Szliśmy dalej, tymi niezbadanymi drogami jaskini, które co chwilę przyprawiały mnie o dreszcze. Zaczęłam żałować, że wybrałam tę drogę, ale na zewnątrz nie było wcale lepiej i już zdążyłam się o tym przekonać. Zdałam sobie również sprawę, że jeszcze nigdy nie byłam w żadnej jaskini. Jak dotąd śledziłam tylko programy, gdzie inni odważni zwiedzali te niezbadane, ciemne tereny. Zapewne mieli lepiej, bo nie spotkali węży zionących ogniem, no chyba, że jest tu mowa o Indianie Jonesie. Nie było, co prawda w filmie węży zionących ogniem, ale tak łatwo Indiana też nie miał. Jedyna różnica między mną, a nim jest taka, że u mnie wszystko dzieje się naprawdę.
- Ariadne – z moich myśli wyrwał mnie Will.
- Tak?
- Podejdź na chwilę – poprosił.
Ledwo, co go widziałam w tych ciemnościach. Podeszłam do niego wolnym krokiem, żeby przypadkiem nie upaść.
- Nie widzę kroków, jest zbyt ciemno – oznajmił. - Może potrzymałabyś teraz mapę? – Zaczął mnie zachęcać. - Twój wisiorek błyszczy bardzo jasno i będziesz lepiej wszystko widziała w przeciwieństwie do mnie.
Ja przewodniczka! No to już po nich. Możemy się pożegnać z leczniczymi roślinami, jeżeli ja mam ich prowadzić. Przecież ja nie mam żadnej orientacji w terenie, nawet z mapą! To, że znalazłam wtedy właściwą drogę na ciemną stronę to prawdziwy cud! Zamiast im o tym powiedzieć, zdołałam tylko wymamrotać:
- W porządku.
Wzięłam do ręki mapę. Zobaczyłam, że wyjście z jaskini jest już niedaleko. Dzięki naszyjnikowi, mogłam wszystko dostrzec, jako tako. O dziwo dawałam sobie radę i zmierzaliśmy już ku wyjściu, kiedy w pewnym momencie poczułam duszący dym, dochodzący z prawej strony, gdzie akurat mieliśmy skręcić.
- Wy też to czujecie? – spytałam.
- Tak – szepnęła Alice, tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
Spojrzałam na mapę. Gdybyśmy skręcili w lewo też byśmy wyszli z jaskini, ale zajęłoby to więcej czasu, a Audrey nie ma już czasu. Powiedziałam o tym pozostałym.
Widziałam, że Esterka chce pierwsza zabrać głos:
- Jakby na to nie patrzeć wyruszyliśmy, po to by ocalić Audrey. Jeżeli pójdziemy dłuższą drogą, nie uda nam się przynieść jej leczniczych ziół na czas.
- To prawda – zgodziłam się z nią – Audrey nie zostało zbyt wiele czasu, ja osobiście chcę dla niej zaryzykować. Przecież po to tu przyszłam.
- Ja też – powiedziała Alice pewnym głosem.
- I ja – wtrącił Will. – Jeżeli niektórzy nie chcą iść akurat tą drogą to mogą się udać tą bezpieczniejszą, po lewej stronie. To żaden wstyd.
Nataniel patrzył na brata zdezorientowany, nie wierząc w to, co słyszy.
- Ty chyba sobie żartujesz – głośno zaprotestował. – Idziemy tam z wami.
Widać było po jego stanowczej minie, że nie ma nawet, co dyskutować z nim w tej kwestii, nie miałam jednak takiego zamiaru.
- A więc ustalone, idziemy razem, tym bardziej, że tylko będąc razem mamy największe szanse przetrwania – trafnie ocenił doktor.
Wszystko zaczęło wydawać się coraz to widoczniejsze może, dlatego, że byliśmy już blisko wyjścia. Niestety dym dawał o sobie znać i z każdą chwilą stawał się intensywniejszy. Zaczęłam kaszleć, czując, że się duszę.
