środa, 15 kwietnia 2020

Rozdział 14





Do śniadania nie zostało za wiele czasu. Pierwsze, co postanowiłam, to poszukać prysznica. Zauważyłam, że w mojej sypialni znajdują się drzwi do innego pomieszczenia. Po otworzeniu ku mojej radości moim oczom ukazała się łazienka. I to nie byle jaka. Naprzeciwko mnie stała wielka wanna, ze złotymi zdobieniami przy brzegach, z prysznicem. Nad nią wisiał baldachim w kolorze ciemnego złota. Po prawej stronie znajdowała się komoda ze złotymi obramowaniami wokół szuflad. Na blacie po lewej i prawej stronie stały umywalki w brązowym połyskującym kolorze tuż nad wielkimi lustrami z pięknymi miedzianymi zdobieniami wokół, na których czubku widniał ptak rozpościerający skrzydła. Pośrodku między lustrami stał ciemno-brązowy wazon z falistymi wzorkami, a w nim pięć różowych goździków. Nad nim znajdowała się potrójna złączona ze sobą lampka ścienna, która dawała niezwykły świetlany efekt. Po lewej stronie stało zaś wielkie podwójne otwierane lustro. Podeszłam i odchyliłam je.  Na półkach leżała suszarka, lokówka, prostownica, kosmetyczka...wszystko, jakbym miała to ująć jednym słowem. Od dłuższego czasu moją pasją stała się dekoracja wnętrz. Tu bym jednak niczego nie zmieniła – stwierdziłam w duchu.  Miałam wielką ochotę zrobić sobie gorącą kąpiel z bąbelkami. Wiedziałam jednak, że czas mnie goni, dlatego ostatecznie zdecydowałam się na szybki prysznic – westchnęłam zawiedziona. Szybko się rozebrałam i odkręciłam zawór. Spływająca, ciepła woda z prysznica zaczęła otulać moje ciało. Tego mi było trzeba – szepnęłam. Zaczęłam smarować się płynem do kąpieli o zapachu konwalii, który wprowadzał mnie w błogi, przyjemny stan.  Potem przyszła kolej na włosy. Dokładnie wcierałam w siebie szampon o różanym zapachu. Momentami wracałam myślami, co Aurelia chciała mi wtedy powiedzieć. Czy naprawdę miała na myśli... księżniczko? Przypomniałam sobie ostatnią wspólną rozmowę z rodzicami. Powiedzieli, że byli poddanymi moich prawdziwych rodziców – rozmyślałam. Ale ja księżniczką? – aż pokręciłam głową. Po spłukaniu wyszłam z wanny owijając się długim, miękkim kremowym ręcznikiem wiszącym przy toaletce. Wzięłam do ręki swoje ubrania. Nie mogę ich ubrać, wyglądają okropnie – stwierdziłam po dłuższym przyjrzeniu. Muszę znaleźć sobie coś innego na przebranie – powiedziałam głośno, mając tego świadomość. Szczelnie owinięta ręcznikiem wyszłam z łazienki. Po prawej stronie łóżka stała wielka antyczna szafa. Podeszłam i przejechałam po niej palcami. Wydawało mi się, że jest wykonana z drewna dębu, ale nie byłam w 100% pewna. Przekręciłam klucz otwierając ją. Wisiało w niej mnóstwo ubrań, z przewagą sukienek. Nie chciałam zmieniać swojego dotychczasowego stylu ubioru, ale nie miałam wyboru. Wzięłam do ręki pierwszą lepszą koronkową blado-różową sukienkę do kolan. Od razu zapragnęłam się w nią wdziać. Położyłam ją na łóżku i poszłam z powrotem do łazienki po szczotkę i suszarkę. Jedną ręką trzymając ręcznik, a drugą szczotkę i suszarkę zaczęłam szukać do niej gniazdka. Na próżno. Usiadłam na łóżku nieco zrezygnowana. Szkoda, że sama nie możesz się zapalić – powiedziałam patrząc na nią. Pod wpływem tej myśli włączyłam przycisk i ku mojemu zdumieniu suszarka zadziałała.  I to bez gniazdka! Nie do wiary, suszarka z prądem!

Czy ta Kraina kiedyś przestanie mnie zaskakiwać?

Tak umiejętnie przepasałam się ręcznikiem, że miałam do dyspozycji dwie ręce a nie jedną. Wzięłam do ręki książkę, którą mi wcześniej dano, położyłam ją na kolanach otwierając pierwszą stronę. Jednocześnie się susząc i rozczesując włosy przeczytałam pierwszą linijkę.  

