wtorek, 24 marca 2020

Rozdział 4



Niech mnie ktoś teraz uszczypnie. Stałam tam jak sparaliżowana nie spuszczając wzroku z Audrey. To musi być sen! - powtarzałam sobie w myślach. Na pewno jest logiczne wytłumaczenie...może jestem w śpiączce?

- Ariadne...

Przyjaciółka podeszła do mnie i złapała za rękę. Poczułam niezwykle miłe ciepło jej dłoni, które przechodziło teraz przez moją skórę. Po jej twarzy zaczęły spływać łzy.

- Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo się cieszę, że poznałaś mój sekret – powiedziała z wielką radością. – Tak bardzo chciałam Ci powiedzieć... nie mogłam.

- Nigdy nie wątpiłam w istnienie aniołów- wyjąkałam.

Dalej byłam w szoku.

Chłopak podszedł do nas bliżej. Zapomniałam o jego obecności. Podrapał się po włosach.

- Chyba źle zacząłem- powiedział wyraźnie zażenowany.

Pierwszy raz mogłam usłyszeć jego głos. Był bardzo męski.  Audrey przybrała poważny wyraz twarzy i skierowała na niego swoje gniewne spojrzenie. 

- Powiesz mi wreszcie, kim Ty jesteś? – huknęła.

Chłopak skrzywił się i głośno westchnął:

- Jak ja nie cierpię przesłuchań! Są zazwyczaj długie i nużące. Potem dochodzą pytania i tak kilka godzin odpowiadaj, aż zabraknie ci powietrza w płucach. Łatwiej byłoby mi ją porwać i oszczędzić sobie zbędnych tłumaczeń.

- Chciałeś mnie porwać? – z niedowierzaniem w głosie zapytałam.

- Taki był plan – powiedział to tak, jakby zapowiadał prognozę pogody.

Poważnie? Gdzie jest teraz ukryta kamera!? Zaczęło się we mnie wszystko gotować. Audrey chyba też się nie spodobała taka odpowiedź.

-Dlaczego zaatakowałeś Ariadne? Zmuszę Cię jak mi nie odpowiesz – wysyczała.

- Musiałem mieć pewność, że się nie mylę odnośnie moich przypuszczeń, że jesteś aniołem. Widać się nie myliłem – wzruszył ramionami.

Spojrzałam na niego z żalem.

- Chciałeś złamać mi rękę! – krzyknęłam w złości.

-Ale nie złamałem, jak widzisz. Zagranie niebezpiecznego typa, było najlepszym w tamtej chwili rozwiązaniem, abym rozwiązał swoje wątpliwości - spojrzał wymownie na Audrey - Wiem, jakie panują u Was zasady dotyczące ujawniania się.

Przyjaciółka spojrzała na mnie ze smutkiem. Po chwili spuściła głowę patrząc w ziemię.

- Straciłabym anielskie skrzydła, jakbym ujawniła się bez powodu. To samo tyczy się wyznania komuś tego na Ziemi. Na pewno stanęłabym przed sądem, ale w tej sprawie jest bezlitosny.
 
Wierzyłam jej i rozumiałam. Nadal wszystko wydawało mi się takie surrealistyczne, jak w bajkach. Chłopak podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę.

- Idziemy nie mamy czasu – ponaglił mnie.

- Z...zaraz, na co nie mamy czasu?- spytałam zaniepokojona.

W czasie, kiedy próbował mnie nakłonić i Audrey do pójścia z nim dostrzegłam światełko. Nie wiedziałam skąd dobiega. Spojrzałam w dół tam gdzie jego nasilenie było największe. Otworzyłam usta ze zdumienia. To był mój naszyjnik.

Mój naszyjnik świeci!  - krzyczałam w duszy nie mogąc uwierzyć.

Przed nami pojawiły się czarne kłęby dymu. Z każdą chwilą przybierały coraz bardziej ludzką formę. Po chwili te istoty ukazały się nam w pełnej okazałości. Ubrane były w czarne habity okryte masywną zbroją. Na środku odzienia widniał ptak. Przypominał mi z wyglądu kruka. Z tyłu widziałam wyłaniające się wielkie czarne skrzydła. Ich twarze jak reszta ciała była dogłębnie ciemna, mroczna jakby miała Cię zaraz wciągnąć w nicość. Spod kaptura wyłoniły się przeszywająco czerwone oczy. Próbowały zabić mnie wzrokiem. Przeszył mnie wtedy niewyobrażalny dreszcz, a nogi zrobiły mi się jak z waty. Jedna z tych demonicznych postaci zaczęła zbliżać się do mnie. Zaczęło brakować mi powietrza w płucach. Przede mną stanęła Audrey.

- Uciekaj z nią szybko!– krzyknęła.

Chłopak szybko zrozumiał aluzję. Złapał mnie mocno za rękę i zaczął biec ze mną w głąb lasu.  Czy nic tu nie miałam do powiedzenia!? Miałam zostawić tak przyjaciółkę samą z tymi demonami. Wyzwoliłam się z jego uścisku.

- Wracam tam - powiedziałam głośno

Odwróciłam się do niego plecami i pobiegłam. Nie miałam żadnego planu. Myślałam tylko o Audrey. O tym, że jest teraz całkiem sama. Chłopak mnie wyprzedził i zagrodził mi drogę.

- Nie przeszkodzisz mi.

 Nie spuszczałam z niego wzroku. Złapał mnie mocno za ramiona i potrząsnął.

- Idiotko nie rozumiesz, że największym priorytetem jest Twoja ochrona! Jeżeli zginiesz nasze poświęcenie będzie nic nie warte.

Co miał na myśli tak mówiąc? Lekko go odepchnęłam.

- Nie nazywaj mnie idiotką – burknęłam.

- Pani mądralińska brzmi lepiej?

W jego głosie wyczułam ironię. Zdenerwowało mnie to jeszcze bardziej. Już miałam się odezwać, ale przyłożył mi palec do ust.

- Pozwól, że ja będę teraz mówić – powiedział powoli, jak do małego dziecka - Czy zechce panienka udać się ze mną w wyznaczone miejsce, gdzie będzie bezpieczna?

- Będziesz musiał użyć siły. Nie będę szła bezwiednie z nieznajomym, kiedy moja przyjaciółka jest w potrzebie.

- Skoro nalegasz.

Podniósł mnie i przerzucił za plecy.

Wypuść mnie natychmiast!!! – wrzasnęłam.

Wydawał się mnie wcale nie słuchać. Krzyczałam, wierciłam się, szamotałam, próbowałam odepchnąć. Nic nie działało. Szedł nie zwracając na mnie uwagi - Co za cham – pomyślałam. 

Nie przestawałam myśleć o Audrey. Myśl, że mogło jej się coś stać wyniszczała mnie od środka. To, że nie mogłam teraz pomóc przyjaciółce bolało mnie w tej chwili najbardziej. Nagle zobaczyłam zbliżającą się do nas sylwetkę. To była Audrey! Przyleciała do nas i pojawiła się tuż przed nami. Była cała zlana potem.

- Wymówiłam zaklęcie tworzące barierę. Przez chwilę jesteśmy bezpieczni – powiedziała próbując złapać oddech.

Nagle straciła równowagę i upadła na ziemię.

- Audrey! Wypuść mnie!!! – krzyknęłam do niego.

Postawił mnie na ziemie. Podbiegłam do Audrey. Kucnęłam tuż przed nią.

- To nic, to nic...- powtarzała próbując mnie uspokoić.

Pomogłam jej wstać.

- Wszystko w porządku? – spytał chłopak.

- Tak po prostu jestem osłabiona – powiedziała wciąż ciężko dysząc.

Wzięłam ją pod ramię i razem poszłyśmy za nim do wyznaczonego miejsca. Co jakiś czas powtarzał nam, że już zbliżamy się do celu. Dla mnie wydawało się to nie mieć końca.

- Czy możemy mu ufać? – spytałam po cichu przyjaciółkę.

- Nie mamy innego wyjścia – odparła, po czym głośno westchnęła.   

Chłopak przystanął.

W końcu.

Przed nami rozpościerało się pasmo wielkich sosen.

- To tutaj otworzymy portal – powiedział.

Wyciągnął swoją prawą dłoń. Na serdecznym palcu dostrzegłam mieniący się niebieskim blaskiem pierścień. Zaczął mówić słowa dla mnie nieznane. Mój naszyjnik znów zaczął świecić. Odruchowo odwróciłam się. Ciemne istoty zbliżały się do nas.

- Gonią nas! – krzyknęłam.   

Wtedy pojawiły się przede mną wielkie niebiańskie drzwi. Dlatego niebiańskie, ponieważ za nimi rozpościerało się niebo. Nie wiedząc, co znajdę po drugiej stronie weszłam z przyjaciółką bezwiednie. Dla niej pewnie to miejsce było dobrze znane. Dla mnie to było zupełnie coś nowego. Gdy dostatecznie weszłyśmy do środka chłopak znów wypowiedział coś w nieznanym mi języku. Portal się zamknął. Nie było już odwrotu.  


  

1 komentarz:

  1. Bardzo mi się podoba.♥️ Śmieszna scena z tym przerzuceniem Ariadne przez plecy. 😂 Ale Audrey jest odważna!😍 Sama na tylu złych?😱

    OdpowiedzUsuń