- Ariadne dajesz radę? – spytała Alice. Sama widziałam, że się dusi, a mimo to martwiła się o mnie. Ujęło mnie to. Patrząc na jej bladą twarz od dymu czułam, że nie mam prawa przed nią narzekać.
- Tak wszystko dobrze. – Wysiliłam się na uśmiech, żebym brzmiała bardziej wiarygodnie.
Idąc prosto zobaczyliśmy wejście po prawej stronie, gdzie wydobywał się ten dym. Usłyszałam też głośną muzykę. Nigdy jeszcze takiej nie słyszałam, była trochę psychodeliczna.
- Zostańcie tu, a ja tymczasem sprawdzę, co tam jest i dam Wam znać – oznajmił Nataniel i szybko pobiegł zanim ktoś zdążył się odezwać.
Czekaliśmy na niego w milczeniu. Miałam nadzieję, że zaraz wróci i nic go nie zaatakuje. Po chwili znów pojawił się przy nas.
Doktor poderwał się z miejsca.
- No i co? – spytał.
- Tam jest chmara czarownic, chyba urządzają sobie jakąś biesiadę.
- No to pięknie – szepnął doktor przez zaciśnięte zęby.
- Co mogą nam zrobić te czarownice? – spytałam.
Byłam ciekawa. Chciałam się dowiedzieć, czy tak samo tutaj wyobrażają sobie czarownice jak je wykreowała ludzkość na Ziemi.
- Czarownice – zaczął doktor ponurym głosem. – Cóż zawsze istniały, ale nikt nie miał o nich pojęcia. Oczywiście, kiedy wybuchł bunt wszystko wyszło na jaw. Pewnie się zastanawiasz skąd się te kreatury wzięły.
- Tak – odparłam wlepiając w niego mój zaciekawiony wzrok.
- To nie są żadne kreatury, tylko anielice – powiedziała szybko Esterka, zanim doktor zdążył zabrać głos.
- Tak, to prawda, właśnie chciałem to powiedzieć – doktor potwierdził jej słowa. – Pozwól, że ja już wyjaśnię wszystko Esterko – spojrzał na nią prosząco, a ta kiwnęła głową. Po chwili znów kontynuował:
- Jak powiedziała wcześniej Esterka są to anielice, które mają już dużo lat na swoim koncie. A jaka jest różnica między czarownicą, a anielicą upadłą?
- Jaka? – pytałam coraz to bardziej zaciekawiona.
- Otóż jest. Tutaj chodzi o specjalizację. Otóż anielica, która zajmuje się tworzeniem mikstur, czarami, czarną magią i innymi podobnymi rzeczami, które mógłbym wymieniać do później nocy przybrała przydomek czarownica. One same wymyśliły tą nazwę, dla wyodrębnienia swojego ruchu.
- A jak można rozróżnić czarownice od upadłej anielicy? – spytałam, jednocześnie się nad tym zastanawiając.
- Oprócz tego, że czarownice chodzą w kolorowych sukienkach, a upadłe anielice przeważnie w ciemnych? Hmm, czarownice mają przepasane opaski wokół głowy i trzymają się zazwyczaj w grupach, co jest u nich charakterystyczne. Uwielbiają się wspólnie spotykać i organizować biesiady, których jesteś właśnie świadkiem. Rzadko, kiedy używają też swoich skrzydeł, wolą przemieszczać się w różne miejsca za pomocą czarnej magii.
Słuchałam jego wypowiedzi bardzo uważnie. Ten obraz czarownic różnił się trochę od Ziemskiego wyobrażenia, gdzie przeważnie przedstawiane były, jako brzydkie, stare babcie latające na miotłach.
- Zaś upadłe anielice to gorsze postacie, wolą działać w pojedynkę bez żadnej pomocy – kontynuował doktor - Przeważnie mają własne rachunki do wyrównania i działają bardziej z zemsty i zawiści. Anioły upadłe też się często nie przyznają, że są nimi, wolą ukryć swoją prawdziwą tożsamość w przeciwieństwie do czarownic, które nawet chcą, żeby wszyscy wiedzieli.
- Rozumiem, dziękuję za wyjaśnienie – odparłam z wdzięcznością.
