niedziela, 16 sierpnia 2020

Rozdział 36

 

- Jeżeli będziemy stać nieruchomo to nie powinny nas zaatakować, najlepiej też nie patrzeć im w oczy – poradził doktor.

Musieliśmy mu zaufać. Zamknęłam oczy, błagając w duchu, żeby węże odeszły. Słyszałam już tylko ich groźne syczenie, ale o dziwo nie zbliżały się do mnie. W pewnym momencie jakaś siła gwałtownie mnie odrzuciła, że aż znalazłam się przy końcu ściany. Z bólem otworzyłam powieki. Moi towarzysze również zostali odrzuceni. Znajdowali się w różnych miejscach, zaś węże leżały bezwładnie na ziemi.

- Co...co to było?! – pytałam samą siebie. Chyba doznałam szoku.

Wszyscy podbiegli do mnie.

- Ariadne nic ci nie jest? – Doktor zaczął mnie dokładnie doglądać.

- Nie nic mi nie jest...- wymamrotałam, wciąż oszołomiona. – Was też tak odrzuciło?

- Tak i nawet wiem, co może być tego przyczyną – Will wskazał mój naszyjnik. Cały migotał. Odruchowo go dotknęłam i wtedy kopnął mnie prąd.

Pisnęłam z bólu.

- Ten naszyjnik jest naelektryzowany – powiedziałam z trudem łapiąc powietrze.

Po chwili ból ręki minął tak samo jak migotanie.

- Nie do wiary – Doktor odsunął się ode mnie, łapiąc się za głowę – Skąd masz ten naszyjnik? Kim ty...? – Nagle przerwał swoją wypowiedź posyłając mi przenikliwe spojrzenie.

Spojrzałam na resztę towarzyszy. Mieli wzrok wbity w ziemię.

- Powiedzcie, co tu się dzieję, bo i tak się dowiem – powiedział stanowczo.

Jego mina mówiła sama za siebie, że tak łatwo nie odpuści.

- Eh, może powiedzmy, w końcu wszyscy w tym siedzimy – zasugerowałam, choć sama byłam niepewna. Uznałam, jednak, że tak trzeba. Reszta się zgodziła, tylko Nataniel nie miał zdania.

- A więc? – Doktor dalej pytał zdezorientowany.   

- Ta dziewczyna jest wybranką, ukazała się w Lustrze Prawdy – pierwszy odważył się zabrać głos Will.

Doktor Jack na jego słowa, aż się zachwiał.

- I wy ją tu przyprowadziliście?! Coście uczynili?!

Widziałam, że wszystko zaczyna się w nim gotować. Zaczęłam żałować swojej decyzji, odnośnie wtajemniczenia go.  

Wstałam i wyszłam przed szereg.

- To moja wina, wszyscy chcieli mnie zatrzymać, a ja...- wzięłam głęboki wdech – I tak poszłam – dokończyłam z trudem.

Doktor wpatrywał się we mnie intensywnie. Wytrzymałam jego spojrzenie.

- A więc to ty – powiedział wolno, jakby kodował tą wiadomość. - Ariadne tyle na ciebie czekaliśmy – Po jego policzkach spłynęły łzy. – Lilianna pewnego dnia przyszła do mnie rozpromieniona. Pytałem, co się stało, a ona, że znowu jest nadzieja na lepsze jutro. Nie wiedziałem, że chodzi o ciebie.

Doktor zaczął nerwowo przechadzać się po jaskini.

- Czemu nie domyśliłem się wcześniej, czemu? – powtarzał do siebie z wyrzutem. – Może, dlatego, że całą moją uwagę skupiłem na Angeles i dlatego nie zorientowałem się, kogo mam przed sobą?

Po chwili znów podszedł do mnie szybkim krokiem.

- Ariadne, postąpiłaś bardzo egoistycznie – zaczął mnie karcić.

- Ale, ja musiałam ratować przyjaciółkę w potrzebie – powiedziałam przez łzy. - A poza tym mój naszyjnik nas chroni, bez niego nie dalibyśmy sobie rady –oznajmiłam pewnie, bo taka była prawda.

- Właśnie naszyjnik....- zaczął się w niego wpatrywać. - Skąd go masz?

- Ja znalazłam go u siebie w pokoju jak byłam mała - tłumaczyłam.

Doktor wziął kryształek w dłonie.

- Ten naszyjnik zaginął parę lat temu. Ktoś go pewnego razu zabrał z Mglistej Wieży, gdzie był ściśle strzeżony. Pilnowało go, aż dwunastu aniołów strażników! Do tej pory zastanawiam się, jak to się stało, że nikt niczego nie zauważył. Rada aniołów, która go strzegła, była w szoku. Paru z nich po tym smutnym zdarzeniu zrzekło się swojego wysokiego tytułu, czując porażkę i zawód. Myślałem, że naszyjnik już nigdy się nie odnajdzie, traciłem wszelkie nadzieje.

Zobaczyłam na jego twarzy lekki, promienny uśmiech, a zarazem ulgę.  

- I, że ty go akurat masz...Coś musi być na rzeczy – powiedział z przekonaniem trzymając ciągle kryształek.   

