poniedziałek, 30 marca 2020

Rozdział 7




Jesteśmy na miejscu – powiedział chłopak puszczając moją rękę.

- Ale jak to...? – odparłam zdziwiona.

Nie widziałam przed sobą żadnego budynku. Zaczęłam rozglądać się wokoło.

Wciąż nic.

- Spójrz kochana w dół – powiedziała z uśmiechem piękna kobieta.

Pode mną znajdowały się złote drzwi z pięknymi zdobieniami.  Chłopak schylił się i wyjął z kieszeni mosiężny klucz. Patrzyłam z wielkim zaciekawieniem jak je otwierał.

Drzwi na ziemi...  -pomyślałam.

Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Po ich otworzeniu przed oczami ukazały mi się kręte schody. Ciekawość zaczęła władać nade mną. Co mogę tam odkryć po dotarciu do celu? Aż same się proszą o zbadanie tajemnic – powiedziałam w duchu. Zaczęłam tam wchodzić jak zahipnotyzowana. Ktoś chwycił mnie niespodziewanie za rękaw. 

- Odważna – stwierdził chłopak, marszcząc brwi – Nawet nie wiesz, kim jesteśmy, a już idziesz tam, jako pierwsza.

-  Nataniel...

Uświadomiłam sobie, że pierwszy raz zwracam się do niego po imieniu. Mówiąc szczerze długo nie wiedziałam jak ma na imię, dopóki nie odezwała się do Niego po imieniu nasza przewodniczka, która przypominała mi Galardiele.

Twarz chłopaka przybrała inny wyraz. Nie potrafiłam jednoznacznie nazwać emocji na jego twarzy.  Nie wiedziałam czy to bardziej było zdziwienie czy pozytywne zaskoczenie. Tak jakby wypowiedzenie przeze mnie Jego imienia było czymś nowym, niespodziewanym. Może było to przełamaniem bariery, która nas ciągle dzieliła? Przez krótką chwilę, gdy patrzyliśmy na siebie, skorzystałam z okazji, aby bliżej się mu przyjrzeć. Już nie patrzyłam na Niego jak na porywacza czy prostaka. Tylko jak na mężczyznę. Musiałam przyznać, że na twarzy był urodziwy. Oczy miał duże, ciemno-brązowe, głębokie. Z tyłu miał związane kasztanowe włosy. Całość podtrzymywała związana złota opaska z tyłu głowy.  Przyznam, że wyglądało to bardzo kawaii! Ubrany był w czarny habit do kolan, który okrywał długi czarny płaszcz. Rękawy ozdobione były jasno-kremowymi wzorkami. One odbiły tą czerń. Uświadomiłam sobie, że bardziej mi odpowiadało, gdy nie zwracałam uwagi na jego atuty. Zaczęłam mimowolnie się czerwienić. Chyba to wyczuł, bo zmieszany odwrócił głowę.  Zrobiło się niezręcznie. Bez słowa zeszliśmy wszyscy na dół.

Po dotarciu do celu oniemiałam z wrażenia. Pomieszczenie wyglądało jak kryształowa sala we wnętrzu groty. Z lewej i prawej strony ściany rozciągały  się połyskujące sople. Z prawej strony były różowe a z lewej złotawe. Podłoga po prawej stronie była w kolorze ciemno-morelowym, stając się coraz jaśniejsza po lewej stronie. Po prawej stronie ściany znajdowały się  też  siedzenia przypominające pnie drzew. Miały odcień ciemno-złoty. Stała tam również wiolonczela oparta o jeden z różowych sopli. Troszkę dalej z głębi groty wychodziła ściana przypominająca kształtem zjeżdżalnię. Na niej stał mosiężny wazon. Przypominał mi garnek złota, ponieważ z niego rozciągała się ku górze tęcza. Wazon miał malutkie kołowe uwypuklenia. Na środku wazonu widniały wzory małych kwiatów okrytych liśćmi. Bliżej się przyglądając dostrzegłam białe i czerwone róże, a także białe stokrotki. Niektóre kwiatki były ze sobą harmonijnie połączone. Troszkę dalej z prawej strony stał wielki przezroczysty stół. Podeszłam bliżej. Na nim stała złota świeczka owinięta na dole sznurem perełek. Leżały tam również babeczki. Foremki były w złotym odcieniu. Widoczne też były wbite pomarańczowe lizaki o różnych wzorach. Dalej na środku sali uwagę zwracało wielkie drzewko w donicy.  Z wyglądu przypominało mi drzewo Wiśni. Takie, jakie możemy podziwiać w Japonii. Opadały z niego różowe płatki. Wokół drzewa latały malutkie postacie przypominające wróżki. Każda z nich posiadała inny kolor skrzydeł. Miałam wrażenie, że te małe istotki przekazują roślinie energię witalną, dzięki czemu mogło tutaj tak urosnąć. Rozsypywały wokół niego mieniący się złoty pyłek. Ta czynność skojarzyła mi się z postacią Dzwoneczka z „Piotrusia Pana”. Drzewo jednak nie uniosło się nad ziemią jak w filmie, gdzie po dawce rozsypanego na głowę złotego pyłku można była latać. Po lewej stronie rozciągał się wąski strumyk. Podbiegłam tam. Pływały w nim lilie wodne. Jedna niebiesko-biała rybka wyskoczyła na chwilę z wody zataczając piruet w powietrzu. Pomyślałam, że ta sztuczka była mi dedykowana. Przede mną przepłynęła także para łabędzi. Po drugiej stronie strumyka rozciągała się złota podłoga przypominająca lodowisko.  Stał tam w kształcie prostokąta dekoracyjny marmur zrobiony z cegły z otwartym wyrzeźbionym wejściem. Cały był ozdobiony rosnącymi wokół niego ciemno-różowymi kwiatami. Za nim z tyłu rozciągało się idące w górę mieniące się kremowo-jasne światło. Niedaleko zobaczyłam rumaka z różową grzywą. Wpatrzony był w swoje odbicie w wodzie. Spojrzałam przed siebie w głąb groty. Tam dalej po prawej stronie od strumienia dostrzegłam zwierzęta przypominające z wyglądu sarny. Bardziej się przyglądając doszłam do wniosku, że są to figury. Wydawało mi się, że są zrobione z błyszczącego mosiądzu. Na ich porożach wyrastały małe świeczniki. Galardiela niespodziewanie podeszła do mnie i uśmiechnęła się serdecznie.

- Pięknie tu prawda? Powiedz... – pytanie wypowiedziane przez nią bardziej przypominało stwierdzenie.

- Tak, jak z bajki!!! – głośno odpowiedziałam zachwycona.

Nagle podszedł do mnie biały paw i rozłożył w całej okazałości swoje pióra. Po chwili przyszły też inne i zrobiły tak samo.

- Ale jesteście piękne! – powiedziałam głośno urzeczona.

Przyglądałam się tym przepięknym stworzeniom.

- Nie przedstawiłyśmy się jeszcze sobie właściwie, mów mi Lilly.

- Miło mi Cię poznać Lilly. Muszę przyznać, że nazywałam Cię wcześniej Galardielą z Władcy Pierścieni. Przypominałaś mi ją. Jak już wiesz mam na imię Ariadne.

Lilly uśmiechnęła się nic nie dodając. Podałyśmy sobie ręce na przywitanie, jakbyśmy zaczynały zupełnie od początku.

- Powiedz mi... Jesteś aniołem? – spytałam. - Nie widziałam u Ciebie skrzydeł. Nie chcę wysunąć błędnych teorii.

- Jestem aniołem – pewnie odpowiedziała piękna kobieta - Ale nie zawsze pokazujemy skrzydła. Nie ujawniamy się, kiedy chcemy lecz wtedy gdy musimy – odparła. - Pewnie masz dużo pytań, dlaczego się tutaj znalazłaś?

- Prawdę mówiąc jest ich miliony. Już nie mieszczą mi się w głowie - powiedziałam szczerze.

-Więc czas je trochę rozwiać – odparła z entuzjazmem.

Poprowadziła mnie do wielkiego przezroczystego stołu. Przy nim  stało sześć ciemno-złotych zdobionych diamencikami krzeseł. Miały czerwone bufiaste siedzenia. Musiał je postawić Nataniel, bo wcześniej ich nie widziałam. Byłam ja, Nataniel i Lilly. Ktoś jeszcze miał przyjść? - zastanawiałam się. Usłyszałam kroki na schodach. Zeszły do nas jeszcze trzy osoby. Był to mężczyzna i dwie kobiety.  Wszyscy podeszli do mnie.

- Mów mi Will- powiedział chłopak. - A to jest Aurelia i Alice – przedstawił dziewczyny.

- Miło mi Was poznać. Jestem Ariadne – odpowiedziałam nieco onieśmielona.

Lilly zachęciła mnie, żebym usiadła. Po chwili wszyscy wygodnie się rozsiedli na bufiastych siedzeniach. Wtedy do nich dołączyłam. Musiałam przyznać, że było mi bardzo wygodnie. Alice podeszła do mnie i podała mi porcelanowy kubek z ciepłym napojem.

- Nazywamy go niebiańskim napojem bogów- rzekła.

- Chętnie spróbuję – powiedziałam nieśmiało.

Przy pierwszym łyku nic specjalnego nie poczułam . Po drugim zaczęłam czuć słodki i kwaśny smak. Napój zaczął przypominać mi w smaku soczystą gruszkę, która dojrzewała długo na Słońcu, wyczuwałam limonke, mango, banany, ananasy oraz suszone daktyle i migdały. Napój był świeży, i orzeźwiający. Roznosił się zapach wanilii, marcepanu i mięty. Był jeszcze jakiś inny smak, którego nie potrafiłam po ziemsku określić. Otworzyły mi się wszystkie kubki smakowe. Ten nieznany mi dotąd napój zaprowadził mnie do innego wymiaru.

Odleciałam.

Piłam go powoli, delektując się każdym następnym łykiem. Po jakimś czasie poczułam się bardzo syta.  - Szkoda, że w naszym świecie nie ma takich cudów. Wtedy wszyscy byliby zdrowi– pomyślałam. Nie zwróciłam wcześniej uwagi, że moi towarzysze przyglądają mi się. Poczułam się niekomfortowo. Chyba czekali cierpliwie aż skończę pić.  

- Zacznę od tego, że nie jesteś tutaj bez powodu – odezwała się Lilly.

Poprosiła mnie, żebym wstała i udała się za nią. Tak uczyniłam wziąwszy ostatni łyk tego niebiańskiego napoju. Po chwili dołączyła do nas reszta. Wszyscy zaczęli mnie gdzieś prowadzić. Szłam wśród nich coraz bardziej zaciekawiona.

Przystanęli.

Zobaczyłam przed sobą drzwi, które były dla mnie prawie niewidoczne. Niemal wlepione w ścianę. Lilly przekręciła klamkę i je otworzyła. Zobaczyłam swoje odbicie. Znajdowało się tam wielkie lustro.

1 komentarz:

  1. Robi się ciekawie! Czekam na kolejny rozdział! Życzę dużo weny i pomysłów.

    OdpowiedzUsuń