sobota, 21 marca 2020

Rozdział 3



Deszcz lał jak z cebra. Niekiedy można było usłyszeć głośne grzmoty. Koledzy siedzący w ławkach zaczęli wyglądać przez okna. Mnie to w tej chwili najmniej interesowało. Chłopak stał i nie ruszał się z miejsca pomimo ulewnego deszczu.  Patrzył na mnie. Czy może wiedzieć coś więcej o moich snach? – przeszło mi przez myśl. To dziwne, przestałam się go bać. Skąd te nagłe uczucie? Przecież powinnam panikować! Coś mówiło mi w duchu, że nie ma złych zamiarów. – Wariatka ze mnie – powiedziałam prawie szeptem. Na jakiej podstawie mam myśleć, że nie chce mi zrobić krzywdy,  czy mogę zaufać mojej intuicji? Wczoraj mnie gonił! Chłopak nagle się oddalił kierując się w stronę lasu.

- Ariadne wszystko w porządku? – spytała z zaniepokojeniem Audrey.

- Tak, tak...

Wtedy zadzwonił dzwonek. Wszyscy zaczęli kierować się w stronę wyjścia. W przeciwieństwie do nich dalej siedziałam na swoim miejscu. Próbowałam pozbierać myśli, ale nie byłam w stanie. To wszystko jest takie dziwne i irracjonalne.  Audrey pochyliła się nade mną. Patrzyła na mnie z zatroskaną miną.

- Na pewno wszystko w porządku?

- Powiem ci jak wyjdziemy z klasy – odparłam zrezygnowana.

Ciekawe jak zareaguje? Bałam się, że zacznie się o mnie martwić. Jednocześnie nie potrafiłam udawać, że nic się nie dzieje. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Nie chcę jej okłamywać. Przed drzwiami wyjściowymi stało mnóstwo ludzi z powodu nawałnicy. Niektórzy szeptali, że nie wyjdą z placówki do rana. Spostrzegłam wśród tłumu nadjeżdżającego tatę. Dałam znak Audrey abyśmy zaczęły się kierować na zewnątrz. Biegiem dotarłyśmy do samochodu. Byłyśmy przemoczone. Szkoda mi było osób, które tam jeszcze czekały. Tata włączył ogrzewanie i muzykę, aby rozluźnić atmosferę. Na mnie ta próba rozweselenia nie zadziałała. Czułam niepokój. Wiedziałam, że dzisiaj przeprowadzę z nimi rozmowę. Może i bolesną.  Podjechaliśmy pod dom Audrey.

- Zadzwonię do ciebie – powiedziała puszczając mi oczko.

Odruchowo kiwnęłam głową. Tata odwrócił się twarzą do Audrey.

-Dziękuję za opiekę nad Ariadną – odparł z promiennym uśmiechem na twarzy.

Przyjaciółka uśmiechnęła się. Nic nie dodając, popędziła w kierunku drzwi niezręcznie zakrywając się bluzą. Dojechaliśmy w końcu pod nasz dom. Ulewa ustała i niebo się rozpromieniło. Wchodząc do domu milczałam. Tak samo i później. Rodzice starali się nawiązać ze mną dialog. Nie byłam w stanie z nimi swobodnie rozmawiać. Poszłam do pokoju i  tam się zamknęłam. Usiadłam przed biurkiem i walnęłam lekko pięścią w stół. Dzisiaj to z nich wyciągnę albo nigdy – powiedziałam donośnie. Wstałam pewnie.Wyprostowałam się gotowa tam zejść i zmierzyć się z prawdą. Weszłam stanowczym krokiem do kuchni. Był czas kolacji.

- Ariadne chodź do stołu – zachęcił tata.

Nie ruszyłam się z miejsca.

- Przestańcie mnie okłamywać – powiedziałam w końcu błagając o prawdę.

Oboje znieruchomieli i spojrzeli na siebie. Mama westchnęła.

- Mark powiedzmy – oznajmiła mama patrząc bezradnie na tatę.

Odnosiłam wrażenie, że sama nie jest tego wszystkiego pewna, jakby biła się z myślami. Tata podszedł do mnie i pogłaskał po włosach. Kiwnął z westchnieniem do mamy głową. Poszliśmy wolnym krokiem do salonu i usiedliśmy wszyscy na kanapie. Skrzyżowałam ręce. Byłam gotowa na najgorsze. Pozwoliłam im pierwszym mówić. Przez chwilę byliśmy tak w milczeniu. Tata spojrzał na mnie kierując swój wzrok na wisiorek.

- Dobrze, że się z nim nie rozstajesz – odparł przerywając ciszę.

Wisiorek? Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. Chwyciłam dłonią naszyjnik i zbliżyłam do piersi. Mama chwyciła nagle moją lewą dłoń. Chciała dodać mi otuchy i podkreślić swoją obecność.

- Naszyjnik?- wymamrotałam

Tata ciężko westchnął.

- Można powiedzieć, że od niego zależą losy świata – odparł.

- Naszego świata?

Wzięłam w obie dłonie kryształek w kształcie serduszka. O czym on mówi!?

- N...nie rozumiem

Nie rozumiałam.

Tata czule chwycił moją prawą dłoń patrząc się przed siebie.

- Nie jesteśmy Twoimi prawdziwymi rodzicami. W krainie wybuchła wojna.

Tata zrobił pauzę. Wziął parę wdechów i zaczął mówić dalej.

- Twoi prawdziwi rodzice przeczuwali, że może tak się stać, dlatego przekazali nam Ciebie tuż po narodzinach, żeby Cię chronić.

- To gdzie są moi prawdziwi rodzice?  W takim razie, kim wy jesteście? – głośno krzycząc zapytałam.

Byłam w szoku, tak jakby zawalił mi się cały świat.
Tata spojrzał na mnie z desperacją.
Byliśmy ich przyjaciółmi i poddanymi. Co się z nimi stało? Tego niestety nie wiemy, wybacz nam!- krzyknął błagalnie. Chcieliśmy byś wiodła normalne, szczęśliwe życie jak najdłużej. Te przeprowadzki były z racji bezpieczeństwa. Zawsze ktoś mógł się o nas dowiedzieć, że się ukrywamy. On nigdy nie odpuści. Ariadne jesteś tak bardzo ważna, nie zdajesz sobie sprawy... jak bardzo.

Czułam się jakbym dostała czymś w głowę. Wstałam z kanapy. Zaczęło robić mi się słabo. Nie byłam w stanie przebywać dłużej w tym pomieszczeniu. Dusiłam się. Podeszłam do drzwi wyjściowych, otworzyłam je i wybiegłam. Moje ciało i odruchy były silniejsze w tej chwili niż umysł. Rodzice krzyczeli coś w oddali. Pewnie, żebym wróciła. Dla mnie ich słowa były niewyraźne. Biegłam do momentu aż poczułam ból w obu nogach.  Przystanęłam i cała dysząc rozejrzałam się w około. Znalazłam się przy skrzyżowaniu, przy którym rozstaję się z Audrey. - Czy oni mówili prawdę? –  zadałam sobie na głos to pytanie. Wciąż nie byłam w stanie trzeźwo myśleć. Nagle zauważyłam za mną czyjś cień. Cała się spięłam.

Błagam, to się nie dzieje naprawdę! Déjà vu!

Wstrzymałam na kilka sekund oddech. Cała się trzęsąc w końcu odwróciłam się. To był ten chłopak. Teraz staliśmy naprzeciw siebie. Przenikliwym wzrokiem przeszywał mnie na wylot. Chciałam go zapytać, czemu mnie śledził, kim jest, ale nie potrafiłam wydobyć z siebie głosu.

- Ariadne!

Ten znajomy głos. Nie mogłam uwierzyć. To była Audrey! Podeszła szybkim krokiem do chłopaka i stanęła przed nim.

- Czego od niej chcesz? – spytała z goryczą.

Zasłoniła mnie swoim ciałem tworząc dla mnie jakby mur obronny. Spoglądałam raz na niego to na nią.  Chłopak zwrócił się do Audrey.

- A ty to kto?

- Najpierw ty mi powiedz! - warknęła.

Chłopak wytrzeszczył oczy. Jego twarz nieco złagodniała.

- Czy ty jesteś...

Zawahał się. Zrobił kilka kroków w tył. Po chwili przybrał złowieszczy wyraz twarzy. Jego wzrok skierował się na Audrey.

- Masz okazję – powiedział do niej cokolwiek to znaczyło.

Nagle zaczął niebezpiecznie iść w moim kierunku. Z niewiarygodną siłą odepchnął Audrey i chwycił mnie mocno za nadgarstek.

- Jesteś zupełnie bezbronna.

Chwycił jeszcze mocniej aż mnie zabolało. Pisnęłam z bólu.

- Chyba, że ktoś przyjdzie ci z pomocą.

Miałam wrażenie, że kierował te słowa do Audrey. Z bólu przestawałam już jasno myśleć. Audrey podeszła do niego. Kopała, popychała, wskakiwała mu na ramiona, ale jakby był z marmuru. Nic go nie ruszało. Chłopak uniósł moją dłoń.

- Szkoda żeby Twoja rączka się złamała – powiedział szyderczo.

Nagle zobaczyłam przed sobą oślepiającą jasność. Chłopak puścił moją rękę i też się odwrócił w tym kierunku. Patrzyłam jak zahipnotyzowana, jakbym była świadkiem niezwykłego zjawiska. Moje całe ciało ogarnęło niezwykle miłe ciepło. Po jakimś czasie ta jasność zaczęła znikać, a z niej wyłoniła się Audrey. Wyglądała inaczej. Z jej ciała emanowała blado-niebieska aura. Miała wielkie skrzydła w kolorze jej włosów. Cała długa sukienka na ramiączkach, w którą była odziana mieniła się w różnych kolorach z dominacją różowego odcienia. Ten widok chwycił mnie za serce. - Audrey jesteś taka piękna!- szepnęłam, choć w duszy krzyczałam z zachwytu.  

 - Audrey, ty jesteś...

- Aniołem - dokończyła za mnie. 




1 komentarz:

  1. Świetny rozdział! Wow. Ale się porobiło. Pozdrawiam gorąco! 😚

    OdpowiedzUsuń