sobota, 25 grudnia 2021

Historia Edwina 🙁

 Królewicz nie mógł zasnąć. Wszystko go bolało, nie tylko na zewnątrz, ale też w środku. Co jakiś czas prosił w ciszy, aby przybyła piękna dziewczyna z witraża. Już raz go uratowała. Myślał, że może znowu to zrobi, jak będzie prosił. Jednak nie przychodziła. Charles usłyszał czyjeś kroki. W pierwszej chwili myślał, że to ona. Poderwał się z miejsca. Przed oczami, jednak ujrzał nie ją, ale tego pirata, który podał mu wcześniej chusteczkę. Trzymał talerz z jedzeniem i gorący kubek. Pirat kazał mu się odsunąć do samego końca ściany. Gdy to zrobił chłopak otworzył cele wsuwając mu jedzenie, po czym szybko ją zamknął. 

- Od nich szybko byś czegoś nie dostał. Twoim przyjaciołom też coś przyniosłem. Na talerzu nie ma czegoś wybitnego, zwykły chleb, za to wino w kubku jest rozgrzewające i postawi cię na nogi - mówił.  

Po chwili zaczął się oddalać. 

- Czekaj! - królewicz podszedł do krat. - Poczekaj jeszcze!

Pirat przystanął i odwrócił się w jego stronę. 

- O co chodzi? Nie możemy za bardzo rozmawiać. 

- Chcę wiedzieć, czemu to robisz. Przecież sam się przez to narażasz. 

Pirat westchnął lekko. Podszedł bliżej Charlesa. 

- Po prostu z jakiś powodów żal mi ciebie. Może dlatego, że sam w życiu doznałem wiele krzywd i różnorakiego zła. Słyszałem co nie co o tobie, głównie z opowieści Eryka i wiem, że dzieciństwa też za łatwego nie miałeś. Jak patrzę na ciebie widzę w pewnym sensie siebie. Myślę, że jak na ten młody wiek za szybko dosięgnął cię zły los. 

Królewicz nic do tego nie dodał, tylko spuścił głowę. 

- A ty...- królewicz się zająknął - tobie podoba się tu? Nie ma na tym statku zbyt przyjemnych ludzi. 

- Może i nie ma ale... - pirat podrapał się po włosach - oni jako jedyni mnie przygarnęli i uratowali od pewnej śmierci. Moja mama była z zawodu krawcową. Była... - Pirat uśmiechnął się smutno. - Zmarła na gruźlicę. Nasza rodzina całkiem pogrążyła się wtedy w ubóstwie. Zdarzało się, że przez większość dnia nic nie jedliśmy. Jako najstarsze dziecko wychodziłem z domu zwyczajnie po to, aby żebrać. Mało kto zwracał na mnie uwagę. Ludzie bardziej mnie omijali. Zdarzało się jednak, że czasem coś dostałem, to jabłko, albo coś innego. Mój ojciec nie był z tego powodu zadowolony, jednak sam wiedział jak jest. Miał kontuzjowaną nogę, kulał jak chodził przez co nikt nie chciał przyjąć go do pracy. Pewnego dnia przyszedł z mnóstwem banknotów. Powiedział, że od teraz będzie już dobrze. Każdemu z nas, mam na myśli moje rodzeństwo, wydawało się to nieco podejrzane. Jednak myśl, że wszystko się odmieni przyćmiło niepokojące myśli. Niedługo potem nasz dom odwiedziło paru mężczyzn. Krzyczeli na mojego tatę. Z tego, co zrozumiałem chodziło o  pieniądze, mnóstwo pieniędzy. Wrzeszczeli ciągle "gdzie są?!". Zrozumiałem wtedy, że tata wdał się w jakieś czarne interesy. Chyba nagadał jakiś bajek tym ludziom, że jest bogaty i dostaną dwa razy więcej. Ostrzegli, że niedługo wrócą i chcą widzieć te pieniądze. Tata zaraz po ich wyjściu nakazał się pakować. Wysłał mnie na targ, abym pobiegł po jakieś jedzenie na podróż. Wziąłem pierwsze lepsze rzeczy i pobiegłem z powrotem. W oddali zobaczyłem wychodzących z mieszkania mężczyzn z wcześniej. Mieli zakrwawione ręce i ubrania. Kiedy wszedłem do mieszkania zastałem trupie ciała. Cała moja rodzina została zamordowana, nie oszczędzili nawet mojej małej siostry. Na ten widok odechciało mi się żyć. Wyszedłem z domu i szedłem bez celu, aby umrzeć. Nie wiem kiedy upadłem na ziemię z głodu i wyczerpania. Jak się obudziłem byłem na tym statku. Kapitan nie wypytywał, dlaczego znajdowałem się w takim stanie tylko zaproponował mi pracę na pokładzie. Zgodziłem się. 

Królewicz po wysłuchaniu jego historii spojrzał na pirata ze współczuciem. Dla niego to ten pirat miał w życiu gorzej. 

Pirat pokręcił głową.

- Nie wiem czemu ci o tym mówię. Sam czasem siebie nie rozumiem - przyznał. 

Królewicz spojrzał na niego z jeszcze większym współczuciem. 

- Słuchaj...mimo tego co się stało, nie myślałeś o tym, aby odejść stąd? - spytał Charles po chwili.

Pirat zaśmiał się nerwowo. 

- Może kapitan jest draniem, ale zapewnił mi stały byt i utrzymanie. Jestem jego dłużnikiem i ani myślę stąd odchodzić. Poza tym nie żal mi tego świata na lądzie. On mnie nie oszczędzał to ja go też.  

