poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Rozdział 40

 

Nie miałam naszyjnika. Czy może być jeszcze gorzej?! Jak widać, może. Demony otaczały nas z każdej strony. Były wszędzie.

- Radzę Wam zejść! – Dobiegł mnie z góry męski głos. Spojrzałam w dół. Przez przysłonięte chmury nie mogłam dojrzeć, kto nas woła.

- Czekam! – Znów ten sam głos. 

Spojrzałam na resztę towarzyszy. Wzrok mieli pusty, smutny...

Czułam się tak samo, tylko napędzana jeszcze poczuciem winy.

W końcu jednomyślnie postanowiliśmy zejść na ziemie. W tej chwili było to najlepsze wyjście. Nie jestem aniołem, ale wiem, że przy takiej wielkiej liczbie demonów, a było ich chyba... Matko, ze 100 to nie mielibyśmy szans. Musimy najpierw poznać warunki tej osoby, która tak na nas niecierpliwie czeka.

Chmury coraz to bardziej odsłaniały widok. I wreszcie zobaczyłam tego mężczyznę. Z wyglądu był młody. Stał na złotym rydwanie, do którego były  zaprzęgnięte jakieś stworzenia. Nigdy jeszcze takich stworzeń na oczy nie widziałam. Z wyglądu przypominały mi trochę lwy, trochę psy... Na głowie miały wielkie, kręte rogi. Jednak nie na tych stworzeniach tak się skupiłam jak na ich właścicielu. Już spoglądał na mnie z dołu swoimi wielkimi, lazurowymi oczyma. Jego złote włosy lśniły, a srebrna zbroja odbijała się blaskiem, pomimo że nie miała od czego, bo tu przecież nie było światła.  Patrzył na mnie niecierpliwym wzrokiem. Kim on jest? Dlaczego cały czas patrzy na mnie? Tylko na mnie? Czy to jest Aaron? – Przyszło mi na myśl. W sumie, któż by inny. A kim jest ta dziewczyna z ciemnymi lokami stojąca obok niego? Już niedługo będę miała okazję się przekonać. Stanęliśmy na przeciwko niego.

- No nareszcie! - mężczyzna zaczął klaskać - Myślałem, że dłużej Wam zajmie to zejście.

- A więc jednak żyjesz – powiedział Doktor Jack cynicznym tonem. - Jeśli jesteś Tym, o kim myślę to musisz wiedzieć, że nie obejdzie Cię kara za to, co zrobiłeś! –   krzyknął w złości, przez zaciśnięte zęby.

Widziałam, że mężczyzna nie przejął się zbytnio jego słowami. Uśmiechnął się do doktora Jacka szyderczo.

- Każdy ma własne sposoby na dbanie o siebie. Ja mam swój.

- Zabijanie? – syknął doktor.

Widziałam jak twarz doktora wykrzywia się ze złości.

- Jak powiedziałem wcześniej, każdy ma swój własny sposób, na odnoszenie sukcesów. Mój się sprawdził. Każdy jest teraz na moje rozkazy.

- Nie do końca Aaronie. My nigdy nie przyjmiemy Twoich rządów– oświadczył Doktor Jack za wszystkich.

Pomimo, że rozmowa toczyła się teraz pomiędzy nimi dwoma, ten mężczyzna cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Poczułam zakłopotanie. Odruchowo zaczęłam się cofać aż natknęłam się na Nataniela. Spojrzałam na niego. Widziałam przerażenie w jego oczach. Nigdy nie widziałam go jeszcze tak wystraszonego. Alice i Esterka stały w napięciu. Tylko Will i Doktor Jack mieli w miarę opanowany wzrok.

- No dobra, koniec tych miłych pogaduszek. Muszę Wam zdradzić, że bardzo lubię się targować. Mam pewną propozycję. Dajcie mi tego aniołka – Aaron wskazał na mnie palcem - a puszcze Was wolno. 

Nazwał mnie aniołkiem? Czy on uważa, że jestem aniołem!?

