Wyszłyśmy na zewnątrz. Zaczynało już powoli świtać. Zaczęłam
się zastanawiać, czy inne anioły też mają dostęp do wejścia.
- Czy tylko Wy macie dostęp do tego miejsca w grocie? –
zapytałam z ciekawości.
- Nie tylko my. Niektórzy zaufani aniołowie też mają wstęp.
Muszą tylko znać hasło - oznajmiła Aurelia.
- Jakie to hasło, jeżeli mogę wiedzieć?
Wypowiedziała słowa, których nie rozumiałam. Zaczęłam je wypowiadać
na głos, powtarzając tak długo, aż zabrzmiało prawie poprawnie.
- Co to za język? Nigdy takiego nie słyszałam – zapytałam
nieco zdumiona.
- Takim zaczęli się posługiwać pradawni przodkowie aniołów –
wyjaśniła cicho Alice.
Nagle obie anielice stanęły naprzeciw siebie i zaczęły grać w kamień, papier i nożyce.
Stanęłam między nimi w roli sędziego. Chyba nawet tego oczekiwały
z mojej strony. Tylko dlaczego teraz? Nie miałyśmy gdzieś lecieć? Może
zmieniły zdanie - stwierdziłam w duchu.
- Kamień, papier i
nożyce! – krzyknęły
jednocześnie wyciągnąwszy rękę.
Zabawy z Ziemi są aniołom dobrze znane – uśmiechnęłam się pod
nosem.
Aurelia zwyciężyła o jedną rundę.
- Jeest! – krzyknęła z satysfakcją w głosie i zaczęła wykonywać
zwycięski taniec w stylu robota, jednocześnie
coś nucąc pod nosem.
Na ten widok zaczęły mi drgać wargi ust ze śmiechu, aż zasłoniłam je ręką. Chyba lubi dziewczyna
wygrywać- pomyślałam.
-To Ariadna leci z Tobą
Alice – ciągle tańcząc zwróciła się do przyjaciółki.
- Aaa, po to Wam to było – powiedziałam szeptem.
Spojrzałam na Alice. Wydała się taka drobna stojąc tuż przy
mnie.
- Nie będę za ciężka? – zapytałam jednocześnie podekscytowana,
że zaraz wzbiję się w powietrze.
- Spokojnie, dam radę – pewnym głosem odpowiedziała.
Przede mną pojawiło się bijące od anielic światło. Już
widziałam to zjawisko, podczas przemiany Audrey. Uczucia, których teraz
doświadczałam były dokładnie takie same jak wcześniej. Po chwili mogłam już
podziwiać ich anielskie skrzydła.
Alice konkretnym ruchem wzięła mnie pod pachy i wzbiłyśmy się w powietrze. Obok nas podążała Aurelia.
Byłyśmy coraz wyżej i wyżej aż znalazłyśmy się nad chmurami.
Widok nic się nie zmienił od momentu, w którym pierwszy raz
go ujrzałam. Nigdy nie przestanę się nim zachwycać – doszłam do wniosku.
Spoglądałam w dół.
Na chmurach siedziały anioły. Dosłownie! Niektóre po prostu
odpoczywały, tańczyły, rozmawiały. Grały też na instrumentach muzycznych,
takich jak wiolonczela, skrzypce i harfa. Muzyka dochodząca od nich brzmiała
niebiańsko.
W pewnym momencie poczułam, że coś zimnego spadło mi na
głowę.
- To śnieg, dotarłyśmy! – krzyknęła uradowana Aurelia.
Alice też nie kryła radości w oczach.
Nie wyglądał tak jak śnieg z Ziemi. Mienił się w różnych
kolorach, co dawało niezwykły, magiczny efekt. Jeden płatek spadł mi na rękę. Przyjrzałam
mu się bliżej. Kształtem przypominał mi gwiazdkę, jeszcze inny kwiatek, a kolejny kwadrat... Każdy z nich wyglądał inaczej. Jedyne, co miał „ten śnieg” wspólnego z Ziemią to zimną temperaturę. Wyłoniłyśmy się
zza chmur. Cały teren był pokryty śniegiem. Zdziwiło mnie to, ponieważ nie
odczuwałam zimna w powietrzu, a on się nie roztapiał. Byłam zaskoczona, tym
zjawiskiem.