- Edwin, czemu z nim gadasz! 

Pirat kazał Charlesowi, aby szybko schował za sobą jedzenie. 

- Nie masz teraz warty, to co tu robisz? - spytał Edwina podniesionym głosem, gdy się do niego zbliżył.

- A ty masz, to czemu cię tu nie było? - Edwin udawał wściekłego.

- Bo ja...- pirat zaczął się jąkać. 

- Akurat przechodziłem tędy i usłyszałem szelest. Myślałem, że ten smarkacz wykorzystuje okazję, że nikogo nie ma, aby spróbować uciec. Mam donieść kapitanowi, że odchodzisz z miejsca warty?

Pirat zadrżał ze strachu. 

- Nie... nie wydawaj mnie. Wiesz, że jak się dowie to wyrzuci mnie za burtę.

- To w takim razie, żeby było ostatni raz! Nie chcemy mieć kłopotów! A teraz stój tu i pilnuj! 

Edwin odchodząc puścił Charlesowi skrycie oczko, po czym się oddalił. Pirat jakiś czas pilnował pilnie Charlesa, ale po czasie sen go znużył. Królewicz wykorzystał okazję, aby zjeść. Pochłonął wszystko. Nie wiedział, że chleb może być tak dobry i zimne już wino.

***** 

O świcie muskularni mężczyźni zaprowadzili Charlesa na górny pokład, gdzie czekał już na niego kapitan. Wyznaczył mu na wstępie różne zadania. Zacząć miał od wyszorowania całego pokładu.

- No paniczyku bierz mopa i szoruj - powiedział kapitan z gromkim śmiechem. 

Charles wziął mopa. Kiedy szorował, inni piraci śmieli się i szydzili z niego. Królewicz starał się ich nie słuchać. Podczas mycia jego pierścień od mamy odbił się w blasku Słońca ☀️ Charles zdał sobie sprawę, że ktoś może mu go zabrać, więc nerwowo zdjął go z palca i schował do kieszeni. W czasie mycia rzuciła mu się skrzynia. Podszedł do niej i nieco uchylił. Znajdowała się w niej szata niewidka. Królewicz pomyślał, że to dobra okazja, aby ją włożyć i stać się niewidzialnym. Gdy po nią sięgał poczuł silne szarpnięcie. Upadł na ziemię. 

- Jeszcze, że smarkacz, to w dodatku złodziej. 

Pirat szarpnął go za koszulkę. 

- Myślisz, że cię nie obserwujemy, mały szczeniaku?

Piraci okrążyli Charlesa. Zaczęli go kopać. 

- Co tu się dzieje?! - krzyknął Edwin, podchodząc do zgromadzenia. Zobaczył posiniaczoną twarz Charlesa. 

- Ten szczeniak zaczął ruszać skrzynie - mówił jeden z piratów. 

- I co? Chcieliście dać nad nim własny osąd? Wiecie, że nie my rządzimy tylko kapitan. On może dawać tu osądy. Ale fakt źle postąpił. Edwin wziął Charlesa za wraki. 

- Zaprowadzę go do kapitana. On zdecyduje, co zrobić ze złodziejem. 

Piraci kiwnęli głową. 

- Ty zawsze dobrze myślisz i ratujesz od głupstwa - powiedział jeden z piratów. 

Edwin oddalił się z ledwo trzymającym się na nogach Charlesem. Prowadził go do siedziby samego kapitana. Kiedy szli Edwin odwrócił się, czy nikt już się za nim nie ogląda. Gdy się upewnił skręcił w innym kierunku. Zaprowadził go nie do kapitana, ale pod pokład. Posadził go przy ścianie. Poszedł gdzieś zostawiając Charlesa samego. Po czasie wrócił z kubkiem wody. 

- Wszystko załatwione. Tamci myślą, że zostałeś ukarany. Nagadałem, że kapitan jest z złym nastroju, więc nikt nie będzie do niego chodził i o nic pytał. A teraz pij - podłożył mu kubek pod usta. Kiedy królewicz wypił całą wodę zaprowadził go do jego celi.

- Teraz nie możesz wychodzić. Nagadałem, że kapitan bardzo wyżywał się na tobie. Każdy by się zdziwił, jakby zobaczył cię znów na nogach. 

Edwin znów się oddalił. Wrócił z dwoma kocami. Położył jeden z nich na prowizorycznym łóżku. Pomógł Charlesowi się położyć. Potem przykrył go drugim kocem. 

- Teraz ja sprawuję warte, więc korzystaj i odpocznij - powiedział Edwin. 

Charles słyszał jego słowa przez mgłę. Niedużo minęło jak zasnął. 

****** 

Charles przechadzał się po polanie białych kwiatów. Znowu śnił. Szedł przed siebie rozglądając się dookoła. W oddali dostrzegł siedzącą na pieńku dziewczynę z witraża. Patrzyła się w niebo trzymając w rękach szklankę wody. Spojrzała w jego stronę. Uśmiechnęła się i wyszła mu naprzeciw. 

- Czekałam na ciebie - powiedziała podając mu szklankę wody.  

Charles nieco onieśmielony wziął od niej kubek. 

- Przejdźmy się - zaproponowała dziewczyna. Zaczęła iść przed siebie, a za nią podążał zdezorientowany królewicz. 

Szli sobie wśród kwiatów. Dziewczyna ciągle patrzyła w niebo.

- Niedługo się to skończy. Jeszcze tylko trochę - oznajmiła.

- Ja...ja nie wiem kim jesteś...nic o tobie nie wiem - wydusił Charles. 

Dziewczyna zaśmiała się lekko. 

- Zawsze byłeś taki dociekliwy. Jako malec zadawałeś tyle pytań...

Królewicz otworzył szerzej powieki. Skąd ona tyle wie? - myślał. 

- Tyle wiesz, wszystko przewidujesz...Kim jesteś? - powtórzył.

Dziewczyna spojrzała na niego nostalgicznym wzrokiem.

- Musisz znaleźć drogę. Gdy tam trafisz będę mogła ci powiedzieć kim jestem. Musisz tylko znaleźć drogę. Wskazówki właściwie już masz. 

- Ale ja jestem uwięziony na statku...

Charles nie widział teraz sposobu, aby tam się dostać. 

- Musisz być dzielny - powiedziała tylko.

*****

- Charles, Charles....

Królewicz otworzył powieki. Nad nim stał Edwin.

- Musisz już wstać. Kapitan wzywa cię do siebie. 






 








sobota, 18 grudnia 2021

Zastępstwo?!!! 😳😫

 - Statek piracki...

Mężczyzna zaśmiał się cynicznie.

- A co taki zdziwiony? Sam się prosiłeś wchodząc do domu naszego osobistego szpiega. Ty go zabiłeś? Zaraz to z ciebie wyciągnę. 

Z całej siły złapał go za włosy, że Charles zawył z bólu. 

- No już, gadaj! 

- John, zostaw go! 

- Szef...

Mężczyzna natychmiast puścił jego włosy i czym prędzej się od niego odsunął. 

- A kto niby ty bałwanie?! Zejdź mi z oczu, bo zaraz cię wywalę za burtę! 

- Tak jest! - John pobiegł gdzie pieprz rośnie.

Kapitan pogładził swoją brodę. Powolnie podszedł do królewicza. Nic nie mówił, tylko przyglądał mu się. Jakiś psychol - pomyślał Charles. Poczuł się nieswojo. 

- Przepraszam z łaski swojej, ale dlaczego jestem uwięziony i gdzie są moi przyjaciele? 

Starszy mężczyzna zignorował pytanie królewicza. Zaczął szeptem pytać samego siebie, co powinien z nim teraz zrobić. 

- Czy mogę wiedzieć, czemu jestem uwięziony na tym statku? - spytał już bardziej podniesionym głosem. 

Wtedy kapitan uderzył go w twarz. 

- Nie podnoś na mnie głosu mały szczeniaku! - powiedział groźnie. 

Do kapitana podbiegli dwaj piraci. Powiedzieli mu coś na ucho. 

- Wspaniale. Zaraz się zacznie przedstawienie - kapitan potarł z ekscytacji swoje dłonie. 

Zanim się oddalił kazał jednemu z młodszych piratów przypilnować w tym czasie królewicza. 

**** 

Pirat rozejrzał się dookoła, czy nikogo nie ma w pobliżu. Zbliżył się bardziej do Charlesa. 

- Szczerze współczuję ci bracie - szepnął z prawdziwą szczerością w głosie. 

Zaproponował mu chusteczkę, aby wytarł łzy z policzków. 

Przez chwilę królewicz był oszołomiony, że ktoś tu zachowuje się życzliwie. Wziął od niego chusteczkę, jednocześnie na nowo się ożywiając. Znów zaczął zadawać pytania. 

- Dlaczego mnie więzicie? Dokąd płyniemy? Gdzie są moi przyjaciele? Żyją? 

Chłopak westchnął, po czym spojrzał w jego stronę. 

- To z ostatnim, tak, żyją jeszcze...

Królewicz zadrżał. 

- Jak to jeszcze? 

- Dlatego, bo nie wiadomo, co rozkaże kapitan. Z nim nigdy nie wiadomo, a u niego jesteś na czarnej liście. On nienawidzi osób, które sprawują jakiekolwiek rządy oprócz jego samego i nienawidzi osób, które pragną jak to sam mówi ,, tej śmiesznej sprawiedliwości". W dodatku byłeś na miejscu zbrodni naszego szpiega Eryka. Od jakiegoś czasu pracował dla nas i był zaufanym człowiekiem. Dzięki niemu dowiadywaliśmy się najświeższych informacji dziejących się na Południu. Dostarczał nam też nowych niewolników, czy żywność. W zamian dostawał pieniądze, choć bardziej zależalo mu na odurzających ziołach. Uzależnił się od nich i oddałby za nie wszystko. 

To dlatego zachowywał się tak dziwnie - pomyślał Charles.

Pirat mówił dalej:

- Jak kapitan znów przybędzie, to nie chciałbym być w skórze mości panicza. O wilku mowa, bo kapitan właśnie się pojawił. 

Kapitan nie szedł sam. Obok niego szli Harry i Liza trzymani przez muskularnych mężczyzn. Stając przed królewiczem pchnęli ich na podłogę. Kapitan podszedł do Charlesa i z szyderczym uśmieszkiem uniósł mu podbródek. 

- No więc myślałem sobie i myślałem, co mam z tobą zrobić - mówił mu przed oczami. - Na początku chciałem oddać cię królowi Markusowi, ale jaką dostanę gwarancję, że gdy postawimy nogi na lądzie sam nas nie powięzi i skróci o głowy. Trochę już dokonałem zbrodni z moją załogą i kradzieży. Sami jesteśmy poszukiwani, więc to zbyt ryzykowne. Wpadłem więc na inny pomysł: skoro Eryka już nie ma wśród żywych to ty zajmiesz jego miejsce. Jesteś, a raczej byłeś królem. Znasz dobrze swój rejon, więc świetnie się nadasz jako nasz szczeniacki szpieg. 