Stworzenie Krainy Gwiazdozbiorów – tak brzmiał tytuł na pierwszej stronie.

Czytanie przerwało mi głośnie burczenie w brzuchu.

Nie możesz trochę poczekać? – powiedziałam klepiąc go lekko.

Znów burczenie. Do tego doszedł ból głowy.

Nie miałam innego wyjścia jak znaleźć sobie coś do jedzenia, inaczej zemdleję. Z żalem i lekką złością w duszy odłożyłam książkę i wyłączyłam suszarkę. Przy ścianie dostrzegłam drewniany taboret. Na nim leżało coś przykrytego biało-śnieżną koronkową serwetką z kwiecistymi czerwonymi wzorkami. Podeszłam i odsłoniłam zawartość. Pod nią leżał przezroczysty talerz, a na nim znajdowały się ciasteczka z wyglądu przypominające owsiane. Wzięłam pierwszy kęs i potem następny, aż całkiem przestałam się hamować. To najlepsze ciastka owsiane, jakie w życiu jadłam, albo może jestem taka głodna? – myślałam. Wyczuwałam w nich suszone daktyle, rodzynki sułtańskie i orzechy makadamia. Z wyglądu mi je przypominały. Zanim się zorientowałam talerz był pusty. Po ciastkach nie zostało ani śladu. Uświadomiłam sobie, że to był mój pierwszy stały posiłek, ponieważ dotychczas przyjmowałam same płyny. Poczułam się miło syta. Zaspokoiwszy głód mogłam wrócić do czytania. Przyjęłam pozycję jak wcześniej. Trzymając otwartą książkę na kolanach, jednocześnie czesząc i susząc włosy wróciłam do lektury:

Dawno temu Kraina Gwiazdozbiorów była tylko pustą plamą. Nie istniała, a w raz z nią nie istnieli aniołowie. To się jednak zmieniło. Kraina powstała, a wszystko za pomocą farb, pędzla, kartki i odpowiedniej ręki. A ta ręka należała do Stwórcy, tych ziem. Podobno miał wizję we śnie Krainy idealnej, gdzie przyroda i zwierzęta żyją ze sobą w harmonii i w zgodzie. Od razu zapragnął tą wizję przelać na papier. Zaczął malować, aż w końcu mógł zaszczycić się swoim dziełem. Wszyscy widząc tą Krainę mogli się zachwycać. Wszyscy...brakowało więcej istot, które mogłyby tą Krainę podziwiać. Stwórca znów doznał wizji istot nieśmiertelnych, pięknych, nieziemskich ze snów. Wziął się znów za malowanie i tak powstały pierwsze anioły. Stwórca pragnął, aby wszyscy mieli do Krainy dostęp, również śmiertelnicy z Ziemi. Dlatego po śmierci ludzie mogli zaznać w niej wiecznego spokoju sami stając się aniołami. Otworzył dla nich wrota do raju. Anioły miały misję opiekować się ludźmi za życia, strzec ich. Tak Kraina Gwiazdozbiorów złączyła się na wieki z Ziemią. Tego, co zawsze pragnął Stwórca, to to żeby jego wysiłki nie poszły na marne. Stworzył ją dla wyższych ideowych celów. Wreszcie mógł udać się na zasłużony odpoczynek.

Przeczytałam ten fragment ze dwa razy z zapartym tchem. Ten Stwórca jest całkiem w porządku – pomyślałam uśmiechając się pod nosem.

Następna strona była zatytułowana: Naszyjnik - Serce Krainy.

Zamknęłam na chwilę oczy i głośno westchnęłam. Czułam, że tam jest zapisana moja odpowiedź, a przynajmniej jego część. Zaczęłam czytać lekko podenerwowana, jednocześnie zafascynowana:

