wtorek, 21 kwietnia 2020

Rozdział 16





Błyskawicznie podbiegłam do przyjaciółki. Will dwoma palcami dotknął jej szyi, aby sprawdzić puls.

- Słaby, ale jest – stwierdził z ulgą, patrząc na nią wyraźnie zaniepokojony, że tak zaniemogła. 

- Dlaczego Ty mi to robisz...? Czemu mnie tak straszysz...?- szeptałam z goryczą, choć wiedziałam, że to nie jej wina. Po mojej twarzy zaczęły spływać gorzkie łzy. Z nerwów zaczęłam się pocić. A miałam być dzielna! – Tak było kilka minut temu. Teraz czułam tylko rozpacz zmieszaną ze strachem. Strachem, że mogę ją stracić. Moją przyjaciółkę, którą kocham jak własną siostrę.

Do sali wszedł młody, wysoki, ciemnowłosy mężczyzna w białym kitlu. Na szyi miał zawinięty stetoskop.

To zapewne lekarz – pomyślałam w pierwszej chwili, kiedy go zobaczyłam.

- Odsuńcie się - powiedział stanowczo podchodząc do nieprzytomnej.

Zrobiliśmy tak jak nam kazał. Zaczął badać Audrey. Westchnął z ulgą. Dzięki temu też mi ulżyło.  

- Gdzie jest pielęgniarka? – zapytał ostro, zwracając się w naszą stronę.

Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Will chyba też nie. Wtedy do sali weszła anielica, którą spotkałam wcześniej na korytarzu.

- Już jestem – wyjąkała.

- Gdzie byłaś! – krzyknął tak, że aż podskoczyłam. - Choć teraz to już nie ma znaczenia... - lekarz pokręcił głową. Spojrzał na nią wymownie, a ta spuściła głowę. - Jak masz zamiar się gdzieś oddalić zawołaj inną pielęgniarkę. Zobacz, co się dzieje, kiedy nikogo nie ma w środku! – wskazał na nas palcem wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenie.

- Ja przepraszam, ona zemdlała i ja...- próbowała się tłumaczyć.

- Wystarczy! – przerwał jej. - Melu to nie znaczy, że możesz zapomnieć o pacjentce i ją tak zostawić – spojrzał na nią w stylu, „Ale dałaś ciała”.

Widziałam, że Will chciał się wtrącić między nich, ale w ostatniej chwili się zawahał. Nie chce pogarszać sytuacji tak samo jak ja – pomyślałam.

- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy – wymamrotała.

- Mam nadzieję – powiedział już nieco łagodniejszym tonem.

- A Wy to, kto? Jesteście kimś z rodziny? – pytanie skierował do mnie i Willa.

- Bliskimi znajomymi – oznajmił Will bez żadnego wyrazu.  

- Melu wyprowadź ich z sali – powiedział lekko podenerwowany pokazując nam palcem wskazującym gdzie są drzwi.  

- Wyjdziemy dopiero wtedy, jak pan nam powie, co dolega Audrey – powiedział uprzejmie Will, nie ruszając się z miejsca.  

Stanęłam bliżej kolegi. Też nie miałam zamiaru się nigdzie wybierać.

Mężczyzna spojrzał na nas zdumiony.

- Co to ma znaczyć!? – wykrzyknął.

- To, co Pan widzi – rzucił mu ripostę. Oniemiała spojrzałam na Willa. Nie znałam go jeszcze od tej strony. 
-  Proszę nam powiedzieć, co dolega Audrey, a więcej nas pan nie zobaczy – tłumaczył zachowując przy tym pełny spokój.

Lekarz obrzucił go gniewnym spojrzeniem, jakby zaraz miał wyjść z siebie. Nie było widać, aby to Willa specjalnie ruszało. Stał na swoim miejscu, jak marmur. Po pewnym czasie twarz mężczyzny nieco złagodniała.

- Naprawdę Wam zależy – w jego głosie dało się wyczuć podziw.

- Chcemy odpowiedzi – powiedział Will z odczuwalną prośbą w głosie.

- Dobrze, już dobrze... – mężczyzna machnął ręką.  - Melu zostań z Audrey i Odettą. Muszę z tą dwójką porozmawiać w innym miejscu. Nie przy pacjentce. Będziemy w sali dla Aniołów – wtajemniczył pielęgniarkę.

Ta skinęła głową.

Udaliśmy się za nim. Poprowadził nas do drzwi znajdujących się naprzeciwko pokoju, w którym leżała Audrey. Otworzył nam je.

Odetchnął z ulgą.

- Nikogo nie ma. Tym lepiej – stwierdził.