- Nie pójdę nigdy na coś takiego! - krzyknął królewicz gniewnie. 

- W porządku - kapitan wzruszył ramionami. - W takim razie nie jesteś mi potrzebny, jak zarówno twoi towarzysze. W takim razie wyrzućcie tych oboje za burtę. 

Muskularni mężczyźni podnieśli Harrego i Lize. 

- Nie, nie róbcie im krzywdy! Ja...zgadzam się na te warunki - powiedział Charles przez zaciśnięte zęby. 

- A więc załatwione, od jutra zaczynasz! - okrzyknął kapitan radośnie. 

Kapitan ze swoimi sługami zaprowadził całą trójkę do więzienia mieszczącego się pod pokładem. Harry i Liza zostali zamknięci w jednej celi, Charles dostał zaś osobną. 

- Jeśli będziesz chciał uciec, lub będziesz stawiał jakieś opory to twoi przyjaciele zginą w piekelnych męczarniach - zapowiedział kapitan. 

*****

Dla Charlesa każda minuta była wiecznością. Nigdy nie przypuszczał, że znajdzie się w takim miejscu, w takiej sytuacji. Ostatnio jednak los się do niego nie uśmiecha. Położył się na łóżku, które właściwie nie było łóżkiem, a bardziej drewnianą kłodą. W tej chwili chciał zasnąć i już się nie obudzić. Nie chciał już wracać do tego realnego, rozgrywającego się cały czas koszmaru. 






niedziela, 12 grudnia 2021

Porwanie😲

 Charles, jak reszta czuwali nad Evanem. Na szczęście z czasem gorączka zaczęła spadać. Królewicz poczuł ulgę, że przyjaciel wraca do sił. Jego źrenice się otworzyły. Poprosił o szklankę wody. 

- Ja pójdę. - Królewicz wstał natychmiastowo i skierował się do kuchni. 

Szybko na horyzoncie spostrzegł szklankę i dzban z wodą, ale nie tylko. Ściany, jak i meble były pozaklejane portretami z jego różnymi wizerunkami. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. 

- Pewnie dziwi cię ten widok. 

Charles odwrócił wzrok. Za nim stał uśmiechnięty od ucha do ucha Harry. Zbliżył się do niego kładąc dłoń na blacie stołu. 

- Słuchaj, żebyś nie myślał o mnie dziwnie. Sam już wiesz, że napisałem książkę na podstawie tego, co usłyszałem w wizji, czy z mojego snu. Podobnie z tymi portretami. Cóż poradzić, że na praktycznie każdym się pojawiałeś. Fakt, że miałem chwilową obsesję na twoim punkcie, bo potrafiłem cały dzień o tobie myśleć, oczywiście w tym kontekście, aby cię dobrze sportretować.

- Rozumiem, wszystko rozumiem...

Dalej czuł się niezręcznie, ale skupił swój wzrok na portretach. 

- To ja zaniosę wodę, a ty sobie pooglądaj. 

Harry wyszedł z kuchni. Charles zaś przechodził z jednego kąta do drugiego oglądając z osobna każdy obraz. Bardzo zaciekawiło go, że na wielu jego twarz była skierowana ku niebu. 

Evan dochodził do siebie. Jego życiu nie zagrażało już niebezpieczeństwo. Dalej czuł się bardzo słabo, ale bliskość życzliwych ludzi dodawała mu sił, aby jak najszybciej wrócić do sprawności. Harry i Liza chcieli  poznać całą historię, jak do tego doszło. Wcześniej, jak życie Evana było zagrożone nikt nawet o tym nie myślał. Charles opowiedział ze szczegółami całe zajście. 

- Trzeba będzie tam wrócić. Łódź ⛵ jest teraz bez właściciela, szkoda przegapić taką okazję. Jest też kwestia martwego ciała. Trzeba je przenieść nim ktoś je zobaczy i doniesie władzom. Wiadomo, że liczy się to z wtargnięciem policji do każdego domu na rewizję. Nie na rękę by nam to było. Są tu rzeczy, które mogłyby nas zdradzić chociażby moje portrety na ścianach. 

Charles podszedł w stronę okna. Przypomniał mu się moment, jak dźgnął tego człowieka. Widział przed sobą jego spływającą krew. 

- Kró...Charlesie, zostań z Evanem. Ja pójdę spatrolować teren - powiedział Harry. 

Charles chciał się sprzeciwić. Nie chciał pokazywać, że jest taki słaby. W końcu jest królem, powinien zachowywać więcej zimnej krwi. Serce jednak mówiło, że nie zniesie po raz kolejny tego widoku tym bardziej, że zginął z jego ręki. 

Harry podszedł do niego bliżej. Przez chwilę się wahał, ale w końcu położył mu dłoń na ramieniu. Patrzył na niego jakby znał jego myśli. 

- Nie trzeba dużo mówić, że ten facet był skończonym łajdakiem. Sam się o to prosił - mówił patrząc, tak jak on w okno. - Ale chcę powiedzieć, że przy nas nie musisz powstrzymywać swoich uczuć. Jesteś królem, ale też człowiekiem i w dodatku bardzo młodym. Twoje uczucia świadczą tylko o twojej wrażliwości, władza na szczęście ich nie zniszczyła. Czuję, że w przyszłości będziesz dobrym królem. Pomożemy ci wejść z powrotem na tron. 

- Jakie mądre słowa bracie - odezwała się Liza.

- A dziękuję, czasem mnie tak najdzie - powiedział z uśmiechem Harry drapiąc się z lekkiego zawstydzenia po głowie.  

****

- To ja idę na patrol - powiedział i skierował się do drzwi. 

Za nim stanęła przygotowana do wyjścia Liza. 

- A ty dokąd? 

- Jak to dokąd? Idę z tobą. 

- A w życiu! Zostaniesz z Charlesem i Evanem. 

- Nie ma mowy! Jeszcze sobie coś zrobisz. Już ja wiem, jaki potrafisz być zakręcony!

- Dobre sobie - powiedział obruszony Harry. 

- Weźcie to - Charles podał Harremu szatę niewidkę. 

- Jest jeden kruczek - odezwał się Evan próbując się podnieść. - W tej szacie jest się niewidzialnym jakieś trzy godziny. Potem traci swoje moce. 

- Czemu wcześniej nie powiedziałeś? - spytał Charles. 

- Po prostu pilnowałem czasu - odparł z szelmowskim uśmieszkiem.  

Kiedy wyszli na zwiady Evan zaczął przepraszać Charlesa. Przyznał, że porywanie się na ten układ nie było najlepszym pomysłem. Zaczął mówić, że nie powinien mu więcej towarzyszyć, bo sprowadził na niego niebezpieczeństwo. Królewicz nie podzielał jego zdania i zaprzeczył. 

- Naprawdę po tym wszystkim dalej chcesz, abym ci towarzyszył? - spytał niepewnie.  

- Tak, bo jesteś prawdziwy. Nie chcę mieć przy sobie fałszywej lalki na moje rozkazy. Ale następnym razem masz mnie słuchać. To rozkaz. - Na twarzy królewicza więcej było rozbawienia niż powagi podczas wypowiadania tych słów. Sam wiedział, że nie raz go jeszcze nie posłucha. 

***** 

Godziny mijały, a Harry i Liza nie wracali. Charles i Evan zaczęli się martwić. Królewicz postanowił wyjść i ich poszukać. 

- Ale nie masz przy sobie szaty, a przecież jesteś poszukiwany - wtrącił Evan. - Gdybym ja tylko mógł...

- Nawet o tym nie myśl. Jesteś za słaby. Gdy się ściemni to wyjdę pod osłoną nocy. 

- Miejmy nadzieję, że do tego czasu wrócą - szepnął Evan z miną pełną nadziei. 

Noc nadeszła, a nadal nie wrócili. 

- Trzeba ich poszukać - Charles nałożył na siebie płaszcz wiszący na krześle przy wyjściowych drzwiach. Wziął też szal, aby nim zasłaniać swoją twarz.

Zanim Evan zdążył coś powiedzieć królewicz zdążył wyjść. Szedł jak najdalej od najróżniejszych świateł dochodzących z domów. Jakimś cudem udało mu się bezpiecznie dotrzeć nad nadbrzeże. Teraz musiał odnaleźć ten domek, który zamieszkiwał Eryk. Przez jakiś czas błądził, aż zaczęły go dobiegać jakieś głosy. Podszedł bliżej. Dostrzegł trzy sylwetki, które ze sobą rozmawiały. Nie słyszał o czym. Po chwili ci ludzie zaczęli się oddalać. Charles wykorzystał okazję i zbliżył się bardziej. Spostrzegł, że znajduje się pod domem Eryka. Ciała jednak nie widział. Wyraźnie ktoś je znalazł - pomyślał. Drzwi były uchylone. Zajrzał do środka. Znajdowali się tam Harry i Liza przywiązani do stołu. Ich ubrania były zakrwawione, a ich twarz cała posiniaczona. Charles czym prędzej podbiegł do nich i wyjął im chustę z ust. 

- Rozwiążę was.

Zaczął czym prędzej ich rozwiązywać.

- Zostaw nas. Uciekaj zanim wrócą - powiedział Harry. 

Nagle Charles poczuł silne uderzenie w głowę. Zobaczył ciemność przed oczami, a po chwili już nic. 

****** 

Królewicz ciężko otworzył powieki. W głowie mu huczało. Nie wiedział co się dzieje i gdzie się znajduje. Miał tylko wrażenie, że płynie. Próbował wstać, ale jego ręce były przywiązane do słupa. Jakiś mężczyzna się do niego zbliżył. Charlesowi od razu rzuciła się czarna przepaska wokół głowy i złote kolczyki w uchu. Miał na sobie białą koszulę i białe spodnie w czarne pasy. W dłoni trzymał sztylet 🗡️. Źle mu z oczu patrzyło. Królewicz uniósł bardziej głowę. 

- Gdzie ja jestem? 

- Na statku pirackim - odpowiedział mu z cynicznym uśmieszkiem. 









czwartek, 9 grudnia 2021

Nie umieraj!

Eryk patrzył na królewicza z wytrzeszczonymi oczyma. Nie wierzył, że stoi przed nim we własnej osobie. 

- Król...Charles?! - wydusił z siebie. 

Charles nic nie mówił tylko patrzył na niego gniewnie. Podniósł miecz z ziemi, który upuścił Evan. 

- Jak ci mało to powalcz ze mną - syknął. 

Eryk zaśmiał się nerwowo. Jego dezorientacja minęła tak szybko jak się pojawiła. 