Wszyscy nagle stworzyli przede mną tak jakby mur obronny zasłaniając mnie plecami.

- Nigdy w życiu! – oświadczył głośno Will. - Po za tym nie należysz do osób, które dotrzymują obietnic – dodał.

Nic nie widziałam. Wszyscy mnie sobą zasłonili.

- W sumie, po co mi Ona skoro mam to – Usłyszałam jego głośny chichot.

Jakie to? Chyba nie ma na myśli...

Przepchnęłam się przez wszystkich i wyszłam przed szereg.  Ten mężczyzna machał moim naszyjnikiem. Jak on.... O nie! Złapałam się za głowę.

- Już mi się nie chce tego ciągnąć. Wiecie, co macie robić – Dał skinienie ręką swoim sługom.

Demony zaczęły zbliżać się do nas. Jeden z nich zaczął nieuchronnie podchodzić do doktora Jacka. Zanim się spostrzegłam i ktoś zdążył coś zrobić jeden z demonów wyrwał mu plecak.  Podleciał do Aarona i mu go podał. Ten nagle zaczął go przeszukiwać. Wyjął torbę, w której znajdowały się lecznicze rośliny.

- Dobrze to jedną sprawę mamy już za sobą.

Po chwili mężczyzna się zaśmiał, obrzucając nas kpiącym spojrzeniem.

- Wy naprawdę myśleliście, że pozwolę Wam tak odejść z tymi roślinami? –  Mówił to śmiejąc się przez łzy. - Sądziliście, że nikt Was nie obserwował przez ten cały czas? Muszę Was zasmucić. Dobrze wiem, co tu robiliście! Moi słudzy cały czas zdawali mi raporty.

- Skoro wiedziałeś gdzie jesteśmy i co robimy to, czemu od razu nas nie zabiłeś?– warknął doktor.

- Dlaczego? – Jego donośne słowa aż odbiły się echem. -  Czy Wy wiecie jak tu momentami jest nudno? Moi słudzy od razu wszystkich zabijają, no chyba, że jest mi ktoś potrzebny. Gdyby zabili Was od razu nie miałbym takiej rozrywki jak teraz. Znacie taką zabawę jak Escape room?

Spojrzał na nas pytająco.

Wiedziałam, co to jest Escape room. To jest zabawa, w której dobrowolnie wchodzi się do pomieszczenia, które jest zamykane i na czas trzeba rozwiązać zagadki lub pokonać przeszkody, żeby drzwi się otworzyły. Przeważnie trzeba znaleźć klucz do wyjścia. Jak się go znajdzie to wtedy się wygrywa. Szczerze to nie przepadam za tą grą. Dobrowolnie nigdy był się nie dała zamknąć. Zawsze coś może się niespodziewanego stać i nikt by nie mógł mnie uratować.

- Widzicie niedaleko jest wyjście do Waszej strefy – wskazał palcem. - Co powiecie na to, że dam Wam szansę na ucieczkę? Jest tylko jeden kruczek: demony będą Was atakować. Nie martwcie się, będę Wam cały czas kibicował, abyście wyszli stąd bezpiecznie. No może poza jedną osobą.

Skierował swoje oczy na mnie. To spojrzenie było mordercze, zawistne, przenikliwe... Aż ugięłam kolana.

- Zmieniłem zdanie. Przykro mi Ariadne, ale nie mogę Cię pozostawić przy życiu. To nic osobistego, po prostu zbyt mi zagrażasz – powiedział udając jednocześnie współczucie.

Zanim ktoś zdążył się odezwać Aaron dał skinienie ręką, aby demony się przygotowały. - Rin czyń honory – zwrócił się do kobiety stojącej przy nim.

- Do biegu – zaczęła odliczać! – Gotowi...

Widziałam jak wszyscy przyjmują pozycję bojową.

Wreszcie padło to słowo: Start!

Demony zaczęły się do nas zbliżać. Nie wiedziałam, co mam robić. Nie miałam na sobie naszyjnika. Byłam bezużyteczna.

- Ariadne, zasłoń się za mną! – krzyknęła do mnie Alice. 

