wtorek, 17 marca 2020

Rozdział 1




Unosiłam się nad ziemią. Wokół  nie było żywej duszy. Samo pustkowie. Szłam niepewnie przed siebie. Na sam jakiś szelest ściskało mnie w gardle. Nigdy nie czułam się jeszcze tak osamotniona. Chciałam wrócić do domu, przyjaciół, aby tylko ten koszmar się skończył. Czułam, że coś mnie zatrzymuje, żebym została w tej nicości. To była jakaś nieznana siła, z którą nie mogłam walczyć. Obudziłam się. Miałam wrażenie, że coś ściska mnie pod brodą. Pewnie zaplątałam się w pościel. Zsunęłam z siebie duszącą tkaninę i otarłam lejący się ze mnie pot z czoła. Gdyby ten sen był tylko raz nie powracałabym już myślami do tego koszmaru, ale zaczął mi się śnić niemal codziennie. W dodatku zauważyłam, że wszystko wydaje się jakieś dla mnie inne, nie takie samo. Może to ja się zmieniam? Wzięłam ciepły prysznic żeby odgonić niepokojące myśli.  W kabinie pod ciepłym strumieniem wody czułam, że to całe napięcie ze mnie spływa. Postanowiłam wrócić do porządku dziennego i nie zaprzątać sobie dalej tym głowy. Na zewnątrz czekała na mnie Audrey.  Razem jeździłyśmy do szkoły. W sumie byłyśmy jak dwie krople wody bądź papużki nierozłączki. Ubrałam się, wzięłam coś na drogę i wyleciałam niczym błyskawica.   Nie mogłam się powstrzymać żeby nie naskoczyć na nią od tyłu i właśnie tak zrobiłam.

-Ariadne!

Tak mam na imię Ariadne jak ta grecka bogini córka króla Krety Minosa i Pazyfae, która pomogła Tezeuszowi wydostać się z labiryntu a był to kłębek nici.  Według wersji, jaka by nie była ten waleczny heros ateński ostatecznie porzuca Ariadne na wyspie Naksos. Miałam nadzieję, że nikt mnie nigdy tak nie porzuci.

- Audrey!

Wskoczyłam jej na szyje jeszcze bardziej. Widzimy się niemal codziennie, jest mi jak siostra. Na jej twarzy pojawił się przekomarzający uśmiech.

- Co ty byś beze mnie zrobiła - westchnęła.

- Zapewne bym utonęła!

Rzuciłam to odruchowo. Była to jednak osoba, której tylko ze świecą szukać. Nigdy nie starałam się nikogo idealizować, ale na taką przyjaciółkę trzeba zasłużyć. Byłam wdzięczna losowi, że ją poznałam. Szczera do bólu, radosna, życzliwa, pomocna i to mało powiedziane. Zawsze przynajmniej była taka dla mnie.

W autobusie rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Jak zwykle spoglądałam na jej różowe długie włosy z pasemkami z odcieniem fioletu jak sama mówiła. Dla mnie był to odcień bardziej niebieski.

- Jak zwykle patrzysz na moje włosy - zaśmiała się serdecznie.

- Tak przykuwają wzrok niczym Audrey z tego filmu.

- Tak właśnie miało być.

Obie zaśmiałyśmy się w tym samym momencie. Musiałam przyznać, że było jej tak do twarzy. Odzwierciedlały jej tryskającą entuzjazmem osobowość.

Lekcje jak lekcje byle by przetrwać do końca.

Audrey jak zwykle odprowadziła mnie po szkole do skrzyżowania przy lesie. Objęłyśmy się ostatni raz na pożegnanie i każda z nas poszła w swoją stronę. 
Szłam do domu nieco zamyślona. Czułam jak wiaterek bawi się moimi długimi kasztanowymi włosami. Patrzyłam z rozmarzeniem na już zachodzące słońce. Dzisiaj w szkole siedziałam z Audrey dłużej, miałyśmy kółko teatralne, na które sama mnie namówiła. Moje wszystkie nostalgiczne myśli zmieniły się diametralnie, gdy uświadomiłam sobie, że ktoś mnie obserwuje. Zaczęły pocić mi się dłonie. Korciło mnie, żeby się odwrócić w prawą stronę gdzie rozciągał się las. Spojrzałam kątem oka tylko lekko odginając szyję. Stała tam jakaś męska sylwetka bacznie mi się przyglądając. Niebezpiecznie zaczęła iść w moim kierunku. 