- Walka z królewiczem? Brzmi ciekawie. Jak cię już zabije przyniosę twoją głowę królowi Markusowi. Na pewno się ucieszy. 

Evan podniósł głowę i spojrzał na Eryka ze złością. 

- Co ci się stało? Czemu się tak zmieniłeś!? 

W oczach Evana dało się dostrzec żal. Eryk niewiele sobie z tego robił. Zignorował go zupełnie i skierował swoje gniewne oczy z powrotem na Charlesa. 

- To walczymy chłopczyku. - Podniósł miecz na znak gotowości.

Evan próbował wstać, ale nie mógł się podnieść. Miał wrażenie, że się wykrwawia. Kazał Charlesowi uciekać.

- Nie zostawię cię - powiedział i ruszył na przeciwnika. 

Eryka na początku bawiła cała sytuacja. Z czasem jednak uśmiech zniknął mu z twarzy, gdy królewicz zaczął na niego napierać. Doszło do niego, że ma groźniejszego przeciwnika niż sam przypuszczał. Ataki Charlesa stawały się coraz mocniejsze. Wpadł w jakąś furię. Uderzał i napierał na mężczyznę niemiłosiernie. Eryk też nie dawał za wygraną i podwoił swoją siłę. Odgłosy stykających się sztyletów dało się usłyszeć poza nadbrzeżem. Jedno z uderzeń Eryka sztyletem było tak silne, że Charles upadł na ziemię. Mężczyzna szybko skierował swój miecz w okolice serca, aby zadać mu śmiertelny cios, ale gdy się zamachnął królewicz wyminął go turlając się w bok. Wtedy wykorzystał chwilową dezorientację mężczyzny ruszając na niego z całą siłą. Trafił go w brzuch. Eryk osunął się na ziemię, a z jego ust zaczęła wypływać krew. Upadł bez ruchu. Charles rzucił sztylet i podszedł do mężczyzny. Nie żył. Oczy królewicza zaszły się łzami. Wpadł w histerię.

- Ja...ja nie chciałem go zabijać, nie chciałem... - powtarzał cały roztrzęsiony nad trupim ciałem. 

- Musiałeś...

Głos należał do Evana. Wtedy Charles się  otrząsnął. Zdał sobie sprawę, że jak szybko go nie opatrzy to i on wyzionie zaraz ducha. Zdarł kawałek swojego odzienia i zacisnął nad raną, aby zatamować krwotok. Wziął go pod drugie ramię, aby pomóc wstać. 

*** 

Oboje podeszli pod dom Harrego. Charles nie pukał tylko walił w drzwi krzycząc, aby jak najszybciej ktoś otworzył. Harry i Liza cali zbladli, gdy zobaczyli Charlesa trzymającego na wpół umierającego Evana. Wszyscy razem położyli go na łóżku. Harry od razu zaczął oglądać ranę na jego ramieniu. Pokręcił z niezadowoleniem głową. Nie wyglądała za dobrze.

- Przede wszystkim trzeba zapobiec zakażeniu. Potem trzeba będzie zaszyć ranę. 

Pobiegł po jakieś środki odkażające, a Liza pobiegła po igły i nici. Charles zamoczył materiał, aby przyłożyć do jego czoła. Potem wszyscy trzej wparowali do pokoju, gdzie leżał. Każdy trzymał w dłoniach coś innego. 

- Nie zostawiajcie mnie samego, nie chcę być sam - powiedział Evan ciężko dysząc. 

- Już nie odejdziemy - powiedziała Liza łapiąc za rękę i delikatnie gładząc. 

Harry zaczął przykładać do jego rany białe liście Libra przypominające w kształcie liście kasztanowca. To lecznicze liście o właściwościach odkażających, bardzo powszechne i łatwo dostępne w rejonach królestwa Południa, gdyż nie są tak wymagające w uprawie. Charles miał jednak wątpliwości czy zadziałają w tym przypadku. Są lepsze odkażające rośliny, niestety rosną w królestwie Północy. Zapytał Harrego, czy nie ma przypadkiem w domu roślin właśnie z tego regionu.

- Spokojnie, to nie są zwykłe liście Libra. Mają kilka w sobie dodatków. Trochę eksperymentowałem mocząc liście w różnych ziołach, ale udało mi się stworzyć silniejszy odkażający środek. Nawet więcej, goją teraz jego ranę. Wiem, bo sam na sobie testowałem. Myślę, że pół godziny wystarczy, aby lecznice składniki się wchłonęły w skórę - powiedział z uśmiechem. 

- W takim razie działaj i uratuj go - odparł królewicz już nic więcej nie dodając, aby mógł się skupić na ratowaniu przyjaciela. 

Po pół godzinach Liza zaczęła szyć ranę. Wcześniej podano Evanowi kieliszek mocnej wódki, jako znieczulenie. Niestety momentami to nie pomagało. Liza próbowała dodać mu otuchy mówiąc, że zaraz się to skończy. Po zaszyciu rany Evan zasnął wyczerpany. Liza zaproponowała zrobienie czegoś ciepłego do picia. Mówiąc te słowa ledwo powstrzymywała łzy. Pójście do kuchni było dla niej pretekstem, aby się w samotności wypłakać. 

- Ona dobrze wie, że wszystko zależy od tej nocy - powiedział ze smutkiem Harry, gdy się oddaliła. 

- Jak to od tej nocy? Może nie przeżyć? - Na twarzy Charlesa wstąpił niepokój. 

- Niestety stracił bardzo dużo krwi i nadal ma gorączkę. My zrobiliśmy już wszystko, aby mu pomóc i ulżyć w bólu. Teraz pytanie jak bardzo chce żyć. 

Charles odruchowo złapał go za rękę.

- Evan nie umieraj proszę, bo jeśli umrzesz to ja... się już nie podniosę. Nie będę chciał... - dokończył ledwo słyszalnym głosem.

Puścił jego rękę i wybiegł na zewnątrz. Tam zasłonił twarz wybuchając płaczem. Evan przez ten krótki czas dał mu więcej ciepła i przyjaźni niż ktokolwiek inny. Potraktował go jak człowieka. Przy nim poczuł się bezpieczny, silniejszy i uwierzył, że jeszcze wszystko się ułoży na lepsze. Nie dopuszczał do siebie myśli, że może jutro się nie obudzić. 





 


wtorek, 7 grudnia 2021

Pojedynek

 - Pojedynek? - powtórzył Evan zdezorientowany. 

Eryk przytaknął głową. 

- Pamiętasz jak dawno temu walczyliśmy sobie na drewniane miecze i mnie pokonałeś? Chcę rewanżu. Jeśli wygrasz to pożyczę ci łódź ⛵. 

Charlesowi zapaliła się niepokojąca lampka.  Przeczuwał coś złego. Pociągnął przyjaciela ukradkiem za rękaw. Evan odruchowo spojrzał w bok.

- Zobaczyłeś coś? - spytał Eryk.

- Nie nic...i zgadzam się na ten układ.

- Wspaniale - Eryk zaklaskał w dłonie. - Jak za dawnym dobrych czasów. Idę po miecze. 

Gdy się oddalił Charles natychmiast zaczął robić Evanowi wywody, że to głupi pomysł. 

- Przecież parę lat go nie widziałeś. Skąd możesz wiedzieć jakie są w tej chwili jego prawdziwe zamiary? Poza tym z zawodu jesteś szklarzem i malarzem. Znasz się też na walce? Ile jeszcze o tobie nie wiem? 

Evan przez chwilę milczał, po czym uśmiechnął się zawiadacko. 

- Drogi chłopcze, wiele rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz i niech tak zostanie. A ta cała walka przecież jest dla zabawy. To mój stary przyjaciel. Myślisz, że chce mnie zabić? No co ty! - mężczyzna wybuchnął gromkim śmiechem. 

Akurat wtedy wyszedł Eryk trzymając w dłoniach miecze. 

- One są prawdziwe - szepnął Charles przerażony. 

- Widać nie próżnuje sobie i idzie na całość - prychnął Evan. 

- Nie walcz z nim, jakoś mi się on nie podoba. Nie martw się poradzimy sobie jakoś. 

- Chłopcze to sprawa honoru. Jak odmówię to wyjdę na tchórza.

- Więc, to rozkaz króla. 

- Nie przyjmuje go. Jak dorośniesz to zrozumiesz, że honor jest czasem ponad wszystko. 

- Honor honorem, ale rozsądek też trzeba mieć, a widzę, że go wcale nie masz. 

- Bo kto nie ryzykuje nie zyskuje. A ja jestem osobą, która bardziej idzie na żywioł. 

- Ale nie tak. Nie w ten sposób. To są prawdziwe miecze, a ty się nawet nie przygotowywałeś... 

Różnymi argumentami próbował go jeszcze przekonać do rezygnacji z walki, ale na nic się to zdało. 

- Gotowy przyjacielu na pojedynek o kabinową łódź? - spytał Eryk chichocząc. 

- Jasne. Rozłożę cię na łopatki - odpowiedział Evan podnosząc na znak gotowości do góry miecz. 

Charles zacisnął z nerwów dłonie, myśląc jak można być tak lekkomyślnym.  Jednocześnie martwił się o przyjaciela i miał głęboką nadzieję, że skończy się na niewinnej wymianie mieczy. Walka się zaczęła. Na początku ku uciesze królewicza tak to właśnie wyglądało, niewinnie. Potem zaczęło robić się poważniej. Eryk zaczął coraz bardziej napierać na Evana. 

- Spokojnie, wyhamuj. Przecież ta walka jest dla zabawy - przypomniał mu Evan między atakami. 

- A kto tak powiedział? - Twarz Eryka z zabawnej przybrała inny, bardziej złowieszczy wyraz. Już się nie śmiał. W jego oczach dało się nawet dostrzec szaleństwo.

- Eryk przestań tak napierać! Przecież nie chcemy się nawzajem skrzywdzić! 

Mężczyzna zaśmiał się szyderczo, a walka, która zaczęła się niewinnie przemieniła się w walkę na śmierć i życie. Evan myślał z przerażeniem kim jest ta osoba przed nim. Napewno już nie jego przyjacielem. W końcu miecz Eryka dosięgł Evana. Jęknął z bólu, ukucnął i chwycił się za ramię, z którego zaczęła płynąć struga krwi. 

- Chyba ta łódź będzie moja - szepnął Eryk zbliżając się do Evana z zakrwawionym mieczem. 

Z jakim zamiarem? Dobicia go?! - myślał Charles. Nie mógł dłużej stać bezczynnie. Bez wahania podbiegł i dosłownie rzucił się na Eryka. Mężczyzna był zdezorientowany. Nie wiedział kto go atakuje. Charles próbował wyrwać mu z ręki miecz, niestety Eryk w panice cały czas nim wymachiwał i w końcu drasnął królewicza. Nie mocno ale na tyle, aby syknął z bólu. 