Alice postawiła mnie na ziemi, a Aurelia od razu złożyła
kulkę ze śniegu i rzuciła prosto we mnie.
- A masz! – krzyknęła rozbawionym głosem.
Widać, że oczekiwała na rewanż z mojej strony. Nie musiała
czekać zbyt długo. Zaczęłyśmy się gonić, wzajemnie rzucając w siebie śnieżkami
i śmiejąc się przy tym do rozpuku. Alice
stała z początku na uboczu, ale po chwili do nas dołączyła. Dziewczyny
wyglądały zabawnie biegając w tych koszulach nocnych i papciach po śniegu.
Biało-błękitna połyskująca koszula, w którą była odziana Aurelia pasowała do
jej włosów w miedzianym kolorze, spiętych w długi warkocz. Wyglądała
zjawiskowo. Za to ciemno-niebieska połyskująca koszula Alice podkreślała jej
delikatną jasną cerę. Pasowała również do jej błękitnych oczu. Obie wyglądały
przepięknie i uroczo, nie tak jak ja. Miałam zziębnięte ręce, ale nie
przejmowałam się tym. Za dobrze się bawiłam. Poza tym ciepło w powietrzu je
ogrzewało. Nagle w oddali usłyszałam znajomy głos.
- Ariadne!!!
Spojrzałam za siebie. To był duszek Baj w towarzystwie innego
duszka.
Lotem błyskawicy po paru sekundach byli już przy mnie. Czekałam
jak duszek Baj sam się odezwie, żeby nie zrobić przyjacielowi przykrości i go
nie pominąć. Oba duszki wyglądały tak podobnie.
- Tak się cieszę, że Cię widzę! – krzyknął do mnie uradowany.
- Ja też - wyznałam szczerze.
Podświadomie liczyłam na to, że go znowu zobaczę. Próbowałam,
jak najbardziej dać mu do zrozumienia w minie i gestach, że cieszę się na jego
widok.
Widzę, że jesteś z
przyjacielem – spojrzałam na jego towarzysza.
- Tak z przyjaciółką - powiedział zadowolony.
- Bardzo mi miło. Nazywam się Bianka – przedstawiła się
słodkim, bardzo dziewczęcym głosem jego towarzyszka.
- Miło mi Cię poznać Bianko – podałyśmy sobie ręce.
- Tak się cieszę! Tak się cieszę! - Duszek Baj zaczął krzyczeć w niebogłosy. Towarzyszka
duszka również nie kryła euforii.
- Co Was tak uszczęśliwiło? – zapytałam jednocześnie
podzielając ich radość.
-Niedługo ja i moja przyjaciółka staniemy się aniołkami! –
powiedział wolno z dumą w głosie, kładąc swoją dłoń na piersi.
Po chwili Aurelia i Alice dołączyły do nas.
- Witajcie - przywitała się Aurelia
- Miło Was poznać –
przywitała się Alice.
- Witajcie, czasami Was widzę – odparł duszek Baj.
Aurelia próbowała podejmować różne tematy. Tak samo ja i
momentami Alice. Na próżno. Duszek Baj i jego przyjaciółka nie potrafili myśleć
o niczym innym, jak tylko ekscytować się wydarzeniem, że już niedługo staną się
aniołkami. Tylko to było im teraz w głowie. W duszy bardzo się cieszyłam i
chciałam, aby ten stan trwał u nich jak najdłużej. Postanowiłam drążyć ten
temat, który teraz najbardziej ich interesuje.
- Kiedy to nastąpi? – zapytałam zwracając się do duszka i
jego towarzyszki.
- To będzie...- duszek Baj próbował liczyć na palcach. – Za
jakieś siedem dni – odparł po chwili.
- Jak ukończymy pierwszy rok życia – wtrąciła Bianka.
- Rok życia? – zapytałam z miną pełną zdumienia.
Przecież dzieci nie mogą być tak rozwinięte intelektualnie w
tym wieku! Może w tej Krainie rozwijają się szybciej umysłowo poza naszą ziemską
logiką. W końcu to nie ludzie, a anioły – przeszło mi przez myśl.
- My anioły dojrzewamy intelektualnie i fizycznie znacznie
szybciej. Nasz wygląd zewnętrzny zatrzymuje się jednak na 25 roku życia. Nie
starzejemy się dalej – wyjaśniła Aurelia.
