Znowu ten
sam koszmar! Cała zalana potem poderwałam się z łóżka i przeszłam nerwowo
parę razy po pokoju raz w jedną, raz w drugą stronę. W końcu po pewnym
czasie opadłam zdesperowana na krzesło przed biurkiem. Spojrzałam kątem oka na
zegarek stojący na komodzie. Było po 4 nad ranem. Nie ma mowy, żebym się
znowu położyła spać. Znowu przyśni mi się ten sam sen – pomyślałam. To
poczucie osamotnienia w tej nicości było nieprawdopodobnie realistyczne, jakby
to wszystko działo się na jawie. Na samą myśl przeszywał mnie dreszcz i
niepokój. W dodatku ta rozmowa rodziców, przeprowadzka...Nie wiedziałam, co mam
o tym wszystkim myśleć. Złapałam się za głowę. Czułam, że zaczyna mnie to
wszystko przerastać. Spokojnie Ariadne, oddychaj - powtarzałam sobie w duchu. Stanęłam przed lustrem, aby wypowiedzieć na głos te słowa, które miałam
zamiar zadać rodzicom, jeśli nimi faktycznie są. Nie byłam już niczego pewna.
Po prostu schodzę do nich i walę prosto z mostu: Czy jestem waszą córką?
Powiedziałam to! Szkoda tylko, że w myślach. Nie przyjmowałam tego scenariusza
do wiadomości. Czy mogliby mnie tak okłamywać przez te wszystkie lata?! To
dobry materiał na „Trudne sprawy” lub „Dlaczego ja?” – pomyślałam sobie. Znów
niekontrolowanie zaczęły płynąć mi ciurkiem łzy. Miałam potrzebę wyrzucenia
tego z siebie, inaczej głowa mi eksploduje. Ciekawe czy Audrey śpi. Czy
powinnam tak ją martwić i o wszystkim opowiedzieć? - zastanawiałam się. Czy
to nie egoistyczne z mojej strony? Wzięłam komórkę, ale nie byłam w stanie
nacisnąć na właściwy przycisk. Pod wpływem nagłego impulsu w końcu to zrobiłam.
Pierwszy sygnał wolny drugi, trzeci..
-
H...halo? - odpowiedziała Audrey wyraźnie zaspana.
Cała
się spięłam. Chyba jednak spała.
- Eh...to
nic takiego. Porozmawiamy później, pomyliłam godziny. Pa. Dobrej nocy.
Odłożyłam
szybko komórkę na biurko.
Teraz
pozostał tylko skok do jeziora jako próba unicestwienia się. Szybko jednak
odgoniłam tą chorą myśl. Muszę być silna, zachować zdrowy rozsadek. Przecież
staję się kobietą. Gdzie podziała się spokojna Ariadne, która bez przerwy
powtarzała, że prawie każdy problem jest do rozwiązania i nie można się do
reszty załamywać? Przez dwie godziny próbowałam się czymś zająć. Wzięłam do
ręki książkę Rachel Cohn, David Levithan pod tytułem „12 Dni Świąt Dasha i
Lily” i próbowałam przeczytać pierwsze strony. Na próżno. Tak jakbym była w
innym świecie. Nie wiem jak to się stało, że zegarek pokazał już godzinę 6.30.
Kiedy ten czas zleciał? Z każdą następną minutą spotkania z rodzicami zaczął
narastać we mnie niepokój. Postanowiłam ,tak jak ustaliłam sobie wcześniej
,ubrać się i zejść po schodach do kuchni jak gdyby nigdy nic. Z każdym
schodkiem zdałam sobie sprawę, że słowne przemówienia przed lustrem do siebie
nie mają nic wspólnego z praktyką. Jeszcze tam nie dotarłam a już jakby
zabrakło mi języka w buzi. Weszłam niepewnie do kuchni jakbym była tam gościem.
Rodzice od razu spostrzegli, że coś jest nie tak.
-Pewnie
to przez wczoraj – westchnął tata
Podszedł
do mnie i przytulił mnie.
-
Wszystko będzie dobrze nie martw się – powtarzał głaszcząc mnie po włosach
próbując dodać otuchy. Mama też podeszła i mnie objęła.
Gdyby
tylko o to chodziło...
Lekko się
od nich odsunęłam. Miałam wzrok wbity w ziemię. Bałam się na nich spojrzeć.
Bałam się, że przy bezpośrednim kontakcie wzrokowym mogę wybuchnąć, a tego
chciałam uniknąć. Zanim jednak miałam ich postawić przed faktem dokonanym
wolałam zadać im podchwytliwe pytanie.
-
Zadzwonimy z tym na policję? - spytałam
Nastała
chwilowa cisza. Podnosząc głowę kątem oka zobaczyłam, że rodzice
spojrzeli na siebie wzajemnie.
- Myślę,
że sami się z tym uporamy- stanowczo powiedział tata.
- Nie
trzeba mieszać jeszcze w to policji – wtrąciła mama.
-Musisz
być głodna, niedługo zaczynają się zajęcia – powiedział wymijająco tata, jakby
chciał zmienić temat.
Nie
zamierzałam jednak odpuścić.
- Coś
przede mną ukrywacie? Dlaczego nie chcecie zadzwonić chociażby spróbować czy
czegoś się nie da zrobić? A jak to się powtórzy?
