Musimy zebrać więcej ludzi. Zaraz się tym zajmę – oświadczył Nataniel.

Nagle Lilly bardzo spochmurniała.

- Ariadne jest jeszcze jedna rzecz. Zanim jednak Ci o niej powiem wolałabym, żebyś usiadła.

- J...jaka to rzecz? – spytałam ze strachem.

- Najpierw usiądź - powtórzyła Lilly troskliwy, nieco stanowczym głosem.
Wszyscy poszliśmy do mojej sypialni.
Usiadłam na łóżku a Lilly tuż obok mnie. Nataniel stał naprzeciw nas. Wyraźnie unikał mnie wzrokiem.
Czułam jak bicie mego serca z każdą chwilą przyspiesza. Z nerwów zaczęłam się pocić.
Lilly zwróciła się ku mnie. W jej oczach dostrzegłam smutek i żal.

- Ariadne obiecałam, że nie będę Cię z niczym okłamywać. Teraz też nie mam takiego zamiaru.
Anielica zamknęła na chwilę oczy, wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić:

- My anioły umiemy dojrzeć coś nawet z bardzo dużej odległości. To tak zwany Anielski zmysł...
Anielica wstrzymała wypowiedź.
Myślałam ze serce mi zaraz wyskoczy z piersi.

- Cały Twój dom został pochłonięty przez pożar. Ktoś musiał go wcześniej podpalić, a co gorsza czuliśmy w Twoim domu...

- Nie...proszę nie....
 
Zaczęłam kręcić głową. Nie mogłam zatrzymać napływających łez.

  Lilly chwyciła moją dłoń.

- Niestety...

-Moi rodzice nie żyją?! 

Zaczęło kręcić mi się w głowie.

- To... Nieprawda! Powiedzcie, że to nieprawda!!!

Czułam, że cały świat zaczął walić mi się na głowę.

- Nasza wizja nie musi się zgadzać – wtrącił Nataniel.

Słabo docierały do mnie jego słowa, jakby przez mgłę.

- A więc chcesz odebrać mi wszystko, co kocham?! Jeszcze zobaczymy!!! - wrzeszczałam w zawiści.

Musiałam wstać, czułam, że się duszę. Nie mogłam zrobić ani jednego kroku naprzód, jakby mnie ktoś sparaliżował.

-Moi rodzice, moi rodzice...- powtarzałam czując, że tracę zmysły.

Nagle siły zaczęły mnie opuszczać, a moje oczy spowiła czerń.

