poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Rozdział 38

Tymczasem w szpitalu:

Oczami Audrey:

Zobaczyłam Ariadne wyłaniającą się z ciemności. Ciągle znajdowała się po ciemnej stronie. Co więcej, widziałam za nią podążającą postać. Nie wiedziałam, kto to jest. Przypominała mi bardziej męską sylwetkę. Ta osoba patrzyła na nią nieprzyjemnie. Bił od niej chłód, zmieszany z rozpaczą. Widać, że cierpiała. Wtedy się obudziłam.

A, więc to wszystko było tylko snem.

Ale czy aby na pewno wszystko?

Czy wyruszenie na ciemną stronę, również? Ostatnie wydarzenia pamiętałam przez mgłę. Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać, co było prawdziwe, a co nie.  Na trzy otworzyłam powieki i wtedy na taborecie, ze złączonymi dłońmi jak do modlitwy, zobaczyłam siedzącego przy mnie ojca. A więc naprawdę wyruszyłam na ciemną stronę i go spotkałam! Uratował mnie. Wszystko sobie nagle przypomniałam.

- Tato jesteś!

Przestraszyłam się swojego głosu. Był taki słaby, jednak na więcej nie było mnie stać. Tata objął mnie czule.

- Tak, jestem – szepnął mi do ucha.

Po jego policzkach spłynęły łzy.  

- Tato myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.

I wtedy nie wytrzymałam. Z tych emocji wybuchłam płaczem.

- Nie płacz, w twoim stanie to nie jest dobre.

 Tata pochylił się i zaczął delikatnie ścierać moje łzy.

- To ty już o wszystkim wiesz? Nic mi nie jest. Naprawdę – chlapnęłam, wysilając się na uśmiech.

Tata spojrzał na mnie poważnie.

- Audrey widziałem twoją ranę, znam cię od siedemnastu lat i wiem, że coś się dzieję.

- Teraz to nieważne. Tato musimy ich ratować! Szybko! – krzyknęłam, podrywając się z łóżka.

Przecież po to leciałam na ciemną stronę!

- Ale co? Kogo? – pytał.

- Ariadne, ciemna strona, reszta... – Zaczęłam mówić najszybciej jak się da. Czułam, że znów słabnę i mogę zemdleć. Tata musi o wszystkim się dowiedzieć zanim to nastąpi!

Wtedy do sali weszła Lilly, Aurelia, James, Eli i Alex, jeśli mnie wzrok nie mylił. 

Szczególnie Lilly przyglądała mi się czułym wzrokiem.

- Audrey! – Podeszła do mnie i objęła mnie. 

- Lilly – wyszeptałam.

Czułam, że trucizna zaczyna przechodzić już do najmniejszych zakamarków mojego ciała.

- Ariadne ma kłopoty. Muszę ją ratować, przecież jestem jej opiekunką...

Chciałam jej o wszystkim opowiedzieć. 

Oczy Lilly zajaśniały. Chwyciła mnie za ramiona.

- Gdzie oni są? Gdzie? – Zaczęła mnie wypytywać, jakby czyjeś życie od tego zależało. A tak właśnie było.

- Oni są po ciemnej stronie, wszyscy...

Po tych słowach moje oczy spowiła ciemność. Czułam, że moje życie jest już na krawędzi. Ariadne, Will... Moi kochani. Nie zdążyłam wam tylu rzeczy powiedzieć. Zabrakło mi czasu. Nie jestem jeszcze gotowa na śmierć. Jeszcze nie teraz! Jeszcze nie!

Wracamy do Ariadny:

Czekaliśmy na Nataniela w milczeniu skryci za konarami drzew. To było w ramach bezpieczeństwa, jakby plan się nie powiódł i czarownice wyszły z jaskini. Ja jednak wierzyłam w Nataniela, że uda mu się wyjść z tego cało. Byłam tego pewna. Czas mijał, a Nat już dłuższą chwilę nie wracał. Gdzie on się podziewa na litość boską!? Jedyne, czego pragnęłam w tej chwili to znów ujrzeć jego twarz. Skąd to silne uczucie, które odbiera mi aż powietrze w płucach?  Zaczęłam się zastanawiać, czy to nie jest przypadkiem...miłość?