Piękny anioł imieniem Jordan z zamiłowania maluje obrazy. Szczególnie ujmuje w nich przyrodę, a także wszystko, co przykuje jego uwagę. Spowodowane jest to nieogarniającym ciepłym uczuciem, jaką darzy Krainę, swój dom. Wszystko w niej fascynuje go i inspiruje.  Na jednym malunku nigdy się nie kończy. Pewnego dnia Stwórca przechadzał się po tych terenach, na których właśnie tworzył Jordan.  Ujrzawszy jego przepełnione miłością i niezmierzoną głębią dzieła Stwórca zapłakał ze wzruszenia. Łzy zebrały do przezroczystej, srebrnej fiolki aniołowie, którą potem przekazały Jordanowi. Stwórca poprosił go, aby ten wylał jego łzy na pustym płótnie. Tak też uczynił. Z łez powstał pięciokaratowy czerwony kryształ w kształcie serca przejrzysty niczym kropla wody, mieniący się w świetle dnia i nocy.  Stwórca podarował mu go w podzięce. Jordan z pomocą swojej ukochanej siostry Eileen zrobił naszyjnik z 59 malutkich kolorowych koralików znalezionych na piasku przy Srebrnym jeziorze, umieszczając w nim na środku serduszkowy pięciokaratowy kryształ. Zapięcie było ze srebra w kształcie kółeczka. Anioły, widząc, co się stało chciały obsadzić Jordana na tronie, aby panował na tych Ziemiach. Uznali go za wybrańca. Anioł wahał się przez jakiś czas do momentu, kiedy Stwórca przyszedł do niego we śnie mówiąc, że tego sobie właśnie życzy. Od tej pory kryształ nazywano Sercem Krainy. Ten, co go posiada ma władzę. Potrafił okiełznać najgorsze demony. Jednak pod tym warunkiem, że znajdował się na szyi odpowiedniej osoby. Tylko wtedy ujawni swoją prawdziwą moc. Jordan dwa lata później ożenił się z anielicą Philomeną i urodziło się trzech synów najstarszy Michael, młodszy Aaron oraz najmłodszy syn Aidan.

Czas dla mnie stanął na chwilę w miejscu. Wyłączyłam suszarkę i chwyciłam dłonią wisiorka znajdującego się na mojej szyi.

 – To ten naszyjnik? – powiedziałam głośno patrząc na niego. Ale, jak, dlaczego...? – zaczęłam pytać samą siebie.  Prawdę mówiąc pojawił się u mnie w pokoju,  w nieznanych okolicznościach. ... – próbowałam to sobie poukładać w całość. Po namyśle uznałam, że to się kupy nie trzyma. Przecież jestem śmiertelniczką a nie aniołem.  Nie mogę być z nimi spokrewniona – doszłam do wniosku. Więc dlaczego znalazł się u mnie? – zastanawiałam się. W sumie zawsze łączyła mnie jakaś więź z tym naszyjnikiem. Raz, gdy go zdjęłam poczułam nieogarniający smutek, jakbym robiła coś złego. To poczucie zaczęło niszczyć mnie od środka. Dlatego nawet pod prysznicem, czy kiedy śpię nie rozstaję się z nim. Często nawet zapominam, że noszę go na szyi. To takie niepojęte i dziwne za razem. Moje rozmyślanie przerwało pukanie.

- To ja Will, nie przeszkadzam Ci?

Wróciłam myślami na ziemię. Owijając się mocniej ręcznikiem podeszłam bliżej drzwi.

- Ani trochę, coś się stało? – spytałam udając, że u mnie wszystko gra.

- Wpuścisz mnie na chwilkę? – zapytał z życzliwością w głosie.

Spojrzałam na siebie. Półnaga, owinięta ręcznikiem... To chyba nie jest najlepszy pomysł, a raczej na pewno! – stwierdziłam.

- Wiesz nie mogę Ci teraz otworzyć...- powiedziałam z lekkim zakłopotaniem.

- Rozumiem.

Czy on sobie coś pomyślał? –  na sam domysł, aż się zaczerwieniłam.

- Tak sobie myślałem – zaczął wolno. - Wiem, że chcesz zobaczyć się z Audrey. Nie chciałabyś trochę wcześniej? Lilianna i Nataniel wyruszają na zwiady zobaczyć jak wygląda sytuacja u Ciebie i Audrey w domu. Ktoś musi Ci towarzyszyć, jak będziesz do niej szła. Pomyślałem, że mogę iść tam razem z Tobą, jeżeli oczywiście chcesz?

- Pewnie – odparłam bez wahania.

Sam chcesz się zobaczyć z Audrey – tą sugestie zostawiłam dla siebie uśmiechając się pod nosem.

- Poczekam na Ciebie tutaj – odparł.

- Teraz?

- Tak teraz, a kiedy? – zapytał zdziwiony moim pytaniem.  

- Poczekaj pięć minut – powiedziałam pospiesznie.

