Królewicz nie mógł zasnąć. Wszystko go bolało, nie tylko na zewnątrz, ale też w środku. Co jakiś czas prosił w ciszy, aby przybyła piękna dziewczyna z witraża. Już raz go uratowała. Myślał, że może znowu to zrobi, jak będzie prosił. Jednak nie przychodziła. Charles usłyszał czyjeś kroki. W pierwszej chwili myślał, że to ona. Poderwał się z miejsca. Przed oczami, jednak ujrzał nie ją, ale tego pirata, który podał mu wcześniej chusteczkę. Trzymał talerz z jedzeniem i gorący kubek. Pirat kazał mu się odsunąć do samego końca ściany. Gdy to zrobił chłopak otworzył cele wsuwając mu jedzenie, po czym szybko ją zamknął.
- Od nich szybko byś czegoś nie dostał. Twoim przyjaciołom też coś przyniosłem. Na talerzu nie ma czegoś wybitnego, zwykły chleb, za to wino w kubku jest rozgrzewające i postawi cię na nogi - mówił.
Po chwili zaczął się oddalać.
- Czekaj! - królewicz podszedł do krat. - Poczekaj jeszcze!
Pirat przystanął i odwrócił się w jego stronę.
- O co chodzi? Nie możemy za bardzo rozmawiać.
- Chcę wiedzieć, czemu to robisz. Przecież sam się przez to narażasz.
Pirat westchnął lekko. Podszedł bliżej Charlesa.
- Po prostu z jakiś powodów żal mi ciebie. Może dlatego, że sam w życiu doznałem wiele krzywd i różnorakiego zła. Słyszałem co nie co o tobie, głównie z opowieści Eryka i wiem, że dzieciństwa też za łatwego nie miałeś. Jak patrzę na ciebie widzę w pewnym sensie siebie. Myślę, że jak na ten młody wiek za szybko dosięgnął cię zły los.
Królewicz nic do tego nie dodał, tylko spuścił głowę.
- A ty...- królewicz się zająknął - tobie podoba się tu? Nie ma na tym statku zbyt przyjemnych ludzi.
- Może i nie ma ale... - pirat podrapał się po włosach - oni jako jedyni mnie przygarnęli i uratowali od pewnej śmierci. Moja mama była z zawodu krawcową. Była... - Pirat uśmiechnął się smutno. - Zmarła na gruźlicę. Nasza rodzina całkiem pogrążyła się wtedy w ubóstwie. Zdarzało się, że przez większość dnia nic nie jedliśmy. Jako najstarsze dziecko wychodziłem z domu zwyczajnie po to, aby żebrać. Mało kto zwracał na mnie uwagę. Ludzie bardziej mnie omijali. Zdarzało się jednak, że czasem coś dostałem, to jabłko, albo coś innego. Mój ojciec nie był z tego powodu zadowolony, jednak sam wiedział jak jest. Miał kontuzjowaną nogę, kulał jak chodził przez co nikt nie chciał przyjąć go do pracy. Pewnego dnia przyszedł z mnóstwem banknotów. Powiedział, że od teraz będzie już dobrze. Każdemu z nas, mam na myśli moje rodzeństwo, wydawało się to nieco podejrzane. Jednak myśl, że wszystko się odmieni przyćmiło niepokojące myśli. Niedługo potem nasz dom odwiedziło paru mężczyzn. Krzyczeli na mojego tatę. Z tego, co zrozumiałem chodziło o pieniądze, mnóstwo pieniędzy. Wrzeszczeli ciągle "gdzie są?!". Zrozumiałem wtedy, że tata wdał się w jakieś czarne interesy. Chyba nagadał jakiś bajek tym ludziom, że jest bogaty i dostaną dwa razy więcej. Ostrzegli, że niedługo wrócą i chcą widzieć te pieniądze. Tata zaraz po ich wyjściu nakazał się pakować. Wysłał mnie na targ, abym pobiegł po jakieś jedzenie na podróż. Wziąłem pierwsze lepsze rzeczy i pobiegłem z powrotem. W oddali zobaczyłem wychodzących z mieszkania mężczyzn z wcześniej. Mieli zakrwawione ręce i ubrania. Kiedy wszedłem do mieszkania zastałem trupie ciała. Cała moja rodzina została zamordowana, nie oszczędzili nawet mojej małej siostry. Na ten widok odechciało mi się żyć. Wyszedłem z domu i szedłem bez celu, aby umrzeć. Nie wiem kiedy upadłem na ziemię z głodu i wyczerpania. Jak się obudziłem byłem na tym statku. Kapitan nie wypytywał, dlaczego znajdowałem się w takim stanie tylko zaproponował mi pracę na pokładzie. Zgodziłem się.
Królewicz po wysłuchaniu jego historii spojrzał na pirata ze współczuciem. Dla niego to ten pirat miał w życiu gorzej.
Pirat pokręcił głową.
- Nie wiem czemu ci o tym mówię. Sam czasem siebie nie rozumiem - przyznał.
Królewicz spojrzał na niego z jeszcze większym współczuciem.
- Słuchaj...mimo tego co się stało, nie myślałeś o tym, aby odejść stąd? - spytał Charles po chwili.
Pirat zaśmiał się nerwowo.
- Może kapitan jest draniem, ale zapewnił mi stały byt i utrzymanie. Jestem jego dłużnikiem i ani myślę stąd odchodzić. Poza tym nie żal mi tego świata na lądzie. On mnie nie oszczędzał to ja go też.
- Edwin, czemu z nim gadasz!
Pirat kazał Charlesowi, aby szybko schował za sobą jedzenie.
- Nie masz teraz warty, to co tu robisz? - spytał Edwina podniesionym głosem, gdy się do niego zbliżył.
- A ty masz, to czemu cię tu nie było? - Edwin udawał wściekłego.
- Bo ja...- pirat zaczął się jąkać.
- Akurat przechodziłem tędy i usłyszałem szelest. Myślałem, że ten smarkacz wykorzystuje okazję, że nikogo nie ma, aby spróbować uciec. Mam donieść kapitanowi, że odchodzisz z miejsca warty?
Pirat zadrżał ze strachu.
- Nie... nie wydawaj mnie. Wiesz, że jak się dowie to wyrzuci mnie za burtę.
- To w takim razie, żeby było ostatni raz! Nie chcemy mieć kłopotów! A teraz stój tu i pilnuj!
Edwin odchodząc puścił Charlesowi skrycie oczko, po czym się oddalił. Pirat jakiś czas pilnował pilnie Charlesa, ale po czasie sen go znużył. Królewicz wykorzystał okazję, aby zjeść. Pochłonął wszystko. Nie wiedział, że chleb może być tak dobry i zimne już wino.
*****
O świcie muskularni mężczyźni zaprowadzili Charlesa na górny pokład, gdzie czekał już na niego kapitan. Wyznaczył mu na wstępie różne zadania. Zacząć miał od wyszorowania całego pokładu.
- No paniczyku bierz mopa i szoruj - powiedział kapitan z gromkim śmiechem.
Charles wziął mopa. Kiedy szorował, inni piraci śmieli się i szydzili z niego. Królewicz starał się ich nie słuchać. Podczas mycia jego pierścień od mamy odbił się w blasku Słońca ☀️ Charles zdał sobie sprawę, że ktoś może mu go zabrać, więc nerwowo zdjął go z palca i schował do kieszeni. W czasie mycia rzuciła mu się skrzynia. Podszedł do niej i nieco uchylił. Znajdowała się w niej szata niewidka. Królewicz pomyślał, że to dobra okazja, aby ją włożyć i stać się niewidzialnym. Gdy po nią sięgał poczuł silne szarpnięcie. Upadł na ziemię.
- Jeszcze, że smarkacz, to w dodatku złodziej.
Pirat szarpnął go za koszulkę.
- Myślisz, że cię nie obserwujemy, mały szczeniaku?
Piraci okrążyli Charlesa. Zaczęli go kopać.
- Co tu się dzieje?! - krzyknął Edwin, podchodząc do zgromadzenia. Zobaczył posiniaczoną twarz Charlesa.
- Ten szczeniak zaczął ruszać skrzynie - mówił jeden z piratów.
- I co? Chcieliście dać nad nim własny osąd? Wiecie, że nie my rządzimy tylko kapitan. On może dawać tu osądy. Ale fakt źle postąpił. Edwin wziął Charlesa za wraki.
- Zaprowadzę go do kapitana. On zdecyduje, co zrobić ze złodziejem.
Piraci kiwnęli głową.
- Ty zawsze dobrze myślisz i ratujesz od głupstwa - powiedział jeden z piratów.
Edwin oddalił się z ledwo trzymającym się na nogach Charlesem. Prowadził go do siedziby samego kapitana. Kiedy szli Edwin odwrócił się, czy nikt już się za nim nie ogląda. Gdy się upewnił skręcił w innym kierunku. Zaprowadził go nie do kapitana, ale pod pokład. Posadził go przy ścianie. Poszedł gdzieś zostawiając Charlesa samego. Po czasie wrócił z kubkiem wody.
- Wszystko załatwione. Tamci myślą, że zostałeś ukarany. Nagadałem, że kapitan jest z złym nastroju, więc nikt nie będzie do niego chodził i o nic pytał. A teraz pij - podłożył mu kubek pod usta. Kiedy królewicz wypił całą wodę zaprowadził go do jego celi.
- Teraz nie możesz wychodzić. Nagadałem, że kapitan bardzo wyżywał się na tobie. Każdy by się zdziwił, jakby zobaczył cię znów na nogach.
Edwin znów się oddalił. Wrócił z dwoma kocami. Położył jeden z nich na prowizorycznym łóżku. Pomógł Charlesowi się położyć. Potem przykrył go drugim kocem.
- Teraz ja sprawuję warte, więc korzystaj i odpocznij - powiedział Edwin.
Charles słyszał jego słowa przez mgłę. Niedużo minęło jak zasnął.
******
Charles przechadzał się po polanie białych kwiatów. Znowu śnił. Szedł przed siebie rozglądając się dookoła. W oddali dostrzegł siedzącą na pieńku dziewczynę z witraża. Patrzyła się w niebo trzymając w rękach szklankę wody. Spojrzała w jego stronę. Uśmiechnęła się i wyszła mu naprzeciw.
- Czekałam na ciebie - powiedziała podając mu szklankę wody.
Charles nieco onieśmielony wziął od niej kubek.
- Przejdźmy się - zaproponowała dziewczyna. Zaczęła iść przed siebie, a za nią podążał zdezorientowany królewicz.
Szli sobie wśród kwiatów. Dziewczyna ciągle patrzyła w niebo.
- Niedługo się to skończy. Jeszcze tylko trochę - oznajmiła.
- Ja...ja nie wiem kim jesteś...nic o tobie nie wiem - wydusił Charles.
Dziewczyna zaśmiała się lekko.
- Zawsze byłeś taki dociekliwy. Jako malec zadawałeś tyle pytań...
Królewicz otworzył szerzej powieki. Skąd ona tyle wie? - myślał.
- Tyle wiesz, wszystko przewidujesz...Kim jesteś? - powtórzył.
Dziewczyna spojrzała na niego nostalgicznym wzrokiem.
- Musisz znaleźć drogę. Gdy tam trafisz będę mogła ci powiedzieć kim jestem. Musisz tylko znaleźć drogę. Wskazówki właściwie już masz.
- Ale ja jestem uwięziony na statku...
Charles nie widział teraz sposobu, aby tam się dostać.
- Musisz być dzielny - powiedziała tylko.
*****
- Charles, Charles....
Królewicz otworzył powieki. Nad nim stał Edwin.
- Musisz już wstać. Kapitan wzywa cię do siebie.