To się nie dzieje naprawdę!

Zaczęłam biec ile sił w nogach. Lał się ze mnie pot, jednak strach w połączeniu z adrenaliną dodawał mi sił. Dobiegłam pod sam dom i tuż po wejściu położyłam się na kanapie w salonie. Mama od razu podeszła z zatroskaną miną przykładając ciepłą dłoń do mojego czoła.

- Nic mi nie jest – wymamrotałam nienaturalnym dla mnie ochrypłym głosem.

Mama nie zadawała żadnych pytań tylko się do mnie przytuliła tak jakby czuła, że nie jestem w stanie teraz rozmawiać. Cały ten strach i roztrzęsienie na moim ciele stopniowo zaczęły ustępować. Tata wrócił z pracy i wszedł niemal niezauważenie do salonu. Spojrzał to na mamę to na mnie. Po chwili podszedł do mnie i kucnął przede mną.

- Wyglądasz, jakbyś przebiegła cały maraton – powiedział z poważną miną.

- Ja, ja...

Gardło miałam jeszcze ściśnięte. Widząc ich coraz większe zatroskanie na twarzach, postanowiłam jednak spróbować wyrzucić z siebie całe zajście.

- Miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, potem ta osoba zaczęła się zbliżać, a później mnie gonić...

Na tym zdaniu się zatrzymałam. Znowu zaczęłam się cała trząść.

- Widziałaś, kto to może być?

Tata od razu przeszedł do sedna.

- Nigdy go nie widziałam, nie pamiętam za wiele...

 Pogłaskał mnie lekko po włosach.

- Przyda ci się odpoczynek w pokoju- odparł nic więcej nie mówiąc.

- Tak teraz to ci najbardziej potrzebne- zgodziła się mama.

Do końca dnia rodzice nie poruszyli tego tematu. W środku nocy usłyszałam głośną między nimi dyskusję. Cichutko wyszłam z pokoju i odchyliłam drzwi od ich sypialni, aby móc wyraźniej posłuchać.

- Mark wiesz, co to oznacza.

Mama chodziła z jednego miejsca do drugiego, jakby nie mogła nawet na chwilę ustać.

- Amelio...Ujął dłońmi jej twarz.  Mama stanęła i wybuchła płaczem.

- Od początku wiedzieliśmy i godziliśmy się na te niebezpieczeństwa. Ariadne jest mi jak prawdziwa córka najwyżej znowu się przeprowadzimy.

Co miały znaczyć słowa „ Jak prawdziwa córka”? Moje nogi zrobiły się  jak z waty. Ledwo utrzymywałam się na ziemi. Nie potrafiłam wyrazić emocji, jakie w danej chwili mną miotały i tysiące pytań, co sekundę zadawanych w mojej głowie.

- Mark przecież też ją kocham jak nikt na świecie – powiedziała drżącym głosem.

- Sprawa, zatem ustalona. 

Mocno ją przytulił, po czym zaczął kierować się do nocnej lampki przy drzwiach, żeby ją wyłączyć. Szybko wtedy czmychnęłam do swojego pokoju. Przez kilka sekund stałam tak na środku nieruchomo. Dla mnie była to niemal nieskończoność. Miałam ochotę wrócić tam do nich i o wszystko wypytać. Moje ciało, mój umysł nie był jednak w stanie tego zrobić. Zamiast tego położyłam się na łóżku. Czułam się taka drętwa, bo nie byłam nawet w stanie się przykryć. Tak jakby moje normalne, szczęśliwe życie legło w gruzach. Po twarzy niekontrolowanie zaczęły płynąć mi łzy. Na pewno jest jakieś wytłumaczenie – powtarzałam sobie. Muszę to z nich sama wyciągnąć, nie mogą mnie dłużej okłamywać. Postanowiłam dowiedzieć się prawdy za wszelką cenę. Taką obietnice złożyłam sobie tej nocy.

3 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie! Bardzo mi się podoba. Biedna Ariadne:(.

    OdpowiedzUsuń
  2. That's The Way It Is. Naprawdę szacowne opowiadanie. Chwalę inwencję twórczą. Uszanowanko

    OdpowiedzUsuń
  3. Czysta wspaniałość.
    Nic dodać, nic ująć.
    Oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń