czwartek, 9 grudnia 2021

Nie umieraj!

Eryk patrzył na królewicza z wytrzeszczonymi oczyma. Nie wierzył, że stoi przed nim we własnej osobie. 

- Król...Charles?! - wydusił z siebie. 

Charles nic nie mówił tylko patrzył na niego gniewnie. Podniósł miecz z ziemi, który upuścił Evan. 

- Jak ci mało to powalcz ze mną - syknął. 

Eryk zaśmiał się nerwowo. Jego dezorientacja minęła tak szybko jak się pojawiła. 

- Walka z królewiczem? Brzmi ciekawie. Jak cię już zabije przyniosę twoją głowę królowi Markusowi. Na pewno się ucieszy. 

Evan podniósł głowę i spojrzał na Eryka ze złością. 

- Co ci się stało? Czemu się tak zmieniłeś!? 

W oczach Evana dało się dostrzec żal. Eryk niewiele sobie z tego robił. Zignorował go zupełnie i skierował swoje gniewne oczy z powrotem na Charlesa. 

- To walczymy chłopczyku. - Podniósł miecz na znak gotowości.

Evan próbował wstać, ale nie mógł się podnieść. Miał wrażenie, że się wykrwawia. Kazał Charlesowi uciekać.

- Nie zostawię cię - powiedział i ruszył na przeciwnika. 

Eryka na początku bawiła cała sytuacja. Z czasem jednak uśmiech zniknął mu z twarzy, gdy królewicz zaczął na niego napierać. Doszło do niego, że ma groźniejszego przeciwnika niż sam przypuszczał. Ataki Charlesa stawały się coraz mocniejsze. Wpadł w jakąś furię. Uderzał i napierał na mężczyznę niemiłosiernie. Eryk też nie dawał za wygraną i podwoił swoją siłę. Odgłosy stykających się sztyletów dało się usłyszeć poza nadbrzeżem. Jedno z uderzeń Eryka sztyletem było tak silne, że Charles upadł na ziemię. Mężczyzna szybko skierował swój miecz w okolice serca, aby zadać mu śmiertelny cios, ale gdy się zamachnął królewicz wyminął go turlając się w bok. Wtedy wykorzystał chwilową dezorientację mężczyzny ruszając na niego z całą siłą. Trafił go w brzuch. Eryk osunął się na ziemię, a z jego ust zaczęła wypływać krew. Upadł bez ruchu. Charles rzucił sztylet i podszedł do mężczyzny. Nie żył. Oczy królewicza zaszły się łzami. Wpadł w histerię.

- Ja...ja nie chciałem go zabijać, nie chciałem... - powtarzał cały roztrzęsiony nad trupim ciałem. 

- Musiałeś...

Głos należał do Evana. Wtedy Charles się  otrząsnął. Zdał sobie sprawę, że jak szybko go nie opatrzy to i on wyzionie zaraz ducha. Zdarł kawałek swojego odzienia i zacisnął nad raną, aby zatamować krwotok. Wziął go pod drugie ramię, aby pomóc wstać. 

*** 

Oboje podeszli pod dom Harrego. Charles nie pukał tylko walił w drzwi krzycząc, aby jak najszybciej ktoś otworzył. Harry i Liza cali zbladli, gdy zobaczyli Charlesa trzymającego na wpół umierającego Evana. Wszyscy razem położyli go na łóżku. Harry od razu zaczął oglądać ranę na jego ramieniu. Pokręcił z niezadowoleniem głową. Nie wyglądała za dobrze.

- Przede wszystkim trzeba zapobiec zakażeniu. Potem trzeba będzie zaszyć ranę. 

Pobiegł po jakieś środki odkażające, a Liza pobiegła po igły i nici. Charles zamoczył materiał, aby przyłożyć do jego czoła. Potem wszyscy trzej wparowali do pokoju, gdzie leżał. Każdy trzymał w dłoniach coś innego. 

- Nie zostawiajcie mnie samego, nie chcę być sam - powiedział Evan ciężko dysząc. 

- Już nie odejdziemy - powiedziała Liza łapiąc za rękę i delikatnie gładząc. 

Harry zaczął przykładać do jego rany białe liście Libra przypominające w kształcie liście kasztanowca. To lecznicze liście o właściwościach odkażających, bardzo powszechne i łatwo dostępne w rejonach królestwa Południa, gdyż nie są tak wymagające w uprawie. Charles miał jednak wątpliwości czy zadziałają w tym przypadku. Są lepsze odkażające rośliny, niestety rosną w królestwie Północy. Zapytał Harrego, czy nie ma przypadkiem w domu roślin właśnie z tego regionu.

- Spokojnie, to nie są zwykłe liście Libra. Mają kilka w sobie dodatków. Trochę eksperymentowałem mocząc liście w różnych ziołach, ale udało mi się stworzyć silniejszy odkażający środek. Nawet więcej, goją teraz jego ranę. Wiem, bo sam na sobie testowałem. Myślę, że pół godziny wystarczy, aby lecznice składniki się wchłonęły w skórę - powiedział z uśmiechem. 

- W takim razie działaj i uratuj go - odparł królewicz już nic więcej nie dodając, aby mógł się skupić na ratowaniu przyjaciela. 

Po pół godzinach Liza zaczęła szyć ranę. Wcześniej podano Evanowi kieliszek mocnej wódki, jako znieczulenie. Niestety momentami to nie pomagało. Liza próbowała dodać mu otuchy mówiąc, że zaraz się to skończy. Po zaszyciu rany Evan zasnął wyczerpany. Liza zaproponowała zrobienie czegoś ciepłego do picia. Mówiąc te słowa ledwo powstrzymywała łzy. Pójście do kuchni było dla niej pretekstem, aby się w samotności wypłakać. 

- Ona dobrze wie, że wszystko zależy od tej nocy - powiedział ze smutkiem Harry, gdy się oddaliła. 

- Jak to od tej nocy? Może nie przeżyć? - Na twarzy Charlesa wstąpił niepokój. 

- Niestety stracił bardzo dużo krwi i nadal ma gorączkę. My zrobiliśmy już wszystko, aby mu pomóc i ulżyć w bólu. Teraz pytanie jak bardzo chce żyć. 

Charles odruchowo złapał go za rękę.

- Evan nie umieraj proszę, bo jeśli umrzesz to ja... się już nie podniosę. Nie będę chciał... - dokończył ledwo słyszalnym głosem.

Puścił jego rękę i wybiegł na zewnątrz. Tam zasłonił twarz wybuchając płaczem. Evan przez ten krótki czas dał mu więcej ciepła i przyjaźni niż ktokolwiek inny. Potraktował go jak człowieka. Przy nim poczuł się bezpieczny, silniejszy i uwierzył, że jeszcze wszystko się ułoży na lepsze. Nie dopuszczał do siebie myśli, że może jutro się nie obudzić. 





 


1 komentarz:

  1. Jejkuuuu. Straszne. Weź nooo. Nie zabijaj go. Tak to kto będzie druhem Waszej Wysokości Króla Charlesa?

    OdpowiedzUsuń