Deszcz lał jak z cebra. Niekiedy można było usłyszeć głośne grzmoty. Koledzy siedzący w ławkach zaczęli wyglądać przez okna.
Mnie to w tej chwili najmniej interesowało. Chłopak stał i nie ruszał się z
miejsca pomimo ulewnego deszczu. Patrzył na mnie. Czy może wiedzieć coś
więcej o moich snach? – przeszło mi przez myśl. To dziwne, przestałam się go
bać. Skąd te nagłe uczucie? Przecież powinnam panikować! Coś mówiło mi w duchu,
że nie ma złych zamiarów. – Wariatka ze mnie – powiedziałam prawie szeptem. Na
jakiej podstawie mam myśleć, że nie chce mi zrobić krzywdy, czy mogę
zaufać mojej intuicji? Wczoraj mnie gonił! Chłopak nagle się oddalił kierując
się w stronę lasu.
- Ariadne
wszystko w porządku? – spytała z zaniepokojeniem Audrey.
- Tak,
tak...
Wtedy
zadzwonił dzwonek. Wszyscy zaczęli kierować się w stronę wyjścia. W
przeciwieństwie do nich dalej siedziałam na swoim miejscu. Próbowałam pozbierać
myśli, ale nie byłam w stanie. To wszystko jest takie dziwne i
irracjonalne. Audrey pochyliła się nade mną. Patrzyła na mnie z
zatroskaną miną.
- Na pewno
wszystko w porządku?
- Powiem ci
jak wyjdziemy z klasy – odparłam zrezygnowana.
Ciekawe
jak zareaguje? Bałam się, że zacznie się o mnie martwić. Jednocześnie nie
potrafiłam udawać, że nic się nie dzieje. Jest moją najlepszą przyjaciółką. Nie
chcę jej okłamywać. Przed drzwiami wyjściowymi stało mnóstwo ludzi z powodu
nawałnicy. Niektórzy szeptali, że nie wyjdą z placówki do rana. Spostrzegłam
wśród tłumu nadjeżdżającego tatę. Dałam znak Audrey abyśmy zaczęły się kierować
na zewnątrz. Biegiem dotarłyśmy do samochodu. Byłyśmy przemoczone. Szkoda mi
było osób, które tam jeszcze czekały. Tata włączył ogrzewanie i muzykę, aby
rozluźnić atmosferę. Na mnie ta próba rozweselenia nie zadziałała. Czułam
niepokój. Wiedziałam, że dzisiaj przeprowadzę z nimi rozmowę. Może i
bolesną. Podjechaliśmy pod dom Audrey.
- Zadzwonię
do ciebie – powiedziała puszczając mi oczko.
Odruchowo
kiwnęłam głową. Tata odwrócił się twarzą do Audrey.
-Dziękuję za
opiekę nad Ariadną – odparł z promiennym uśmiechem na twarzy.
Przyjaciółka
uśmiechnęła się. Nic nie dodając, popędziła w kierunku drzwi niezręcznie
zakrywając się bluzą. Dojechaliśmy w końcu pod nasz dom. Ulewa ustała i niebo
się rozpromieniło. Wchodząc do domu milczałam. Tak samo i później. Rodzice
starali się nawiązać ze mną dialog. Nie byłam w stanie z nimi swobodnie
rozmawiać. Poszłam do pokoju i tam się zamknęłam. Usiadłam przed biurkiem
i walnęłam lekko pięścią w stół. Dzisiaj to z nich wyciągnę albo nigdy –
powiedziałam donośnie. Wstałam pewnie.Wyprostowałam się gotowa tam zejść i
zmierzyć się z prawdą. Weszłam stanowczym krokiem do kuchni. Był czas kolacji.
- Ariadne
chodź do stołu – zachęcił tata.
Nie ruszyłam
się z miejsca.
-
Przestańcie mnie okłamywać – powiedziałam w końcu błagając o prawdę.
Oboje
znieruchomieli i spojrzeli na siebie. Mama westchnęła.
- Mark
powiedzmy – oznajmiła mama patrząc bezradnie na tatę.
Odnosiłam
wrażenie, że sama nie jest tego wszystkiego pewna, jakby biła się z myślami.
Tata podszedł do mnie i pogłaskał po włosach. Kiwnął z westchnieniem do mamy
głową. Poszliśmy wolnym krokiem do salonu i usiedliśmy wszyscy na kanapie.
Skrzyżowałam ręce. Byłam gotowa na najgorsze. Pozwoliłam im pierwszym mówić.
Przez chwilę byliśmy tak w milczeniu. Tata spojrzał na mnie kierując swój wzrok
na wisiorek.
- Dobrze, że
się z nim nie rozstajesz – odparł przerywając ciszę.
Wisiorek?
Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. Chwyciłam dłonią naszyjnik i zbliżyłam do
piersi. Mama chwyciła nagle moją lewą dłoń. Chciała dodać mi otuchy i
podkreślić swoją obecność.
-
Naszyjnik?- wymamrotałam
Tata ciężko
westchnął.
- Można
powiedzieć, że od niego zależą losy świata – odparł.
- Naszego
świata?
Wzięłam w
obie dłonie kryształek w kształcie serduszka. O czym on mówi!?
- N...nie
rozumiem
Nie
rozumiałam.
Tata czule
chwycił moją prawą dłoń patrząc się przed siebie.
- Nie
jesteśmy Twoimi prawdziwymi rodzicami. W krainie wybuchła wojna.
Tata zrobił
pauzę. Wziął parę wdechów i zaczął mówić dalej.
- Twoi
prawdziwi rodzice przeczuwali, że może tak się stać, dlatego przekazali nam
Ciebie tuż po narodzinach, żeby Cię chronić.
- To gdzie
są moi prawdziwi rodzice? W takim razie, kim wy jesteście? – głośno
krzycząc zapytałam.
Byłam w
szoku, tak jakby zawalił mi się cały świat.
Tata spojrzał na mnie z desperacją.
Byliśmy ich
przyjaciółmi i poddanymi. Co się z nimi stało? Tego niestety nie wiemy, wybacz
nam!- krzyknął błagalnie. Chcieliśmy byś wiodła normalne, szczęśliwe życie jak
najdłużej. Te przeprowadzki były z racji bezpieczeństwa. Zawsze ktoś mógł się o
nas dowiedzieć, że się ukrywamy. On nigdy nie odpuści. Ariadne jesteś
tak bardzo ważna, nie zdajesz sobie sprawy... jak bardzo.
Czułam się
jakbym dostała czymś w głowę. Wstałam z kanapy. Zaczęło robić mi się słabo. Nie
byłam w stanie przebywać dłużej w tym pomieszczeniu. Dusiłam się. Podeszłam do
drzwi wyjściowych, otworzyłam je i wybiegłam. Moje ciało i odruchy były
silniejsze w tej chwili niż umysł. Rodzice krzyczeli coś w oddali. Pewnie,
żebym wróciła. Dla mnie ich słowa były niewyraźne. Biegłam do momentu aż
poczułam ból w obu nogach. Przystanęłam i cała dysząc rozejrzałam się w
około. Znalazłam się przy skrzyżowaniu, przy którym rozstaję się z Audrey. - Czy
oni mówili prawdę? – zadałam sobie na głos to pytanie. Wciąż nie byłam w
stanie trzeźwo myśleć. Nagle zauważyłam za mną czyjś cień. Cała się spięłam.
Błagam, to
się nie dzieje naprawdę! Déjà vu!
Wstrzymałam
na kilka sekund oddech. Cała się trzęsąc w końcu odwróciłam się. To był ten
chłopak. Teraz staliśmy naprzeciw siebie. Przenikliwym wzrokiem przeszywał mnie
na wylot. Chciałam go zapytać, czemu mnie śledził, kim jest, ale nie potrafiłam
wydobyć z siebie głosu.
- Ariadne!
Ten znajomy
głos. Nie mogłam uwierzyć. To była Audrey! Podeszła szybkim krokiem do chłopaka
i stanęła przed nim.
- Czego od
niej chcesz? – spytała z goryczą.
Zasłoniła
mnie swoim ciałem tworząc dla mnie jakby mur obronny. Spoglądałam raz na niego
to na nią. Chłopak zwrócił się do Audrey.
- A ty to
kto?
- Najpierw
ty mi powiedz! - warknęła.
Chłopak
wytrzeszczył oczy. Jego twarz nieco złagodniała.
- Czy ty
jesteś...
Zawahał się.
Zrobił kilka kroków w tył. Po chwili przybrał złowieszczy wyraz twarzy. Jego
wzrok skierował się na Audrey.
- Masz
okazję – powiedział do niej cokolwiek to znaczyło.
Nagle
zaczął niebezpiecznie iść w moim kierunku. Z niewiarygodną siłą odepchnął
Audrey i chwycił mnie mocno za nadgarstek.
- Jesteś
zupełnie bezbronna.
Chwycił
jeszcze mocniej aż mnie zabolało. Pisnęłam z bólu.
- Chyba, że
ktoś przyjdzie ci z pomocą.
Miałam
wrażenie, że kierował te słowa do Audrey. Z bólu przestawałam już jasno myśleć. Audrey podeszła do niego. Kopała, popychała, wskakiwała mu na ramiona, ale jakby był z
marmuru. Nic go nie ruszało. Chłopak uniósł moją dłoń.
- Szkoda
żeby Twoja rączka się złamała – powiedział szyderczo.
Nagle
zobaczyłam przed sobą oślepiającą jasność. Chłopak puścił moją rękę i też się
odwrócił w tym kierunku. Patrzyłam jak zahipnotyzowana, jakbym była świadkiem
niezwykłego zjawiska. Moje całe ciało ogarnęło niezwykle miłe ciepło. Po jakimś
czasie ta jasność zaczęła znikać, a z niej wyłoniła się Audrey. Wyglądała
inaczej. Z jej ciała emanowała blado-niebieska aura. Miała wielkie skrzydła w kolorze jej włosów. Cała długa sukienka na
ramiączkach, w którą była odziana mieniła się w różnych kolorach z dominacją
różowego odcienia. Ten widok chwycił mnie za serce. - Audrey jesteś taka piękna!-
szepnęłam, choć w duszy krzyczałam z zachwytu.
-
Audrey, ty jesteś...
- Aniołem -
dokończyła za mnie.
Świetny rozdział! Wow. Ale się porobiło. Pozdrawiam gorąco! 😚
OdpowiedzUsuń