- Kto tu jest? Kim jesteś? - pytał kompletnie zdezorientowany Eryk.

Wtedy Charles wstał, zdjął kaptur odsłaniając się przed nim. 

- Jestem Charles von Lizard, władca tych ziem. Kto jest wrogiem Evana jest też moim wrogiem. Jeśli teraz go tkniesz będziesz musiał się zmierzyć ze mną.







niedziela, 5 grudnia 2021

Złe przeczucia

 W nocy Charlesa nawiedził sen z tajemniczą dziewczyną. Uśmiechała się do niego wśród kwiatów. Chłopak znów zapytał, kim jest, lecz ona odparła, że jest jeszcze na to za wcześnie.

  Młody królewicz niechętnie otworzył  powieki. Usiadł na łóżku i złapał się za głowę. Ten cały sens ukazywania się tej dziewczyny właśnie mu i jego towarzyszom ani trochę nie rozumiał. Wyjrzał przez okno. Już świtało.

- Może jak dopłyniemy na miejsce to wszystko się wyjaśni - powiedział na głos.

Ubrał się w swoją szatę, a piżamę pożyczoną od Evana położył na krześle. Ten już czekał na niego ze śniadaniem. 

- Śniadanie podane wasza wysokość - oznajmił radosnym tonem. 

Po wspólnym posiłku, Evan zaproponował, aby Charles został w domu, a on w tym czasie skombinuje łódź. Królewicz nie chciał zostawać i wolał iść z Evanem. 

- A jeśli coś ci się stanie, jak ktoś cię zaatakuje? Lepiej będzie, jeśli pójdę z tobą.

- Mnie się coś stanie?

Evan parsknął śmiechem. 

- Prędzej temu, co mi zagrozi, a poza tym to ja powinienem chronić ciebie - dodał.

- Idę z tobą i już - powiedział Charles stanowczym tonem.

Sam nie wiedział, czemu mu tak zależy, aby z nim iść. Czuł jakiś niepokój, że coś złego się wydarzy, jeśli tego nie zrobi.

Evan westchnął, po czym uśmiechnął się do niego szeroko. 

- A zatem wkładaj niewidzialną szatę i idziemy. 

W drodze Charles rozglądał się na prawo i lewo. Czuł się podenerwowany. Nie wiedział skąd to uczucie, ale siódmy zmysł do tej pory raczej go nie zawiódł. W tej chwili wolał, aby było na odwrót.

- Co nic nie mówisz? - spytał Evan odciągając królewicza od ponurych myśli.

- Nic takiego...mam wrażenie, że stanie się coś niedobrego.

- Jesteś niespokojny przez ostatnie wydarzenia. W wieku piętnastu lat tyle złego cię spotkało. Nie wiem czy bym się podniósł po tylu tragediach - wyznał. 

- Ty sobie póki co nieźle radzisz - przyznał Charles mając na myśli jego zmarłą ku świętej pamięci siostrę.

Oboje ze smutkiem spuścili głowę myśląc o swoich bliskich, których już nie ma. Dalej już szli w milczeniu. 

Dotarli na nadbrzeże. Evan poprowadził Charlesa pod jeden z drewnianych domków znajdujących się tam. 

- Mam nadzieję, że dobrze pamiętam -  szepnął Evan i zapukał. Drzwi otworzył pewien młody mężczyzna. Widząc Evana cały się rozpromienił. Natychmiast go uścisnął.

- Chłopie, stary druhu, tyle lat! 

- Tak, trochę się nie widzieliśmy, bo zachciało ci się poznawać świat.

- Ale widzisz, znów wróciłem na stare tereny. 

Chwilę sobie gawędzili wspominając  dawne lata znajomości. Charles z rozmowy dowiedział się, że przyjaciel Evana ma na imię Eryk i łączy ich wiele wspólnych, ciekawych wypraw na morzu. Mieli nawet styczność z piratami. Usłyszał coś o nielegalnych przemytach, ale wypuścił tą wiadomość drugim uchem. Chciał myśleć o swoim przyjacielu w samych pozytywach. Z tego, co zrozumiał to w trójkę, licząc Susan  szukali swojego miejsca na świecie. Evan z siostrą go znaleźli osiedlając się tutaj, za to Erykowi przygód było jeszcze mało. Wrócił niedawno do swojego dawnego domu. Evan wyjaśnił z czasem, co jest głównym powodem najścia. Eryk wypytywał na co mu teraz łódź. Evan nie chcąc go bardziej wtajemniczać powiedział, że musi załatwić coś pilnego poza krajem. 

- Dam ci tą łódź, ale nie mogę za darmo. 

- Ile chcesz? - spytał Evan. 

- To będzie dziesięć min* 

Evan wytrzeszczył oczy.

- Nie mam tyle pieniędzy. Na co ci tyle?

- Ze swoich podróży wróciłem stratny. Potrzebuje pieniędzy. Bez tej łodzi zostanę z niczym. 

- A jeśli zapłacę ci na raty? 

Evan próbował się z nim targować. Eryk nie był zbyt przekonany. 

- Mam jeszcze jedną propozycję na spłacenie mojej łodzi. 

- Jaką? - spytał Evan natychmiastowo.

- Pojedynek ze mną. 


* Mina - rodzaj waluty w postaci banknotu. Dziesięć min to na nasze dwa tysiące. Dwadzieścia min to byłoby cztery tysiące.