niedziela, 28 czerwca 2020

Rozdział 26



Drzwi, pod które zaprowadził mnie Will wydawały się dziwnie znajome...
- Czy to jest...
- Biblioteka – dokończył za mnie.
A więc moje skojarzenie było słuszne.
Weszliśmy do środka i przeszliśmy przez regały. Doszliśmy do jakiegoś pustego zaułku między półkami. Nie rozumiałam, czemu tu jesteśmy?
Will wypowiedział słowa znów w jakimś  nieznanym mi języku. Po chwili ta pusta ściana zaczęła się ruszać. Przede mną ukazało się dotąd  nieznane  mi przejście.
- Nie powtarzaj tych słów nikomu - poprosił mnie Will.
- Już ich nie pamiętam – wyznałam szczerze.
Zeszliśmy na dół krętymi schodami. Im bardziej schodziłam w dół, to schody wydawały mi się coraz węższe. Ledwo już się mieściłam.
- To już niedaleko – oznajmił, widząc moją zdegustowaną minę.
Wtedy zobaczyłam koniec schodów.
- Hura! – wykrzyknęłam na głos.
Will zachichotał na moją entuzjastyczną reakcję. Już po przekroczeniu progu pomieszczenia poczułam coś magicznego. Podłoga, jak i ściana była niebieska i świetlisto-połyskujaca. Po prawej stronie znajdował się niewielki marmurowy, okrągły basen połączony z grotą. Z góry wypływał przejrzysty i krystaliczny strumień wody wpadający do tego basenu. Podeszłam, żeby się temu pięknu przyjrzeć z bliska.
- Po złożeniu przysięgi wchodzimy pod ten strumień wody. To tak zwane oczyszczenie – wyjaśnił.
- A jakie składacie przysięgi? –spytałam zaciekawiona.
- Są różne. Kiedy chciałem przystąpić do Rady Bezpieczeństwa musiałem złożyć przysięgę przed Radą Błyszczących, że zawsze będę bronić Krainy, nawet kosztem własnego życia. W tej książce zapisana jest ta przysięga, którą należy wymówić.
Wskazał mi palcem drewniany stojak, na której leżała jakaś książka.
Podeszłam bliżej. Książka była w połowie otwarta. Strona zaznaczona była złotą wstążką.  Nic nie mogłam z niej wyczytać. Litery były zapisane w jakimś nieznanym mi języku. 
- A kim jest Rada Błyszczących? - spytałam z ciekawości, jednocześnie przeglądając książkę.
- Jest to najwyższa straż, stoi nad wszystkimi pozostałymi strażami, łącznie z naszą. A nazwa "błyszczący " wzięła się z  tego, że Ci aniołowie błyszczą. Dosłownie. Razem jest ich pięciu. Jakbyś kiedyś składała przysięgę to na pewno ich poznasz. 
Zaczęłam ich sobie wyobrażać. Muszą wyglądać ciekawie z tym błyszczykiem. 
- Chodź za mną – ponaglił mnie Will wyrywając mnie z myśli o nich.
Westchnęłam zrezygnowana. Chciałam go jeszcze o tak wiele rzeczy zapytać.
W pomieszczaniu po prawej stronie znajdowało się jeszcze inne wyrzeźbione wejście. To był ciemny korytarz.
- Możesz mnie złapać za rękaw jak chcesz – zaproponował widząc moją minę pełną obaw i lęku.
Kiwnęłam głową.
Weszliśmy do środka.
Will od czasu do czasu pytał mnie czy idę za nim. W drodze potknęłam się o coś. Gwałtownie chwyciłam się jego rękawa, żeby nie upaść.
- Może chwyć mnie za tą koszulę – powiedział żartobliwie.
Zaśmiałam się nerwowo i koniec końców to zrobiłam.
Moim oczom ukazało się jasne światło.
To musi być koniec korytarza – myślałam z ulgą. 
Nie myliłam się. Doszliśmy do jakiejś sali.  Ściany tego pomieszczenia były obrośnięte krystalicznymi, przezroczystymi diamentami w kształcie sopli. Widok był nieziemski. Na środku stała przezroczysta gablota, a w niej znajdowała się złota książka.
Will otworzył drzwi gabloty, wyjął książkę i mi ją podał. Była bardzo ciężka. 
- Może jak przeczytasz jej fragmenty to zrozumiesz, dlaczego nie możesz iść tam ze mną – odparł.
Zaczęłam przyglądać się książce.  Na okładce widniał jakiś napis, ale nie mogłam go odczytać.
- Tytuł brzmi POŚWIĘCENIE – zdradził.
Delikatnie wziął ode mnie książkę, otworzył na jakiejś stronie i zaczął czytać: 
 W trakcie buntu wznieconego przez Aarona złe istoty nie odpuszczały. Żeby chronić siebie i innych mieszkańców 44 ochotniczych aniołów  wspólnie wypowiedziało silne zaklęcie zaczerpnięte z pradawnej Księgi Przemian i Zaklęć, która jest ściśle strzeżona w Mglistej Wieży. Jest to księga, która towarzyszyła mieszkańcom Krainy przez wieki, a o jej powstaniu krążą legendy. Szybko zrozumieliśmy, że w niej znajdują się przeróżne zaklęcia, które mają wielką moc, a co więcej, sprawdzają się. Wypowiedziane zaklęcie stworzyło barierę i zapobiegło w przedostawaniu się do nas wrogów. Niestety, aby wypowiedziane zaklęcie zadziałało i było skuteczne anioły dobrowolnie oddały część swoich mocy. Niektórzy potracili skrzydła, jeszcze inni swoje zdolności uzdrawiające. Ta heroiczna postawa będzie pamiętna przez wieki.

Mieszkańcy Krainy

- Pod spodem znajdują się imiona mieszkańców, którzy się poświęcili.
Will pokazał mi je.
- Moi rodzice zgłosili się na ochotników. Oni potracili swoje anielskie skrzydła – wyznał ze smutkiem. - Mają na imię Idalia i Felix.
Wskazał mi ich palcem w książce.
Spojrzałam na przyjaciela ze współczuciem.
- Twoi rodzice poświęcili się dla dobra ogółu – próbowałam podzielać jego ból.
Will zakrył oczy dłonią.
- Miejmy tylko nadzieję, że ich poświęcenie nie pójdzie na marne.
- Jak to?
- Kiedy ukazałaś się w Lustrze Prawdy znów pojawiła się nadzieja, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Ariadne, jeżeli umrzesz ta nadzieja zgaśnie. Jesteś naszym światełkiem pośród ciemności.
- To jak mogę Wam pomóc?- spytałam z rozpaczą.
- Po prostu żyć – wyznał ze smutnym uśmiechem na ustach.

środa, 17 czerwca 2020

Rozdział 25



Aurelia, Alice i Will postanowili, że opowiedzą Lilly i Natanielowi o zajściu od razu jak wrócą. Nagle zaburczało mi w brzuchu i zaczęło mi się kręcić w głowie.
- Co się dzieje? – zapytała mnie Aurelia.
- Nic takiego, ja chyba jestem głodna...
- A więc chodźmy na stołówkę – powiedział ochoczo Will. – Ja też z chęcią bym coś zjadł – przyznał.
Poszłam za nimi. Doszliśmy na stołówkę, która miała otwarte, wyrzeźbione wejście. Było widać, że znajduje się w grocie, bo ściana tak samo jak mój pokój była jego częścią w kremowo-różowym połyskującym odcieniu. Pomieszczenie już na wejściu przypominało mi kuchnie z Ziemi, tylko taką pełną przepychu.  Dostrzegłam lodówkę, piekarnik, zmywarkę...Takie typowo ziemskie urządzenia. Płytki podłogowe mieniły się w różnych kolorach. To dawało niezwykły, magiczny efekt całemu wnętrzu. Na środku stał brązowy stół przypominający mi wielki liść. Miał złote zaznaczenia na kształt łodygi i wychodzących z niej korzeni. Podeszłam bliżej, aby lepiej się mu przyjrzeć. Przejechałam po nim placem. Stół był polerowany, ponieważ cały lśnił.
- Moje ulubione pomieszczenie – powiedziała Aurelia uśmiechając się szeroko.
- Moje chyba też – przyznałam cicho.
Aurelia podbiegła do wielkiej lodówki i po jej otworzeniu zaczęła wyjmować przeróżne rzeczy kładąc je na stół, zaczynając od słonych przekąsek, po desery aż do słodkich, soczystych owoców. Alice wyciągnęła ciasto z piekarnika owinięte przezroczystą folią aluminiową. Już z daleka pachniało wspaniale i świeżo. Od razu pobudził się mój apetyt. Will zaczął rozkładać porcelanowe talerze, szklanki i sztućce.

Przez chwilę stałam w bezruchu zastanawiając się, gdzie mogę bardziej pomóc. Po lewej stronie na blacie dostrzegłam przezroczyste dzbanki z wodą. Postanowiłam je zanieść na stół. I tak też zrobiłam.

- Skończone, możemy siadać – sapnęła Aurelia zdyszanym głosem udając zmęczenie.

- Szybko nam poszło – stwierdził Will siadając do stołu.

No nie wiem dla mnie to była wieczność.

Każdy sobie coś po trochu nakładał. Ja od razu wzięłam się za degustowanie ciasta, które z wyglądu przypominało mi pleśniak. Po ugryzieniu pierwszego kęsa oniemiałam. Chyba nigdy nie jadłam tak dobrego ciasta, a myślałam, że nikt nie pobije mojej mamy w pieczeniu. Wyczuwałam w nim świeże porzeczki i aronie. Kruszonka na cieście, aż rozpływała się w ustach. Po chwili zdałam sobie sprawę, że wcinam już piąty kawałek! To ciasto było za dobre.  
Od czasu do czasu spoglądałam na Willa. Z twarzy wydawał się spokojny, ale widziałam lud w jego oczach.  Czułam, że jest ciągle myślami z Audrey. Ja też.
Po wspólnym jedzeniu mieliśmy się udać do swoich pokoi. Aurelia i Alice postanowiły, że pójdą zajrzeć do Esterki, a ja mogę zostać u siebie i odpocząć. Faktycznie byłam wykończona. Poprosiłam dziewczyny, żeby potem wpadły do mnie z Esterką w odwiedziny jak ta się obudzi. Will zadeklarował, że odprowadzi mnie do pokoju. Nawet się ucieszyłam, bo chciałam z nim porozmawiać o planach związanych z ratowaniem Audrey. Myślałam, że Will pierwszy się odezwie, jednak on cały czas milczał.

Może jest na mnie zły, że jestem taka uparta? – myślałam.

Po czasie uświadomiłam sobie, że nie idę w stronę mojego pokoju. Już na tyle kojarzyłam tę drogę, że niektóre miejsca mogłam rozpoznać, a tu nic. 

- Will gdzie my idziemy? - spytałam zdezorientowana.

- Zobaczysz – oznajmił tajemniczo.