- Zawsze do usług - rzekł doktor z uśmiechem lekko się kłaniając.
- Da się jakoś przejść niezauważenie? – Esterka skierowała to pytanie do Nataniela.
- Wydaje mi się, że nie. Jest ich tam za dużo – odpowiedział jej smutno.
Nagle zobaczyłam dziwny błysk w jego ciemnych, brązowych oczach, coś jakby olśnienie.
– Mam pewien pomysł, ale jest on trochę szalony. Gdybym tak – zaczął wolno - odwrócił ich uwagę, no wiecie... – Nataniel podrapał się po głowie, sam chyba nie do końca pewny swojego pomysłu. – Słuchajcie, poszedłbym tam tłumacząc, że jestem jednym z nich, a gdyby się domyśliły, że coś nie gra to wtedy szybko bym się zmył – powiedział jednym tchem.
- Tak, masz rację, ten pomysł jest szalony – Will spojrzał na niego w stylu „wykluczone”.
- Ale to jest jedyny sposób, żeby Ariadne przeszła niezauważenie, a jest tym odwrócenie ich uwagi, bo na pewno już wszyscy po ciemnej stronie o niej wiedzą.
Will podszedł bliżej brata.
- Jeszcze raz mówię, że się nie zgadzam – powiedział do niego, tym razem bardziej stanowczo.
A ja nie miałam tu nic do powiedzenia?! Mi osobiście nie podobał się ten cały pomysł.
- Nataniel, ja nie chcę, żebyś tam szedł – wyznałam, a ten nagle podszedł do mnie przyglądając mi się chwilę. Wytrzymałam jego spojrzenie całe dziesięć sekund. Potem położył mi dłoń na głowie lekko ją poklepując, co mnie zmieszało.
- Nie martw się dziewczynko, nic mi nie będzie – powiedział do mnie jak do małego dziecka, puszczając mi oczko.
No i czar prysnął.
Mimo to, nadal nie chciałam, żeby tak ryzykował.
Widziałam, że nie tylko ja jestem nieprzekonana. Inni też.
- Słuchajcie, wiem, co robię, uwierzcie mi – powiedział pewnym głosem. – Spotkamy się przy wyjściu, obiecuję.
- Na pewno? – szepnęła Alice, jakby nadal nie była przekonana.
- Na pewno – odpowiedział jej wolno.
- Jak nie będzie cię tam gdzie masz być, to nie wiem, ale zobaczysz! – rzekła żartobliwie Esterka, patrząc na niego z poważną miną.
- Dobrze mamo – Nataniel posłał anielicy zadziorny uśmiech.
- Na pewno wiesz, co robisz? – spytał jeszcze doktor upewniając się. – Dla mnie to trochę jak wybranie się z motyką na słońce.
- Dam radę, trochę więcej wiary.
Will podszedł do brata, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Ja wiem, że dasz radę! Znam cię, ale i tak to dla mnie wariacki pomysł – podkreślił.
- Wiem to wariactwo, dlatego tak w to wierzę – odpowiedział mu z rozbrajającym uśmiechem na ustach.
- Ty wariacie – Will pokręcił zrezygnowanie głową. Odwrócił się od niego ciężko wzdychając. Chyba czuł, że już nic nie wskóra i za Chiny ludowe nie przekona go do zmiany zdania.
Plan był taki. Nataniel tam wchodzi, żeby wszystkie czarownice skupiły się na nim, a my tym czasem szybko czmychamy prosto do wyjścia.
Nadal nie byłam przekonana, co do tego pomysłu. Musiałam to przyznać przed sobą głośno: Martwiłam się o Nataniela i to bardzo! Wiedziałam jednak, że i tak by to zrobił czy byśmy się bardziej sprzeciwiali, czy nie. Nataniel, jeszcze spojrzał w naszą stronę zanim tam wszedł. Zaczął coś do tych czarownic mówić. Faktycznie w głosie brzmiał dość przekonująco. My tym czasem wykorzystaliśmy okazję, kiedy nas zasłaniał i przeczołgaliśmy się jakoś. Wyszliśmy bez większego szwanku. Teraz pozostało już tylko poczekać na Nataniela. Miałam w głębi duszy nadzieję, że nic mu nie będzie.
Tymczasem w posiadłości Aarona:
Aaron od dawna już się tak nie cieszył jak dzisiaj. Wiedział, że ta dziewczyna tutaj jest w pobliżu, dzięki swoim lojalnym sługom. Mimo, że nie przepada opuszczać swojego zamczyska, tym razem postanowił zrobić wyjątek. Podszedł do wielkiego lustra, żeby sprawdzić czy korona dobrze na nim leży.
- Idealnie – wyszeptał, podziwiając swoją urodę. – Chociaż w wyglądzie nikt mi nigdy nie dorówna.
Aaron: Wysoki blondyn, o lazurowych oczach z wyrzeźbioną sylwetką od zawsze cieszył się powodzeniem wśród płci przeciwnej. Miał świadomość swojej nieskazitelnej urody i nie wahał się, żeby jej nie wykorzystywać do swoich osobistych celów. I tak jest do dziś. Urokiem jegomościa nie mogła się oprzeć jedna wpływowa czarownica Rin, na której mu szczególnie zależało. Wiedział, że jest mu potrzebna, więc postanowił dalej ją bałamucić i mówić, jak silnym darzy ją uczuciem, mimo, że dla niego to wszystko było tylko fikcją. Postanowił dla większej wiarygodności nie nazywać jej już swoim lojalnym sługą i przejść na Ty.
- O, jesteś, Ty moja! – Wykrzyknął, jak tylko ją zobaczył.
Podeszła do niego i przytuliła się do jego piersi.
Mężczyzna próbował powstrzymać odruchy wymiotne.
- Jestem – wyszeptała słodkim głosem, okręcając palcem jego jasne, lśniące włosy. - Widzę, że coś planujesz – zauważyła, po jego dostojnym wyglądzie.
- Tak, trafnie spostrzegłaś, mam zamiar spotkać się z Ariadne osobiście. Musi poznać gospodarza tych ziem. Sama wyczytałaś mi z wody, że są już w Dolinie Śmierci.
Dolina Śmierci: Tak Aaron nazwał swoją, jak sam uważał część Krainy. Nazwa Kraina Gwiazdozbiorów przyprawiała go o mdłości, poza tym nigdy nie lubił patrzeć na gwiazdy, a Kraina Gwiazdozbiorów ma właśnie je w tytule.
- Wiesz, że nigdy się nie mylę.
Jeszcze mocniej się w niego wtuliła. Aaron delikatnie wyswobodził się z jej uścisku.
- Jednak powinien o naszym bliskim spotkaniu dowiedzieć się ktoś jeszcze – oznajmił kobiecie tajemniczo, a ta już podejrzewała, co ma na myśli. - Zechcesz ze mną pójść? – Zapytał ją szarmancko.
Kiedy trzeba Aaron umie zachować się jak dżentelmen. Wyciągnął w jej stronę rękę, a ta ochoczo ją chwyciła.
Zeszli krętymi schodami w dół do więzienia, gdzie przetrzymywane były w większości anioły, które Aaron pozostawił przy życiu. Dostojny chód i uniesiona głowa, jak na króla przystało, miała pokazywać jego wyższość. Szczególnie tam pragnął uświadomić wszystkim aniołom, kto tutaj rządzi. Wreszcie doszedł do celi, do której cały czas zmierzał.
- Ty morderco! – Krzyknął w jego stronę mężczyzna, kiedy tylko go zobaczył. Pomimo, że był przykuty magicznymi łańcuchami, które miały za zadanie jemu, jak jego żonie odbierać siły witalne, jeszcze miał w sobie werwę, by wykrzyczeć tą smutną prawdę o nim.
- Co się tak wyrywasz braciszku – odparł Aaron z wyrazem fałszywego zdziwienia.
- Ja Ci dam braciszka! Jednego już zabiłeś! – syknął. - Dlaczego nie zabijesz i mnie?
- Aidan przestań – szepnęła jego żona słabym głosem.
Mężczyzna zrozumiał, że mówienie takich słów przy żonie było nietaktowne. Spojrzał na swoją ukochaną przepraszająco.
- Wybacz.
Nie mógł jej nawet objąć, bo byli od siebie za daleko.
- Jakie to urocze – rzekł Aaron z cynicznym uśmiechem lekko przy tym poklaskując. - Widzisz, ja zabijam tylko z konieczności – mówił, bawiąc się jednocześnie swoim złotym pierścionkiem na palcu.
Cała ta sytuacja, a mianowicie widok, jak słaby jest jego brat dawała mu niebywałą satysfakcję. Dla niego to było nawet lepsze niż pozbawianie życia.
- Jeszcze popamiętasz - mężczyzna zaczął grozić Aaronowi.
Aaron uśmiechnął się, kiedy usta brata wykrzywiły się z gniewu.
- Aidan ty lepiej uważaj, bo dziś zamierzam się spotkać z Ariadne.
Groźne spojrzenie Aidana przerodziło się w przerażenie.
- Nie ośmielisz się...
- Ośmielę – odparł wyniośle. – Tym bardziej, że nie powiedziałeś mi, kim ona jest, cały czas ją kryłeś. To wielki błąd. – Pogroził mu palcem. - Na szczęście ktoś mi pomógł odkryć tą tajemnice.
Spojrzał z wdzięcznością na Rin.
- Wystarczyło trochę powróżyć w wodzie. Nic się w moich wizjach nie ukryje – oświadczyła z dumą. Dobrze wiedziała, że odczytywać z wody umieją tylko nieliczni z jej krewnych dusz. A to dlatego, że tu nie wystarczy tylko magia, ale także wrodzony dar, który nabywa się wraz z wiekiem, a Rin go akurat posiadała po swoich przodkach.
- Jak to się w życiu plecie – Aaron wzruszył ramionami. No cóż, teraz muszę cię opuścić, obowiązki wzywają.
Zaczął wolnym krokiem się oddalać, razem ze swoją kochanką.
- Nie rób jej krzywdy! – krzyknął mu jeszcze Aidan zza pleców.
- Nie martw się, jeżeli da mi naszyjnik po dobroci to włos jej z głowy nie spadnie. A jeśli nie...
W całej celi dobiegł wszystkich jego szyderczy śmiech.
- Aaron proszę zlituj się! – Aidan krzyknął do brata błagalnie.
Wreszcie! Brat zaczął błagać go o litość. Na to Aaron z niecierpliwością czekał, bo Aidan był dla niego dość trudnym wyzwaniem. Pozwolił sobie na tą chwilę przyjemności: Odwrócił się, żeby popatrzeć sobie w milczeniu na swojego słabego, już po stokroć brata, który się tak się teraz przed nim uniża.
- No cóż...- Aaron wzruszył po dłuższej chwili ramionami. - Może już niedługo twoja córeczka dołączy do ciebie, no chyba, że mi się nie spodoba - odparł ze złowieszczym uśmiechem na ustach.
- Proszę nie! – Teraz to żona Aidana imieniem Eliza zaczęła go błagać.
Ten tylko spojrzał na nich z wyższością i odszedł zostawiając Aidana i jego żonę pełnych niepewności i obaw o swoją córkę. Czuł, że osiągnął już swój zamierzony cel. Złamał brata. Kolejnym jego celem jest Ariadne. Poszedł szykować swój orszak na podróż.
Jedno pocieszało Aidana i jego żonę w tej beznadziejnej sytuacji, że Aaron nie wie wszystkiego, było jeszcze coś...
Wow. Chyba chcesz mnie ,,zatrzymać " blondyn o lazurowych oczach <3 oooochhhh. Mimo tego jest straszny . :O czego Aaron nie wie? Czyżby jego ,,kochanka" nie odkryła całej prawdy? :o
OdpowiedzUsuńAriadne jest księżniczką o:
OdpowiedzUsuńNataniel widzę oczarował pewne kobiety, tylko teraz musi im uciec haha