Tata przy
stole zaczął kroić chleb, a mama warzywa tak jakby nie usłyszeli mojego
pytania. Nie chcieli na nie odpowiedzieć, ale dlaczego? Jakby się zastanowić
zawsze starali się nie mieszać w nic policji. Raz kiedyś jak wyjechaliśmy na
wakacje ktoś włamał się do naszego mieszkania. Powywracany był mój pokój do
góry nogami, a oni uporczywie mówili, że sami sobie poradzimy. Ostatecznie się
przeprowadziliśmy. Znowu poczułam, że wszystko zaczyna mnie przerastać. Same
tajemnice! Nie potrafiłam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Nie
jestem już małym dzieckiem. Poczułam, że zbiera się we mnie odwaga i siła do
zmierzenia się z prawdą. Podeszłam do nich pewniejszym krokiem. Byłam gotowa wszystko
z siebie wyrzucić i ani myślę odpuścić.
-W
nocy...
Ktoś
zadzwonił do drzwi. Tata poszedł zobaczyć, kto to, a ja stałam nieruchomo na
środku kuchni. Byłam gotowa to z siebie wydobyć...Ja, ja...Nagle ktoś rzucił mi
się na szyję. Wróciłam na ziemię. To była Audrey. Cała się trzęsła.
-
Wszystko w porządku? – spytałam z niepokojem.
- Ariadne
tak się cieszę, nic ci nie jest!
Objęła
mnie jeszcze mocniej. Dalej była roztrzęsiona. Poczułam wilgoć na moim prawym
rękawie. Płakała. Martwił mnie stan przyjaciółki. Zaczęłam klepać ją lekko po
plecach obejmując i powtarzając szeptem, że wszystko będzie dobrze i jestem
tutaj. Po chwili odsunęła się naprzeciw mnie. Wzięła kilka wdechów zanim
zaczęła mówić.
- Miałam
sen, okropny sen...
Przerwała
wypowiedź i znowu wzięła głęboki wdech.
- Ktoś
cię gonił...
Nagle
znów mnie objęła cała się trzęsąc.
-
Przyśniło mi się to wszystko po naszej rozmowie telefonicznej. Pobiegłam
zobaczyć czy wszystko dobrze –powiedziała z trudem przełykając łzy.
Nie
wiedziałam, co mam teraz odpowiedzieć. Przecież to się zdarzyło naprawdę! To
było takie niemożliwe, nieprawdopodobne, wręcz niepojęte. Milczałam. Nie byłam
w stanie na tą chwilę się odezwać. Zapomniałam o rodzicach, którzy byli w
kuchni i tak jak ja osłupiali stali w bezruchu.
- Zawiozę
was – zaproponował tata.
Poszedł
po klucze od samochodu nic nie mówiąc. Mama zapakowała nam kanapki na drogę.
Teraz nie było dobrego momentu na rozpoczynanie dyskusji chociażby ze względu
na Audrey. Grzecznie w milczeniu wsiadłyśmy. Spoglądałam w czasie jazdy na
przyjaciółkę. Widać, że już doszła do siebie. Zawsze bywała impulsywna, ale
nigdy nie widziałam jej w takim stanie jak dzisiaj.
- Wrócę
po was po zajęciach – powiedział tata, gdy dojechaliśmy pod szkołę.
Kiwnęłam
głową.
-
Pamiętaj, że Cię kocham – powiedział po chwili.
- Też Cię
kocham.
Jednego
byłam pewna. Cokolwiek by się nie działo, cokolwiek bym odkryła nawet najgorszą
prawdę, że mnie okłamywali nigdy nie przestanę ich kochać. Tata zwrócił się do
Audrey.
- Proszę,
opiekuj się dzisiaj Ariadne, jesteś niezawodna, można polegać na Tobie jak na
Zawiszy...
Nie wiem
czy to tylko moje złudzenie, ale miałam wrażenie, że przez równoczesne
mrugnięcie okiem dali sobie dyskretny porozumiewawczy znak. Szybko jednak
odgoniłam tę myśl. Minęła pierwsza lekcja, druga, trzecia...Po czwartej
poszłyśmy na boisko. Audrey wolała usiąść na trawie, a ja przez spódniczkę
trochę się krępowałam.
Audrey
przystanęła po czym położyła dwie ręce na biodrach, zmarszczyła brwi i
odchyliła lekko szyję próbując sobie coś przypomnieć.
- Widzisz
ubrałaś się jak ta z tego filmu, jaki on miał tytuł...?
- Myślisz
o Kathleen Turner. Zagrała w filmie „Miłość, szmaragd i krokodyl”.
Od kiedy
zobaczyłam aktorkę w filmie, chciałam ubierać się tak jak ona. Wyglądała jak
prawdziwa kobieta. Te swobodne rozmowy odgoniły moje myśli od dzisiejszych
wydarzeń, które wydawały się dla mnie jak z Matrixa. Prawdziwy Matrix! Lepiej
bym tego nie ujęła. Używam tego pojęcia do rzeczy wręcz nieprawdopodobnych w
życiu codziennym.
Ostatnia
lekcja z angielskiego. Pani Linda już na wejściu zarzuciła nas czasami
perfekt. Wszyscy patrzyli się na zegar wiszący naprzeciw nas i odliczali
sekundy. Siedziałam zamyślona. Nie potrafiłam się skupić. Wyjrzałam przez okno.
Zawsze widok nieba poprawiał mi humor. Następnie spojrzałam na boisko.
Zamarłam.
Stał tam
chłopak. Po posturze ciała zdałam sobie sprawę, że to ten chłopak. To musiał
być on! Nie miałam wątpliwości.
Nagle
nasze oczy się spotkały.
Kim ty
jesteś, czego ode mnie chcesz? – powtarzałam sobie w duchu nie spuszczając z
niego wzroku. Coś mi w duszy mówiło, że już niedługo się dowiem. Nagle na
dworze rozpętała się straszna wichura.
Świetny rozdział! Bardzo mi się podoba. Aaaaaaw tą przyjaźń!
OdpowiedzUsuńKolejny super rozdział.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie napisany, treściwie. Chwalić! :D