Napotkaliśmy jeszcze Liliannę i Nataniela na korytarzu, zanim wyszliśmy z groty.
- Nie idziecie na śniadanie zanim pójdziecie? – zapytała Lilly.
- Zmieniliśmy plany – odparł Will. Uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo, co odwzajemniłam mu tym samym.
- My polecimy na zwiady, aby przyjrzeć się z bliska sytuacji – zasygnalizowała Lilly. - Jeżeli będzie coś nie tak zbierzemy więcej ludzi.
Nagle twarz anielicy przybrała poważny wyraz.
- Ariadne z niczym nie będę Cię okłamywać. Zawsze będę Ci mówić prawdę – powiedziała patrząc mi w oczy.
Kiwnęłam głową. Miałam nadzieję, że to będą same dobre wieści.
Zauważyłam, że Nataniel od dłuższego czasu mi się przygląda. Odwróciłam wzrok , aby nie spotkać się z nim twarzą w twarz. Will spojrzał na Nataniela to na mnie. Zorientował się, co jest przyczyną mojego zakłopotania.
- Ariadne ładnie wygląda w tym stroju, prawda Nataniel? – posłał bratu zawadiacki uśmieszek.
Spojrzałam na Willa z wielkimi oczyma. Co Ty mówisz!? Chcesz żebym zapadła się pod ziemie!? – krzyczałam do niego w duchu.
Nataniel oderwał ode mnie swój wzrok i spojrzał wymownie na brata.
- Zgadzam się z Willem, naprawdę Ci ślicznie Ariadne – oznajmiła ze szczerym uśmiechem Lilly.
- Eh...dziękuję – zaczęłam się czerwienić od tych komplementów.
Nataniel znów zwrócił się twarzą do mnie. Nasze oczy się spotkały. Widziałam, że chciał coś powiedzieć, ale jakby nie mógł. Ostatecznie skończyło się na tym, że oboje odwróciliśmy głowę nic do siebie nie mówiąc. Czułam mały niesmak połączony ze złością w stosunku do swojej osoby. Też nie miałam odwagi niczego wykrzesać z siebie i zakończyło się to właśnie w taki a nie inny sposób.
Rozmawialiśmy jeszcze przez krótką chwilę, we wspólnym gronie. Lilianna zachęcała mnie, abym po spotkaniu z Audrey zajrzała na stołówkę. Potem pożegnaliśmy się wzajemnie.
- Uważajcie na siebie! – krzyknął Will zanim całkowicie się oddalili.
- Uważajcie – powiedziałam cicho z troską w głosie. Patrzyłam jak znikają za zakrętem.
Z jednej strony cieszyłam się, że już niedługo zobaczę swoich rodziców, a z drugiej strony czułam się źle z tym, że tak narażają się dla mojej rodziny.
- Wszystko dobrze? – zapytał Will widząc, że odleciałam.
- Tak wszystko gra – uśmiechnęłam się do niego.
Położył swoją dłoń na moim prawym ramieniu, co mnie lekko zaskoczyło.
- Wszystko będzie dobrze zobaczysz – powtarzał starając się mnie pocieszyć.
Nic nie odpowiedziałam tylko pokiwałam głową. Ton jego głosu działał na mnie uspokajająco, sprawił, że mu uwierzyłam. Chciałam mu wierzyć.
Staliśmy tak jeszcze przez chwilę. Will widocznie czekał na sygnał z mojej strony, że możemy już iść. To było nawet urocze – musiałam przyznać. Lekko go ponagliłam dając mu do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Wyszliśmy z groty i udaliśmy się w stronę przychodni.
Jeszcze tam nie dotarliśmy, a już
odczuwałam niepokój, który narastał z każdą chwilą. Spojrzałam na Willa. Z
pozoru wydawał się spokojny i opanowany, ale widziałam lód w jego oczach.
Czułam, że prawdziwe emocje skrywa pod maską i wie znacznie więcej niż ja. Zaczęłam
się martwić.
- Wszystko gra? – zapytałam.
Szedł patrząc przed siebie, jakby nie usłyszał mojego pytania. Wydawał się być w innym świecie.