Rozejrzałam się dookoła. Pomieszczenie nie pasowało do całokształtu przychodni. Pokój od razu od wejścia wprowadzał w pozytywny nastrój. Tapeta była w kolorze błękitu. Cała była okryta egzotycznymi owocami i roślinami takimi jak liście palmy w różnych odcieniach zieleni. Na tych palmach rosły ananasy, z których wyrastały kwiaty w różnych odcieniach. Te ananasy, które jeszcze nie zakwitły, były w kolorze ciemnego różu. Widziałam jeszcze jakieś kwiaty rosnące osobno obok palemek, ale nie znałam ich nazwy. Podeszłam do ściany, aby przyjrzeć się tym pięknym, różnokolorowym kwiatom z bliska, które mogłam podziwiać pierwszy raz. 

- To Dalia kaktusowa – zdradził Will widząc jak się im przyglądam. 

Spojrzałam na niego zaskoczona, że tak zna się na gatunkach roślin.  Myślałam, że mężczyźni mniej się takimi rzeczami interesują, a bardziej kobiety. Nigdy nie widziałam jeszcze mężczyzny interesującego się kwiatami, a już co dopiero florysty – stąd to moje przekonanie. Już wiedziałam, na jakie tematy z nim rozmawiać – uśmiechnęłam się pod nosem. 

- Czy wszystko dobrze z Angeles? – zapytałam. Przypomniałam sobie, ten dramat rozgrywający się niedawno na moich oczach.

- Zasłabła. A to, dlatego, że nie chciała nikogo słuchać. Powtarzałem jej, że sama tego nie weźmie na swoje barki, ale ona i tak przy swoim, jak zawsze – mówił lekarz z grymasem na twarzy, opierając się o blat  drewnianego stołu przy oknie, na którym leżały różne słodkości. 

- Dobrze, że nic jej nie jest – wypowiedziałam te słowa ledwo słyszalnie. Myślę, że oprócz mnie nikt ich nie usłyszał.  

- Dobrze, usiądźmy – zasugerował lekarz. Poprowadził nas do innego stolika na środku pokoju.

Usiedliśmy grzecznie jak prosił. Zajęłam miejsce tuż obok Willa. Krzesła były przezroczyste, jakby były zrobione ze szkła tak samo jak stolik.  Mężczyzna usiadł po drugiej stronie stołu naprzeciwko nas. Jego grobowa mimika twarzy nie wróżyła nic dobrego – aż wstrzymałam na chwilę oddech.  

- Wasza przyjaciółka...ona umiera – wyznał nam za jednym tchem.

Zamarłam.

Nie chciałam w to wierzyć!

Spojrzałam na Willa przerażona. Siedział otępiały, jakby dostał czymś w głowę. Patrzył w pustą przestrzeń.  Też nie przyjął tego do wiadomości tak samo jak ja.  

- Czy można coś zrobić, aby ją uratować? – zapytałam.

- A jesteście samobójcami...? – odpowiedział oschle.

Nie wiedziałam, co miał na myśli tak mówiąc. Teraz nie obchodziło mnie to. Chciałam tylko uratować Audrey za wszelką cenę. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, jakbym jej nie pomogła, choć była ku temu szansa. Umarłabym z tą myślą tak czy siak. Zniszczyłoby by mnie to od wewnątrz – miałam tego świadomość. 

- Co mamy zrobić? - Will przeszedł do sedna.

Lekarz wstał od stołu. Podszedł do okna. Obie ręce wziął za plecy patrząc w przestrzeń. Nastała grobowa cisza.

- Błagam, niech nam Pan powie – Will  wstał z krzesła. Również wstałam. Też nie mogłam wytrzymać tego napięcia.

-  Przemyślałem to. Nie mogę Wam powiedzieć –  wyznał stojąc do nas tyłem.

- Dlaczego? – zapytał Will. Patrzył na niego z pretensją.

- Nie mogę. To wydanie kogoś na śmierć! – słowa mężczyzny odbiły się echem w sali.

- I tak się dowiem. Nie odpuszczę jak już wiem, że jest nadzieja.

Nie widziałam jeszcze Willa tak zawziętego. Jego twarz, aż emanowała emocjami.

- Dowiaduj się, ale nie ode mnie. Mężczyzna odwrócił się twarzą do nas. - Bardzo mi przykro – widziałam, że mówi te słowa z ciężkim sercem.

W głębi duszy rozumiałam go. Nikt przy zdrowych zmysłach nie posyła nikogo na śmierć, jeżeli to była prawda. Zapalił jednak ten płomień nadziei, który już nie zgaśnie. Dopóki starczy mi sił, znajdę odpowiedzi. Jeżeli będzie trzeba zejdę nawet do podziemi. Ocalę ją – przyrzekłam sobie.

                                                          

Tymczasem demon harcuje:


To, żeby jej przyjaciółeczka robiła za przynętę, było dobrym posunięciem.

Już niedługo Ariadne zagości u mnie,

 a wtedy...

 

1 komentarz:

  1. Hura! Audrey jednak żyje. Ale i tak umiera 😢. Ariadne
    .. cokolwiek zamierzasz uważaj na siebie. Świetny rozdział. Tylko dlaczego taki krótki? 😡

    OdpowiedzUsuń