- Rozumiem...
- Hm, chyba czas wracać. Reszta może nie być zadowolona, że
zabraliśmy gdzieś Ariadne nie uprzedziwszy reszty. Wczoraj nawet o tym rozmawialiśmy
na naradzie – zauważyła Alice.
Aurelia spojrzała na przyjaciółkę zdezorientowana, po czym
zrobiła facepalm.
- No tak, tym bardziej, że jest z nami Ariadne! I
pomyśleć, że miałam takie pretensje do Nataniela, że nie zostawił żadnej
wiadomości... Jak widać wcale nie jestem lepsza – pokręciła głową. Po jej minie
widziałam, że chyba ta sytuacja rozbawiła ją bardziej niż zdenerwowała.
Alice położyła swoją dłoń na jej prawym ramieniu, żeby ją
pocieszyć.
- Nie tylko Ty. Ja też nie pomyślałam – powiedziała spokojnym
tonem trzymając swoją dłoń na sercu.
- Ja tak samo – wtrąciłam się. - Nawet nie pomyślałam o tym –
szczerze przyznałam.
A to, dlatego, że
wszystko działo się tak szybko... – tą uwagę zostawiłam jednak dla siebie.
- My się tu jeszcze pobawimy – oznajmił nam Duszek Baj.
Widząc, że zbieramy
się do odlotu jeszcze podleciał do mnie robiąc przed moimi oczami „słodką minkę”. Aż miałam ochotę zrobić w tej chwili dla niego
wszystko.
- Zobaczymy się jeszcze Ariadne? – zapytał ze smutną nutką w
głosie.
- Oczywiście – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego
najpiękniej jak potrafię.
Tym razem Aurelia oznajmiła, że zabiera mnie z powrotem. Zanim
się obejrzałam już wzleciałyśmy w górę. Pomachałam jeszcze duszkom w oddali
i po chwili mnie olśniło... Nie zapytałam, dlaczego Duszek Baj tak ostatnio zniknął
w przychodni. Zrobię to przy najbliżej okazji – postanowiłam sobie.
Tym razem szybowałyśmy nieco niżej pod chmurami. Dzięki temu mogłam oglądać okolicę w pełnej okazałości.
Dostrzegłam domki o różnych kształtach, z dominacją złotego odcienia.
Przelatując widziałam pełno ogrodów z przewagą żółtych i różowo-białych kwiatów.
Głowę bym dała, że to były żonkile i kwiaty lotosu z charakterystycznym
słupkiem przypominającym konewkę. Przy fontannie, z której wypływała
krystalicznie, mieniąca się w świetle woda bawiły się aniołki i duszki, które
jeszcze nimi nie były. Ochlapywały się tam wzajemnie. W oddali biegały zwierzęta
najróżniejszego gatunku. Moją szczególną uwagę zwróciła żyrafa siedząca obok
niedźwiedzia, a także idący słoń, który przewoził na grzbiecie zebrę. Aż
przetarłam oczy ze zdziwienia na ten niecodzienny widok. W pewnym momencie dotarł
do mnie zapach kwiatów tak intensywny, słodki i odurzający...Przelatywałyśmy nad pasmem drzew „Rajskich Jabłoni”. Stąd dochodziła ta woń. Pełno różowych i
białych płatków z kwiatów unosiło się wraz z wiatrem nad gałęziami. Nie mogłam oderwać wzroku, od tego niezwykłego piękna.
- I pomyśleć, że nasza Kraina
Gwiazdozbiorów została namalowana – powiedziała Aurelia patrząc przed
siebie i zamyślając się.
- Wasza Kraina została namalowana? – powtórzyłam wyrywając anielice
z zadumy.
- Stwórca namalował naszą Krainę
farbami i tak powstała - streściła
dokładniej Alice.
Zjawiska, które tu widziałam i doświadczyłam sprawiły, że od
razu uwierzyłam w tą wersje wydarzeń. Prawdę mówiąc pierwszy raz o takiej
słyszałam. Dotąd znany był mi tylko „Wielki
Wybuch” z Mitologii Greckiej, gdzie na początku był chaos.
Dotarłyśmy na miejsce. Na szczęście nikt nie zauważył, naszej
nieobecności.
- Ariadne, spróbuj wypowiedzieć hasło, aby drzwi się
otworzyły – zaproponowała Aurelia.
- Dobrze.
Nie zaszkodzi spróbować – pomyślałam. Przypomniałam sobie,
jak mniej więcej brzmiały te słowa: dajujamala matakara,matakara. Wypowiedziałam je za jednym tchem.
Ku mojemu zdumieniu udało się.
- Hura! – powiedziałam głośno, podnosząc ręce do góry ze
szczęścia, jak dziecko.
Odprowadzając mnie dziewczyny cały czas gratulowały mi sukcesu, aż się zaczerwieniłam. Kiedy znalazłyśmy się pod moim pokojem Aurelia położyła
swoja dłoń na moim prawym ramieniu, lekko je poklepując. Alice również położyła
dłoń na moim lewym ramieniu i zrobiła to samo. Spoglądałam na nie nieco
speszona, że ta cała uwaga i troska jest skupiona wyłącznie na mnie. Z drugiej strony byłam im wdzięczna, że tak
bardzo im zależy, abym czuła się tutaj dobrze.
- Jakbyś czegoś potrzebowała to PAMIĘTAJ – Aurelia
wypowiedziała te ostatnie słowo powoli, dobitnie patrząc mi głęboko w oczy, aż mnie
lekko zamurowało – Nie krępuj się do mnie przychodzić w razie potrzeby –
powiedziała z miną pełną zachęty.
Po chwili Alice pokiwała do mnie z uśmiechem głową, że też
jestem u niej mile widziana.
- W zasadzie jest jedna rzecz... – odparłam lekko zawstydzona
nie wiedząc, dlaczego. Otworzyłybyście mi okno? Nie wejdę tak wysoko.
- Jasne. Tworząc te pomieszczenia nie myślałyśmy, że kiedyś ugościmy
śmiertelnika – powiedziała Aurelia i po przemianie wzleciała w górę uchylając
je.
Po chwili wróciła do nas chowając swoje anielskie skrzydła.
- Czy coś jeszcze? – spytała.
- Już nic. Dziękuję, naprawdę poprawiłyście mi humor –
powiedziałam do nich z wdzięcznością.
- Dobrze, ja osobiście idę się wykąpać, a następnie przebrać
– stwierdziła Aurelia patrząc na siebie z lekkim zażenowaniem, jednocześnie podśmiewając
się pod nosem. – Tobie też to radzimy księ...
Nagle zacisnęła szczękę nie chcąc dokończyć tego, co zaczęła.
Ciekawe, co chciała powiedzieć... Księżniczko? O to chodziło? Jeżeli będzie
chciała sama mi powie, co miała na myśli. Nie będę wnikać – postanowiłam.
Aurelia już nic nie dodała i każda z nas poszła w stronę
swojej sypialni. Żadna nie chciała zamykać drzwi, jako pierwsza. Dlatego postanowiłyśmy
policzyć do trzech i razem je zamknąć. Tak też uczyniłyśmy. Będąc już w środku
rozejrzałam się dookoła szukając zegarka. Wreszcie go dostrzegłam. Podeszłam
bliżej. Leżał po prawej stronie łóżka, na dużej ręcznie rzeźbionej antycznej jasno-brązowej
komodzie. Zegarek stał na niej w miedzianym, połyskującym kolorze z motywem
delfina. Zerknęłam na godzinę. Dokładnie była 5.30. A więc, od czego zacząć hmm? – namyślałam się.
- Najpierw znajdę łazienkę, wezmę prysznic, wysuszę się, a
potem wypiorę swoje rzeczy, albo może później? Znając moją powolność, nigdy tam
do nich nie zejdę. Hmm, wyprać czy nie? Najlepiej byłoby znaleźć sobie jakieś
inne ubrania. Tylko gdzie? Muszę jeszcze przeczytać książkę! Po to mi ją
przecież dano. Od czego tu zacząć! O rany boskie! W dodatku jakby tego było
mało zrobiłam się głodna, a nie wiem gdzie jest jadalnia! Jestem sama w pokoju
i mówię do siebie, tak zwana „teoria
chaosu” jak to powiedział Doktor
Malcolm w filmie „Park Jurajski”.
Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Sama chciałabym zobaczyć te widoki. Aaaaaach. I ten śnieg ♡
OdpowiedzUsuń