- Will?
Dopiero wtedy wrócił do rzeczywistości.
- Wszystko w porządku – odpowiedział po chwili. Nie wyczułam w jego słowach szczerości.
Weszliśmy.
Od razu skierowaliśmy się na drugie piętro. Will cały czas mnie prowadził.
Podeszliśmy do drzwi, gdzie według niego znajdowała się Audrey. Zapukał.
- Chwileczkę – rozległ się głos, który wydał mi się znajomy, ale nie należał to Audrey. Próbowałam sobie przypomnieć imię tej anielicy.
Po chwili ta kobieta wyszła do nas. Wtedy przypomniałam sobie, że ma na imię Angeles. Wyglądała na skrajnie wyczerpaną zarówno psychicznie jak i fizycznie. Spojrzeliśmy z Willem po sobie wyraźnie zaniepokojeni tym widokiem.
- Angeles dobrze się czujesz? – zapytał Will z odczuwalną troską w głosie.
- Ja...
Nie dokończywszy zdania zaczęła osuwać się na ziemie. Will złapał ją w ostatnim momencie zanim upadła na podłogę.
- Straciła przytomność – powiedział opanowanym głosem, chociaż widziałam przerażenie wypisane na jego twarzy.
Zaczęłam biec przed siebie. Szukałam osób w pobliżu, jednocześnie wołając o pomoc. Po kilku sekundach kilka pielęgniarek i lekarzy zebrało się wokół Willa i nieprzytomnej.
- Zanieśmy ją obok do salki – zasugerowała jedna z lekarek, zachowując pełny spokój.
Wszyscy inni zgromadzeni zgodzili się jednomyślnie.
- Ja ją zaniosę – zadeklarował Will.
Szybkim ruchem wziął anielicę na ręce, jakby ta nic nie ważyła. Z pozostałymi poszedł w kierunku salki.
Patrzyłam osłupiała, jak idą. Uczucia, jakie odczuwałam w tej chwili, były przepełnione równocześnie strachem i obawą o stan zdrowia kobiety.
Nagle poczułam dotyk czyjejś dłoni na moim ramieniu, aż podskoczyłam.
- Wszystko w porządku? – zapytała nieznajoma.
Stanęła twarzą do mnie i uśmiechnęła się.
- Sama nie wiem...- wyznałam szczerze. Ta kobieta... - wzięłam głęboki wdech - ona zemdlała... - dokończyłam wypuściwszy powietrze z płuc.
Spokojny wyraz twarzy anielicy się zmienił. Teraz patrzyła na mnie przerażona.
- Angeles!?- krzyknęła.
Kiwnęłam głową.
- Gdzie jest? – spytała, jakby życie od tego zależało.
Wskazałam palcem, a ta pobiegła z prędkością światła.
Teraz patrzyłam jak ona wbiega do sali.
Zrobiłam kilka kroków do przodu, aby nabrać krążenia, które przez chwile we mnie zastygło. Zobaczyłam, że drzwi od pokoju, w którym znajdowała się Audrey były uchylone. Zerknęłam przez nie kątem oka. Akurat nie było żadnej pielęgniarki. Weszłam do środka cicho zamykając je za sobą. Wnętrze wyglądało jak typowa sala szpitalna. Po dwóch stronach stały dwa łóżka. Jedno po prawej było zajęte przez anielicę, której nigdy nie widziałam. Audrey leżała po lewej stronie z podłączonym do niej respiratorem. Podeszłam bliżej przyjaciółki. Spała. Twarz miała jeszcze bledszą od Angeles.
- Audrey – szepnęłam z troską patrząc na nią.
Kucnęłam, aby znaleźć się na wysokości jej twarzy.
- Wszystko będzie dobrze – powtarzałam z nadzieją, że mnie słyszy. Chwyciłam jej dłoń, żeby mogła poczuć moją obecność.
- Ariadne, to Ty...? – szepnęła ledwo słyszalnie.
Wciąż miała zamknięte oczy. Słysząc głos przyjaciółki w moich oczach pojawiły się łzy.
- Audrey obudziłaś się – powiedziałam z nieukrywaną radością.
- Jestem taka słaba, ja...
- Wiem – przerwałam jej. Nic nie musisz mówić – zaczęłam gładzić jej rozpaloną dłoń.
- Ariadne musisz być silna – powiedziała ciężko dysząc. - Jak mnie zabraknie musisz być silna...
- Nawet tak nie mów!- warknęłam sama nie widząc co we mnie wystąpiło. - Nie mów tak...
Flustracja i żal do Audrey, że mówi mi takie rzeczy przerodziła się w rozpacz. Starałam się powstrzymać łzy, które napłynęły mi do oczu.
Nie mogę pokazać słabości, że się wyłamuje – powtarzałam sobie w myślach. W przeciwieństwie do niej, nie przyjmuję takiego czarnego scenariusza.
Audrey powoli otworzyła powieki. Przez chwilę patrzyła w sufit, po czym odwróciła się w moją stronę. Uśmiechnęła się czule.
- Na początku miałam żal, że musiałam opuścić Krainę, choć wiedziałam, że tak trzeba. W momencie, kiedy Cię poznałam zmieniło się moje nastawienie. Niczego nie żałuję, ani jednej chwili spędzonej na Ziemi i tego, że mogłam nad Tobą czuwać.
- Audrey...- Wytarłam łzę, która spłynęła i zatrzymała się na jej prawym policzku. – Od kiedy jesteś taka spokojna? – roześmiałam się.
- Sama się sobie dziwię – westchnęła. - Wiesz, podobno przyśniłaś się mojemu tacie. Miał wizję, że mam zaopiekować się właśnie Tobą. Dziwne prawda? – powiedziała słabym głosem, w którym tliły się iskierki rozbawienia.
- Rzeczywiście to trochę niecodzienne – zgodziłam się. - Muszę mu zatem podziękować. Dzięki niemu mogłam Cię poznać– chwyciłam mocniej dłoń przyjaciółki.
- Jak spotkasz mojego tatę, powiedz mu, że Go kocham – patrzyła na mnie z miną pełną powagi. - Mam nadzieję, że nic mu nie jest...
- Sama mu to powiesz Audrey – rzekłam z uśmiechem.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Audrey nigdzie się nie wybierasz – powiedziałam, próbując zachować spokój. - Nie na mojej warcie.
- I na mojej – odezwał się Will stojący za nami.
Podszedł i kucnął przy Audrey. Spotkali się twarzą w twarz.
Ja za to wstałam i odsunęłam się daleko w kąt. Ta chwila należała do nich, tylko do nich – wiedziałam to i uszanowałam.
Audrey patrzyła na niego zdezorientowana. Will widząc, że go nie poznaje odsłonił prawy rękaw. Na jego nadgarstku znajdowała się jakaś bransoletka. Pokazał ją tuż przed jej oczyma.
- Will to Ty? – zapytała słabym głosem, nie mogąc uwierzyć, że to on.
- Aż tak wyprzystojniałem? – zażartował.
- Od kiedy jesteś taki dowcipny? – wymamrotała. - Jak widzę wciąż nosisz bransoletkę – powiedziała słabszym głosem przyglądając się jej.
- Przecież złożyliśmy sobie obietnice – odparł, jakby to było oczywiste.
- Też się z nią nie rozstałam – powiedziała łkającym głosem.
Wpatrywali się w siebie z utęsknieniem, jakby nie widzieli się od wieków. Miałam wrażenie, że nie zwracali uwagi na czas. Zatrzymał się, jak oni w swoim głębokim, przepełnionym czułością spojrzeniu.
Odniosłam wrażenie, że moja obecność jest teraz zbędna. Postanowiłam opuścić salę i zaczęłam kierować się w kierunku wyjścia.
- Ariadne zostań... - zatrzymała mnie przyjaciółka.
Odwróciłam się do niej.
Wtedy zamknęła oczy, a jej ręka opadła bezwładnie na łóżko.
Świetne opowiadanie! Popłakałam się. Audrey nie żyje? 😭
OdpowiedzUsuń