Natychmiast wyplułam to słowo. Ja i on!? Co za nonsens! Fakt, Nataniel jest przystojny i to nawet bardzo, ale jego charakter kompletnie do mnie nie pasuje.  ON TO WIE I JA TO WIEM I NIECH TAK POZOSTANIE. KROPKA.

I wtedy zobaczyłam jak wychodzi.

- Wiedziałem! Wiedziałem, że da radę! – krzyknął rozradowany Will, patrząc z  dumą na swojego heroicznego brata. 

Od razu zerwałam się na równe nogi. Pobiegliśmy do niego wszyscy krzycząc bohater, bohater! Im bardziej się do niego zbliżałam tym bardziej widziałam, że coś jest z nim nie tak. Nataniel dziwnie się chwiał. Czy on był...

- Jesteś pijany? – Will dokończył moją myśl.

- Braciszku mój! – Nataniel zaczął iść w jego stronę. Położył mu obie dłonie na ramionach, uśmiechając się promiennie. Wtedy poczułam od niego alkohol. - Przecież musiałem zdobyć ich zaufanie – wysapał.

- Upijając się – Will przewrócił oczami.

- Wiesz, jakie mają tam dobre wino? – Nat powiedział to z taką pasją, że mu uwierzyłam. - Chodźcie spróbować – Zaczął nas zachęcać.

Will spojrzał na nas obecnych przepraszająco. Chyba było mu wstyd za brata.

- Świeci gwiazdka, mocno świeci... – Nataniel zaczął coś śpiewać, jeżeli to można nazwać śpiewaniem. Melodia jednak była mi znajoma. – Świeci sobie, tak jasno świeci – Po tych słowach runął na ziemie.

Nataniel zaczął ruszać rękami, kreśląc różne wzory na piasku.

- Jestem latającym motylem – powtarzał chichocząc.

Jeszcze tylko trochę dzieliło mnie od wybuchnięcia śmiechem. To wyglądało dosyć zabawnie. Ciekawe czy mu będzie tak do śmiechu, jak wytrzeźwieje. Nagle odwrócił głowę i spojrzał na mnie dziwnie, aż zmarszczyłam brwi.

- Ariadne, choć na słówko – szepnął. Zaczął kiwać do mnie palcem, dla zachęty.

Niepewnym krokiem podeszłam do niego, kucając. Pochylił się nad moim uchem.

- Ariadne tak naprawdę jestem...

Wtedy Nataniel delikatnie osunął się na ziemie nie dokańczając tego, co zamierzał. Chyba już odleciał na dobre.

- Nie, on jest do niczego – stwierdził doktor, patrząc na niego ze skrzywieniem. – Będzie go trzeba jakoś zabrać.

- Eh... - Will zrobił kwaśną minę. Już wiedziałam, o czym myśli. Wziął Nataniela i przerzucił zza plecy. – Poniosę go – zadeklarował.

Biedak, już mu współczułam.

- To może ja teraz poniosę mapę – zasugerował doktor.

Przytaknęłam i podałam mu ją. Musieliśmy zmierzać dalej. Idąc zastanawiałam się, co Nataniel chciał mi powiedzieć. Dał mi niezłą zagwozdkę na dalszą część podróży.  

- Jesteśmy już blisko – zasygnalizował doktor.

Zaczęłam mrużyć oczy. Zdałam sobie sprawę, że już dobre dwa dni nie śpię. Spojrzałam w górę, myśląc, że może promienie światła mnie pobudzą. Głupia! Przecież tu nie ma światła, jest tylko szara poświata. Zamiast promieni zobaczyłam za to na niebie coś innego, mniej optymistycznego. Zbliżała się do nas jakaś niebiesko-połyskująca chmara.

- Co to jest? – Zaczęłam pytać na głos samą siebie.

- Zbliżają się do nas nietoperze wampiry! – krzyknął doktor ze zgrozą w głosie. 

- Wampiry, co? – jęknęłam.

Spojrzałam się po obecnych. Na twarzach wszystkich wypisany był niepokój i lęk. Taka reakcja nie zwiastuje niczego dobrego. Już zaczęłam się bać.

- Musimy się schować i to jak najszybciej! – oznajmił doktor, po czym zaczął się rozglądać za jakimś miejscem, gdzie można się skryć, tak samo reszta. Ja również się dołączyłam.

- Tam! – Alice dostrzegła wielki głaz leżący po prawej stronie.

Dobiegliśmy do niego ile sił w nogach, skrywając się za nim.

- Miejmy nadzieję, że nas nie zobaczą – szepnął Will.

- Bo inaczej wyssą z nas krew – wtrąciła Alice.

Na słowo krew zrobiło mi się słabo. O wszystkim mogłabym rozmawiać poza tym jednym dla mnie tematem tabu. Pielęgniarką zapewne nie byłabym dobrą. Jeżeli robię się słaba na widok własnej krwi to, co dopiero na widok kogoś innego. Masakra, jakbym miała to ująć jednym słowem. Esterce chyba też zrobiło się słabo, ponieważ cała zbladła.

- Niech tylko nie biorą mojej! Jestem za młoda i piękna, żeby tak umierać, wysączona przez nietoperza – burknęła spoglądając na te stworzenia z niesmakiem.

- To, te nietoperze wampiry żywią się anielską krwią? – spytałam dla pewności.

- Niestety – odpowiedział mi doktor smutnym głosem. - Dlatego tak połyskują. Są to nieduże zwierzęta. Mają około 9 cm długości, rozpiętość skrzydeł ich wynosi około 40 cm, a ważą tak z 30 gram – wyjaśnił dokładniej.

- Rozumiem, oby nas nie zobaczyły – szepnęłam z nadzieją.

- Też na to liczę, bo potrafią się nieźle przyssać – kontynuował doktor. - Mają około 26 zębów, głównie składającą się z kłów i siekaczy pod postacią ostrych blaszek, które potrafią doskonale przeciąć skórę.   

Wzdrygnęłam się jak to usłyszałam.

– Może już lepiej zamilknę – oznajmił widząc moją reakcję. - Może cię nie zaatakują? Nie wiem czy piją krew z człowieka – powiedział, jakby ta wiadomość miała mnie pocieszyć, ale nie pocieszyła wcale.

Martwiłam się też o moich towarzyszy, bo, jako anioły idą na pierwszy ostrzał, jakby te nietoperze wampiry nas spostrzegły.

- Ja się boję – szepnęła Alice.

Spojrzałam na nią. Cała się trzęsła. Chwyciłam jej dłoń i zaczęłam ją gładzić, tak, jak ona to wcześniej robiła, próbując dodać mi otuchy, kiedy dowiedziałam się smutnej prawdy o moich rodzicach. Ciągle miałam nadzieję, że wizja Nataniela i Lilly była błędna i po powrocie znów ich zobaczę.

Nie pozostało nam już nic innego, jak tylko czekać z nadzieją, że sobie odlecą. Nataniel znów zaczął coś bełkotać. Will przyłożył swoją dłoń do jego ust, żeby nie wydawał z siebie więcej dźwięków. Czekaliśmy jakiś czas w milczeniu. Nietoperze jakimś cudem nas ominęły.

- Całe szczęście – Will odetchnął z ulgą, tak samo ja.

- Tak, mieliśmy szczęście – dopowiedział doktor, ocierając pot z czoła.

Widziałam, jak całe napięcie z niego spada. Chyba czuje się teraz za nas odpowiedzialny.

Wszyscy spokojnie odetchnęliśmy. Mogliśmy iść dalej. Trudno mi było się jednak podnieść, byłam taka zmęczona. Oczy mi się dosłownie zamykały, jakby mnie ktoś hipnotyzował.

 

3 komentarze:

  1. Hahaha. Nie mogę! Nataniel się upił. :O najpierw wężo-smoki teraz nietoperze wampiry. No, no. Rozkręcasz się jak nie wiem co!
    Bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. gdzie tam wampiry. niebieskie nietoperze? pewnie widzieli hordę Zubatów. oczów nie było w opisie , tylko zęby i skrzydła. pasuje jak ulał. a Zubaty chyba nie są krwiożercze , to nie dziw, że ich ominęły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha ha, jak pisałam ten rozdział to szczerze nie myślałam o Zubatach, ale teraz, jak to napisałaś/eś to faktycznie prawda 😂 Zubaty jak z obrazka

      Usuń