Nie zdążyłam do niej podbiec. Demony zagrodziły mi drogę.

Wtedy przede mną stanął Will. Zaczął mówić jakieś słowa, w nieznanym mi języku. Gdy je wymówił stworzyła się przed nami jakaś, przezroczysto - niebieska tarcza. Demony zaczęły strzelać, ale bariera nas ochraniała.

- Nie wiem ile jeszcze wytrzymam – mówił Will zdyszanym głosem próbując utrzymać barierę.  

Po chwili podleciała do niego cała reszta: Alice, Esterka, Nataniel i doktor Jack. Jednocześnie zaczęli wymawiać jakieś słowa w nieznanym mi języku, co wcześniej Will. Każdy z nich stworzył tarcze ochronne, które połączyły się w jedną wielką barierę. 

- Ktoś musi zanieść Ariadne na bezpieczną strefę. Nie wiadomo ile jeszcze wytrzymamy – oznajmił doktor Jack.

- Nataniel może Ty to zrób? – zaproponował mu Will. – Jesteś najszybszy z nas. 

Chłopak od razu wziął mnie w pasie i zaczął ze mną uciekać, kiedy inni nas zasłaniali. Odchyliłam głowę w tył. Moi przyjaciele dalej tam walczyli. Czy mogę ich tak zostawić? Gorzkie łzy spłynęły mi po policzkach. Na litość boską! Zawiodłam wszystkich. Zgubiłam naszyjnik, a Aaron wykorzystał okazję. Cała nadzieja, żeby ocalić Krainę poszła na marne. I to przeze mnie. To wszystko moja wina! Powinnam bardziej pilnować tego naszyjnika! Jeżeli oni umrą to nigdy sobie tego nie wybaczę.

Przed nami niespodziewanie pojawił się demon. Nataniel pod wpływem szoku wypuścił mnie z rąk. Runęłam na ziemie. Każda część mojego ciała była obolała. Jednak, pomimo tego bólu jakoś podniosłam się. Widziałam jak demon celuje do mnie z kuszy. Już miał do mnie strzelić, ale nagle ktoś krzyknął, przez co demon zdezorientował się i wystrzelił kuszę w stronę nie mnie, lecz Nataniela!

- Nataniel!

Pod wpływem impulsu odepchnęłam go. Nagle poczułam jak coś przeszywa mnie na wskroś. Nie mogąc już dłużej utrzymać się na nogach zaczęłam powoli osuwać się na ziemię. Poczułam chłód, zimno przeniknęło całe moje ciało. Z każdą chwilą robiło mi się coraz zimniej, coraz bardziej czułam się drętwa, aż po chwili już nic nie czułam. Czy ja umieram? Wszystko na to wskazuję. Ciemność zaczęła mnie powoli otaczać. Po policzku spłynęła mi łza. Może i ostatnia. - Audrey wybacz, nie udało mi się Ciebie uratować. Tato, mamo tak bardzo chciałabym Was zobaczyć, choć jeden, ostatni raz – powiedziałam ostatkiem sił. Już miałam oddać się śmierci i ciemność miała mnie doszczętnie pochłonąć, kiedy nagle usłyszałam czyjś głos. Ktoś mnie wołał.

- Ariadne walcz! Walcz do cholery!

- Nataniel?

- Tak właśnie tak! Nie poddawaj się! Musisz do nas wrócić!

Mocno chwycił moje obie dłonie. Ciepło z jego dłoni przechodziło teraz przez moją skórę. Poczułam się błogo. To miłe, że przed śmiercią mogę poczuć jego dotyk, jego obecność. Nie umrę samotnie.

- Nie poddawaj się! Nie poddawaj....- powtarzał.

Ja jednak nie mogłam już dłużej walczyć. Czułam, że śmierć jest nieunikniona i zabiera mnie do siebie. 

- Proszę nie! – desperacki, krzyk odbił się jeszcze echem w mojej głowie, aż po chwili zniknął we wszechogarniającej ciemności.

                                        

 

2 komentarze: