Błyskawicznie podbiegłam
do przyjaciółki. Will dwoma palcami dotknął jej szyi, aby sprawdzić puls.
- Słaby, ale jest –
stwierdził z ulgą, patrząc na nią wyraźnie zaniepokojony, że tak
zaniemogła.
- Dlaczego Ty mi to
robisz...? Czemu mnie tak straszysz...?- szeptałam z goryczą, choć wiedziałam,
że to nie jej wina. Po mojej twarzy zaczęły spływać gorzkie łzy. Z nerwów
zaczęłam się pocić. A miałam być dzielna! – Tak było kilka minut temu. Teraz czułam
tylko rozpacz zmieszaną ze strachem. Strachem, że mogę ją stracić. Moją
przyjaciółkę, którą kocham jak własną siostrę.
Do sali wszedł młody,
wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w białym kitlu. Na szyi miał zawinięty stetoskop.
To zapewne lekarz –
pomyślałam w pierwszej chwili, kiedy go zobaczyłam.
- Odsuńcie się -
powiedział stanowczo podchodząc do nieprzytomnej.
Zrobiliśmy tak jak nam
kazał. Zaczął badać Audrey. Westchnął z ulgą. Dzięki temu też mi ulżyło.
- Gdzie jest pielęgniarka?
– zapytał ostro, zwracając się w naszą stronę.
Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Will
chyba też nie. Wtedy do sali weszła anielica, którą spotkałam wcześniej na
korytarzu.
- Już jestem – wyjąkała.
- Gdzie byłaś! – krzyknął tak, że aż podskoczyłam.
- Choć teraz to już nie ma znaczenia... - lekarz pokręcił głową. Spojrzał
na nią wymownie, a ta spuściła głowę. - Jak masz zamiar się gdzieś oddalić zawołaj
inną pielęgniarkę. Zobacz, co się dzieje, kiedy nikogo nie ma w środku! –
wskazał na nas palcem wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenie.
- Ja przepraszam, ona
zemdlała i ja...- próbowała się tłumaczyć.
- Wystarczy! – przerwał jej. - Melu to nie znaczy, że możesz zapomnieć o pacjentce i ją tak
zostawić – spojrzał na nią w stylu, „Ale dałaś ciała”.
Widziałam, że Will chciał
się wtrącić między nich, ale w ostatniej chwili się zawahał. Nie chce pogarszać
sytuacji tak samo jak ja – pomyślałam.
- Przepraszam, to się
więcej nie powtórzy – wymamrotała.
- Mam nadzieję –
powiedział już nieco łagodniejszym tonem.
- A Wy to, kto? Jesteście
kimś z rodziny? – pytanie skierował do mnie i Willa.
- Bliskimi znajomymi –
oznajmił Will bez żadnego wyrazu.
- Melu wyprowadź ich z
sali – powiedział lekko podenerwowany pokazując nam palcem wskazującym gdzie są
drzwi.
- Wyjdziemy dopiero wtedy,
jak pan nam powie, co dolega Audrey – powiedział uprzejmie Will, nie ruszając się z miejsca.
Stanęłam bliżej kolegi.
Też nie miałam zamiaru się nigdzie wybierać.
Mężczyzna spojrzał na nas
zdumiony.
- Co to ma znaczyć!? –
wykrzyknął.
- To, co Pan widzi –
rzucił mu ripostę. Oniemiała spojrzałam na Willa. Nie znałam go jeszcze od tej
strony.
- Proszę nam powiedzieć, co dolega Audrey, a więcej nas pan nie zobaczy – tłumaczył zachowując przy tym pełny spokój.
- Proszę nam powiedzieć, co dolega Audrey, a więcej nas pan nie zobaczy – tłumaczył zachowując przy tym pełny spokój.
Lekarz obrzucił go gniewnym spojrzeniem, jakby zaraz miał wyjść z siebie. Nie było widać, aby to
Willa specjalnie ruszało. Stał na swoim miejscu, jak marmur. Po pewnym
czasie twarz mężczyzny nieco złagodniała.
- Naprawdę Wam zależy – w
jego głosie dało się wyczuć podziw.
- Chcemy odpowiedzi –
powiedział Will z odczuwalną prośbą w głosie.
- Dobrze, już dobrze... –
mężczyzna machnął ręką. - Melu zostań z
Audrey i Odettą. Muszę z tą dwójką porozmawiać w innym miejscu. Nie przy
pacjentce. Będziemy w sali dla Aniołów – wtajemniczył pielęgniarkę.
Ta skinęła głową.
Udaliśmy się za nim.
Poprowadził nas do drzwi znajdujących się naprzeciwko pokoju, w którym leżała
Audrey. Otworzył nam je.
Odetchnął z ulgą.
- Nikogo nie ma. Tym
lepiej – stwierdził.
Rozejrzałam się dookoła. Pomieszczenie
nie pasowało do całokształtu przychodni. Pokój od razu od wejścia wprowadzał w
pozytywny nastrój. Tapeta była w kolorze błękitu. Cała była okryta egzotycznymi
owocami i roślinami takimi jak liście palmy w różnych odcieniach zieleni. Na tych
palmach rosły ananasy, z których wyrastały kwiaty w różnych odcieniach. Te ananasy,
które jeszcze nie zakwitły, były w kolorze ciemnego różu. Widziałam jeszcze
jakieś kwiaty rosnące osobno obok palemek, ale nie znałam ich nazwy. Podeszłam
do ściany, aby przyjrzeć się tym pięknym, różnokolorowym kwiatom z bliska,
które mogłam podziwiać pierwszy raz.
- To Dalia kaktusowa – zdradził Will widząc jak się im przyglądam.
Spojrzałam na niego
zaskoczona, że tak zna się na gatunkach roślin.
Myślałam, że mężczyźni mniej się takimi rzeczami interesują, a bardziej
kobiety. Nigdy nie widziałam jeszcze mężczyzny interesującego się kwiatami, a już co dopiero florysty – stąd to moje
przekonanie. Już wiedziałam, na jakie tematy z nim rozmawiać – uśmiechnęłam się
pod nosem.
- Czy wszystko dobrze z
Angeles? – zapytałam. Przypomniałam sobie, ten dramat rozgrywający się niedawno na moich
oczach.
- Zasłabła. A to, dlatego,
że nie chciała nikogo słuchać. Powtarzałem jej, że sama tego nie weźmie na
swoje barki, ale ona i tak przy swoim, jak zawsze – mówił lekarz z grymasem na
twarzy, opierając się o blat drewnianego stołu przy oknie, na którym leżały różne słodkości.
- Dobrze, że nic jej nie
jest – wypowiedziałam te słowa ledwo słyszalnie. Myślę, że oprócz mnie nikt ich
nie usłyszał.
- Dobrze, usiądźmy –
zasugerował lekarz. Poprowadził nas do innego stolika na środku pokoju.
Usiedliśmy grzecznie jak
prosił. Zajęłam miejsce tuż obok Willa. Krzesła były przezroczyste, jakby były zrobione ze szkła tak samo jak
stolik. Mężczyzna usiadł po drugiej stronie stołu
naprzeciwko nas. Jego grobowa mimika twarzy nie wróżyła nic dobrego – aż
wstrzymałam na chwilę oddech.
- Wasza przyjaciółka...ona
umiera – wyznał nam za jednym tchem.
Zamarłam.
Nie chciałam w to wierzyć!
Spojrzałam na Willa
przerażona. Siedział otępiały, jakby dostał czymś w głowę. Patrzył w pustą
przestrzeń. Też nie przyjął tego do wiadomości
tak samo jak ja.
- Czy można coś zrobić,
aby ją uratować? – zapytałam.
- A jesteście samobójcami...?
– odpowiedział oschle.
Nie wiedziałam, co miał na
myśli tak mówiąc. Teraz nie obchodziło mnie to. Chciałam tylko uratować Audrey
za wszelką cenę. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, jakbym jej nie pomogła, choć
była ku temu szansa. Umarłabym z tą myślą tak czy siak. Zniszczyłoby by mnie to
od wewnątrz – miałam tego świadomość.
- Co mamy zrobić? - Will
przeszedł do sedna.
Lekarz wstał od stołu. Podszedł
do okna. Obie ręce wziął za plecy
patrząc w przestrzeń. Nastała grobowa cisza.
- Błagam, niech nam Pan
powie – Will wstał z krzesła. Również wstałam. Też nie mogłam wytrzymać tego
napięcia.
- Przemyślałem to. Nie mogę Wam powiedzieć – wyznał stojąc do nas tyłem.
- Dlaczego? – zapytał Will.
Patrzył na niego z pretensją.
- Nie mogę. To wydanie
kogoś na śmierć! – słowa mężczyzny odbiły się echem w sali.
- I tak się dowiem. Nie
odpuszczę jak już wiem, że jest nadzieja.
Nie widziałam jeszcze
Willa tak zawziętego. Jego twarz, aż emanowała emocjami.
- Dowiaduj się, ale nie
ode mnie. Mężczyzna odwrócił się twarzą do nas. - Bardzo mi przykro –
widziałam, że mówi te słowa z ciężkim sercem.
W głębi duszy rozumiałam
go. Nikt przy zdrowych zmysłach nie posyła nikogo na śmierć, jeżeli to była
prawda. Zapalił jednak ten płomień nadziei, który już nie zgaśnie. Dopóki
starczy mi sił, znajdę odpowiedzi. Jeżeli będzie trzeba zejdę nawet do
podziemi. Ocalę ją – przyrzekłam sobie.
Tymczasem
demon harcuje:
To,
żeby jej przyjaciółeczka robiła za przynętę, było dobrym posunięciem.
Już
niedługo Ariadne zagości u mnie,
a wtedy...
Hura! Audrey jednak żyje. Ale i tak umiera 😢. Ariadne
OdpowiedzUsuń.. cokolwiek zamierzasz uważaj na siebie. Świetny rozdział. Tylko dlaczego taki krótki? 😡