Po chwili delikatnie wypuścił go z dłoni i spojrzał na mnie z tak niewyobrażalnym żalem, że chciałam zapaść się pod ziemię.

- Ariadne jak mogłaś iść z tym naszyjnikiem na ciemną stronę! Nie rozumiesz, że on tylko czekał na taką okazję – Doktor znów złapał się za głowę - Przecież on ten naszyjnik pożąda! Jak mogłaś postąpić tak bezmyślnie!

Teraz to dopiero zaczął mnie karcić. Spuściłam głowę. Wolałam się teraz nie odzywać, żeby go bardziej nie rozjuszyć.

Po tych głośnych i doniosłych słowach skierował wzrok na resztę.

- I wy nie jesteście lepsi – stwierdził patrząc na nich z pogardą. - Wiedząc, kim jest ta dziewczyna, pozwoliliście jej na to. I Wy nazywacie się Radą Bezpieczeństwa?! Dobre mi sobie!  - krzyknął donośnie z nutą ironii.

- Próbowaliśmy ją powstrzymać...- Will zaczął się tłumaczyć za wszystkich. 

- Proszę cię, zamilcz! - Doktor przerwał mu ostro, aż podskoczyłam.

- Niech pan nie krzyczy na mojego brata – powiedział Nataniel groźnym i stanowczym tonem.

Poszedł w jego stronę pewnym krokiem, patrząc na niego w stylu „ Lepiej ze mną nie zadzieraj". Alice i Esterka podbiegły w kierunku Nataniela, w panice, że zaraz poleje się krew.

- Przestańcie oboje – szepnęła Alice błagalnie.

Dwa wybuchowe charaktery stojące blisko siebie nie wróżą nic dobrego.

- Nataniel nie trzeba – rzekł Will, opanowanym, spokojnym głosem dając przy tym bratu do zrozumienia, że to nie jest konieczne.

Nataniel w końcu odsunął się od doktora, a ten patrzył to na niego, to na Willa wyraźnie zdumiony.  

- Jak śmiecie! Przecież należy wam się! Jak wrócimy to na pewno za wszystko odpowiecie. Będziecie jeszcze błagać o taką naganę w moim wykonaniu.

Czułam się winna. To przeze mnie moi towarzysze będą mieć kłopoty, jak wrócimy.

- Z pewnością – powiedział Will ze stoickim spokojem.

Widziałam, że gniew zaczyna z doktora Jacka opadać, aż całkiem się uspokoił. Machnął już tylko na nas zrezygnowanie ręką.

- No nic... Stało się – Doktor przejechał dłonią po twarzy. – Teraz musimy chronić Ariadne za wszelką cenę.

Wszyscy kiwnęli głowami.

Udaliśmy się dalej w milczeniu. Ciągle rozmyślałam nad słowami doktora, jak egoistycznie postąpiłam. Ścisnęłam mocno kryształek.

JEDNAK TRZEBA POWIEDZIEĆ SOBIE JASNO, ŻE DZIĘKI NASZYJNIKOWI JESZCZE ŻYJEMY. Ta jedna myśl mnie pocieszała, że moja decyzja nie była, aż taka zła.

 

W tym samym czasie u Audrey:

Nadal nie mogłam się obudzić. Organizm ciągle odmawiał mi posłuszeństwa. Co gorsza, moja wizja stawała się coraz przejrzystsza, aż wreszcie mogłam już zobaczyć wszystko i wszystkich.  Ariadne była po ciemnej stronie! A razem z nią Esterka, Alice, Will, Nataniel i doktor Jack, jeśli mnie wzrok nie myli. Nie! Ja muszę się obudzić! Tak bardzo tego chciałam, aż tak, że w końcu udało się. Z trudem otworzyłam powieki. Już dawno nie miałam do czynienia ze światłem. Ariadne, ona mnie potrzebuje! Tak wszystko mnie bolało, czułam, że mój organizm jest na granicy wyczerpania. Jak ona mogła tam iść?!  Jak mogła?! – Byłam wściekła, ale przede wszystkim bałam się o moją podopieczną. Mimo, że cała czułam się obolała podniosłam się z łóżka. Nie myśląc długo ostatkiem sił przemieniłam się i wyleciałam, przez otwarte okno. Nie miałam, żadnego planu, myślałam tylko o Ariadne i reszcie, że mogą zginąć. – Ariadne, czemu? – powtarzałam z żalem. Byłam już blisko ciemnej strefy, lecz nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Czułam, że tracę przytomność, straciłam panowanie nad lotem. Zaczęłam nieuchronnie spadać. Nie miałam siły, żeby się znów wzbić. Czułam, że to koniec, że jestem bliska śmierci. Zaczęłam, żegnać się ze wszystkimi i nagle... ktoś mnie złapał. Pół przytomna patrzyłam na swojego wybawiciela, a był to... mój tata.

 

 

 

 


3 komentarze:

  1. Audrey nie powinna latać w takim stanie :<

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie. Wcale nie jest tak jak mi mówiłaś i myślałaś. Jest!! Wreszcie Audrey wstała.

    OdpowiedzUsuń