Nie tracąc dłużej czasu na dyskusję zaczęłam się ubierać. Tak, jak wcześniej ustaliłam założyłam tą blado-różową sukienkę. W szafie znajdowała się również bielizna i kilkanaście par butów. Ubrałam ciemno-różowe balerinki z kwadratowym jasno-niebieskim diamencikiem na środku. Szybko wyczesałam włosy, które były już suche. W pędzie pobiegłam jeszcze do łazienki, gdzie znajdowała się kosmetyczka. Wyjęłam tusz do rzęs i szybko nim przejechałam. Na toaletce stały również perfumy. Użyłam  jednego z nich, który według mnie pachniał najładniej psikając się nim w szyję. Lekko poprawiłam łóżko, które było w nieładzie i ze spokojem otworzyłam drzwi. Will opierał się o kamienny parapet. Wydawał się zamyślony. Podeszłam bliżej, a on zakaszlał.

Czyżbym przesadziła z tymi perfumami? – myślałam z zażenowaniem.

- Już gotowa? – zapytał, żeby się upewnić.

- Tak, jak na lato – odpowiedziałam radośnie, podnosząc obie ręce do góry, jak małe dziecko.

- Ładnie wyglądasz – stwierdził ze szczerym uśmiechem, przyglądając mi się jednocześnie.  

- Ehh, dzięki – podziękowałam nieco onieśmielona tym nagłym komplementem.

- A więc chodźmy - powiedział z łagodnym wyrazem twarzy.

- Nie uprzedzimy nikogo? – zapytałam przypomniawszy sobie ostatnie incydenty z „niedoinformowaniem” załogi.

- Już powiedziałem, komu trzeba- odparł. Pewnie jesteś głodna. Możemy jeszcze pójść na stołówkę i wziąć coś na szybko – zaproponował.

- Nie trzeba, zjadłam ciastka w pokoju.

- Te owsiane?

- Tak – odparłam.

- Też je lubię – uśmiechnął się lekko.

- Ja się dzisiaj o tym przekonałam.

Po tym słowach oboje zamilkliśmy.  Próbowałam znaleźć temat, który ożywiłby dyskusję, ale jakoś nic nie przychodziło mi do głowy. Może poza jednym wątkiem, którym była Audrey. Miałam ochotę zapytać go o tak wiele rzeczy. Chociażby jak się poznali, gdzie, kiedy, jak? Nataniel wyznał mi to poufnie, dlatego nie mogłam wypuścić  pary z ust. Musiałam milczeć.

- Widzę, że chcesz mnie o coś zapytać? – zauważył Will.

- Czemu myślisz, że chce? – patrzyłam na niego ze zdziwieniem.

Czyta w moich myślach, czy co? A może anioły mają taki dar - zaczęłam lekko panikować na samą myśl.

- Twoje spojrzenie Cię zdradza – odrzekł uśmiechając się pod nosem.  - A więc...

Widać, że czekał na pytanie z mojej strony. Jak tu się teraz wywinąć?

- Eh, chciałam zapytać czy...lubisz Audrey? – zapytałam za jednym tchem.

- Lubić lubię, nawet bardzo – powiedział spuszczając wzrok w podłogę. - Znamy się od dzieciństwa – dodał  po chwili.

Nie spodziewałam się, że będzie taki wylewny. Postanowiłam ciągnąć temat.

- A więc, gdzie się poznaliście? – spytałam znając odpowiedź. Specjalnie to zrobiłam tworząc pozory, że dowiaduje się o wszystkim pierwszy raz.

- Poznaliśmy się w Anielskiej Szkole – powiedział nieco poważniejszym tonem.

- Rozumiem.

- Skąd to pytanie czy ją lubię? –  spojrzał na mnie z dziwnym błyskiem w oku.

- Sama nie wiem, bo może spojrzenie Cię zdradza? – odpowiedziałam mu tym samym.

- A więc słaby ze mnie aktor – odrzekł udając zawiedzionego.

- Ze mnie też. Sam widzisz jak szybko mnie przejrzałeś. 

 Oboje zaśmialiśmy się w tym samych momencie.



W tym samym czasie demon harcuje:

A więc, ta głupia dziewka ze swoją przyjaciółeczką są już tutaj.

Wszystko idzie zgodnie z planem.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział. Ariadne nie jest aktorką? No jasne. Udaje, że nic nie wie. Ooo robi się mrocznie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń